Szybka i mądra weryfikacja, jednak z małymi lukami. Ale nie chciałem już wymieniać się swoimi argumentami, nie jestem w tym tak sprawny jak kobieta.
- Raczej "właściciel" tego świata, nie pozwoli na zhakowanie, to on raczej jest wirusem - Rozejrzałem się - W dodatku... to wygląda zbyt prawdziwie - Zmarszczyłem delikatnie brwi - Gdyby to był raczej stworzony świat, to nie wyglądałby jak... - Zamilkłem na chwilę zastanawiając się jakiego użyć słowa - No przypuśćmy wiadomości nie wyświetlałyby się nam przed nosami, zamiast używać telefonów? -W mojej głowie nawet urodził się obraz mojej myśli.
Spojrzałem w oczy kobiety. Ta jednak prędko wybuchła śmiechem.
- Chyba sporo grasz co? - Próbowała powstrzymać śmiech
- Niezupełnie - Odparłem bez żadnego wyrazu, nie wiedząc dokładnie o co chodzi kobiecie. Ta szybko się otrząsnęła i kontynuowała moją myśl.
- Raczej takie jest zamierzenie, by ten świat był jak najbardziej realistyczny - Odparła - A jeśli nasz kolega lubi ryzyko, to i hackera tutaj znajdziemy. Nikt nie lubi nudy - Uśmiechnęła się triumfalnie i wybrała kierunek w którym mamy podążać. Wzruszając ramionami ruszyłem za nią. O dziwo jej towarzystwo w ogóle mi nie przeszkadzało, momentami wręcz było przyjemne.
- Umiesz walczyć prawda? - Usłyszałem nagle głos kobiety. Kiedy spojrzałem w jej kierunku napotkałem jej wzrok, lecz nie odpowiadałem. - Chyba umiesz używać tych mieczy - Dodała dość niezadowolona. A ja pokiwałem głową. - W sumie nie wiem czemu pytam, pokonałeś tyle tych stworów - Zaczęła znowu patrzeć przed siebie.
- Ty nie potrafisz prawda? - Zapytałem, a kobieta rzuciła mi karcące spojrzenie, jakbym trafił w jej czuły punkt.
- Nie.. - Odparła krótko - Dlatego musisz mnie chronić.. - Syknęła i po chwili jakby zrobiła przerażoną minę z obawy o coś.
- Rozumiem - Zgodziłem się, a mimika kobiety wyrażała głębokie zdziwienie.
- Na prawdę?! - Stanęła w miejscu - Znaczy.. dopiero się poznaliśmy i w ogóle.. i... - Przerwałem kobiecie.
- Nie oczekuję niczego w zamian - Kobieta jakby się naburmuszyła słysząc to "Jakbym w ogóle o tym mówiła" miałem wrażenie, że właśnie o tym myślała. Ruszyliśmy z powrotem przed siebie. Cisza trwała przez kwadrans. Dla mnie nie było to w żaden sposób męczące, czy niekomfortowe. Zwyczajnie przyglądałem się dokładnie wszystkiemu co zobaczyłem. Mogłem popisać się fotograficzną pamięcią i bystrością, dzięki czemu w razie ucieczki, czy zgubienia się prędko odnajdę drogę.
- Jakie umiejętności mają Demon Hunterzy? - Kobieta przerwała ciszę - Słyszałam o was, jednak bardzo mało, jakbyście byli jednostkami specjalnymi i bardzo tajnymi - Dodała, a ja wyczułem zaciekawienie w jej głosie.
- Działamy nocą i w ukryciu przed ludźmi, dlatego nic o nas nie wiedzą - Wytłumaczyłem - Jednak można nazwać nas sektą - Dostrzegłem jak kobietę przechodzą ciarki
- W jaki sposób zabijacie demony? - Zapytała
- Zwalczaj ogień ogniem - Odparłem, a kobieta zadrżała
- Czy.. czyli jednak.. jesteś de..demonem? - Nagle zaczęła delikatnie się jąkać, jednak jej głos nie był na tyle przestraszony jak wypełniony gniewem i głęboką krzywdą.
- Nie, mimo że mam w sobie ich cząstkę, to nadal jestem człowiekiem - Zacząłem powoli tłumaczyć. - W żaden sposób nie jestem podobny do nich, posiadam jedynie w sobie zastępcze ciało, którym jest demon - Wyjawianie tak szczegółowych informacji jest mi zakazane, jednak w tym świecie, kto zwraca uwagę na zasady, które panowały w tym, w którym do tej pory żyłem? - Podczas utraty kontroli stajemy się jednymi z nich, jest to efekt ubocznych, tych którzy nie opanowali mocy - Zacisnąłem pięści - Jestem jednym z nich... - Kobieta nadal szła ani nie zwalniając, ani nie przyspieszając. - Jednak jak już stracimy kontrolę, to nigdy jej nie odzyskamy, teraz moje moce są zablokowane, więc nie ma takiej możliwości, w sumie zastanawiam się czy chcę je w ogóle odzyskać - Odparłem ciężko rozluźniając mięśnie. Nie musiałem chociaż teraz żyć w strachu. - A ty? - Zapytałem
- Co ja? - Usłyszałem głos zakryty chrypą
- Sama mówiłaś, że trafili tu "inni", na pewno nie zwykli ludzie, a więc kim jesteś? - Zapytałem wpatrując się dokładnie w kark kobiety, która była widocznie zestresowana.
< Naith? >
6 marca 2017
Od Luny C.D. Jeremiela
‘’Bezbronna, niewidoma, niezwykła, tajemnicza, białowłosa dziewczyna znajdująca się z swym towarzyszem w dziwnym świecie bez swych wspomnień, postanowiła niemiejąc wyjść zaakceptować swą sytuację i zagrać w grę twórcy tego świata, który wtrąca wybrane przez niego pionki żeby zagrały w jego grę żeby go zabawić. Na początku podarował im telefony z informacjami gry, a potem czas na zapoznaniem się z wszystkim… ‘’
Ten czas wolny na czekanie na SmS oznaczającym rozpoczęciem gry białowłosa dziewczyna poświeciła przy książkach które pomogły jej lepiej poznać ten świat w którym się znalazła, przez to udomowiła się w bibliotece, w której większość czasu spędzała i dzięki temu odkryła tajemne miejsca w budynku , które dały dziewczynie do myślenia nad dręczącym jej pytaniem brzmiejącym tak :
‘’ Czy to była na pewno zwyczajna biblioteka ?’’
Dziewczyna za wielką cenne chciała odpowiedzieć sobie na to pytanie, wiec któregoś dnia już dobrze mieszkająca w budynku ruszyła, po pewne książki, opisujące ten budynek bardzo dobrze, niestety sama ponieważ jej towarzysz tego dnia ruszył na patrol. Jednak dziewczyna już na pamięć znała to miejsce, wiec wzrok nie był jej potrzebny do ruchu oraz do szukania, nawet do czytania, ponieważ większość książek były dla widzących oraz niewidomych. Gdy odnalazła książki to usiadła przy stoliku otwierając je i zaczęła szukać informacji o tym budynku i gdy już jakieś konkrety znalazła usłyszała otwierające i po chwili zamykające się wejściowe drzwi biblioteki oraz kroki zbliżającej się do tej Sali. Lu wtedy pouczyła, nieznaną obecność i to przeszkodziło jej w czytaniu, ponieważ dziewczyna zaciekawiła się gościem, który odwiedził bibliotekę, wiec wstała i ruszyła za dźwiękiem obcego bicia serca dowiadując się wtedy o gościu, który widocznie szukał dla siebie jakiejś książki. Gdy już była blisko i słyszała głośniejsze bicie serca to wtedy poczuła zapach męskich perfum i dzięki temu już odgadła jaka płeć ją odwiedziła, wtedy z rozbawieniem na twarzy, do chłopka podeszła i miło mu doradziła podając mu książkę z pułki którą dla niego wybrała opisując ją krótko o czym opowiada, a potem jak chłopak podziękował przestawiła się, a on po niej. Po przestawieniu się Lu towarzysz wrócił z patrolu i usiadł na jej ramieniu wtedy dziewczyna zapytała kruka z uśmiechem:
~ Witaj Blood...Gdzieś ty się podziewał?
- ‘’Kra..Kra – Tam i Tu…Przez to jestem strasznie głodny – Odparł zmachany kruk
~ Rozumiem. No dobrze... Chodźmy coś zjeść – Zaśmiała się Lu , po czy spojrzała na Remiela, nareszcie widząc jak wygląda dzięki wzrokowi kruka, który automatycznie mi go podarowuje, gdy zemną jest. – Miłej lektury i do zobaczenia mam nadzieję – Odparła i ruszyła do wyjścia razem z swoim towarzyszem.
Po wyjściu z budynku dziewczyna ruszyła wraz z krukiem do ulubionej kawiarni w której można było wpuszczać zwierzaki do środka i razem z nimi spożywać pyszne delicje. Kawiarnia znajdowała się w pobliżu zamieszkanego przez dziewczynę budynku, wiec szybko dotarła na miejsce, które z oddali tętniła życiem, przez wielu zadowolonych klimatów. Zadowolona dziewczyna przez tą miłą aurę podeszła do dużych ślicznie ozdobionych drzwi, żeby wejść do środka kawiarenki. Po wejściu do wnętrza kawiarni Lu ujrzała wiele ludzi siedzących przy drewnianych i ślicznie zakrytych stolikach i kelnerów rozdających zamówienia, wtedy zaczęła się rozglądać się po Sali nad wolnym stolikiem i gdy zobaczyła takie, przy oknie to szybciutko podeszła tam i przy stoliku wygodnie usiadła wraz z swoim krukiem, który wtedy szepną jej do ucha żeby coś dobrego dla niego kupiła do jedzenia . Lu wtedy tylko z rozbawioną minką kiwnęła głową i zawołała kelnera żeby zamówić pyszny posiłek dla nas . Dziewczyna wtedy zamówiła dla kruka pyszną miseczkę świeżych ziaren oraz dla siebie małą miseczkę spaghetti. Oczywiście natychmiastowo dostali swoje zamówienie na stół, wiec nie czekali długo na nie! Od razu po dostaniu swojego zamówienia na stół zaczęli jeść w ciszy, jednak po chwili kruk się do dziewczyny odezwał pytając się jej :
Wczoraj
, 21:45
Zgłoś nadużycie
Nieprzeczytane od tego miejsca
- Kra..Kra – Lu kim był mężczyzna przy tobie ?-
~Jeremiel?... Nie wiem kto to jest, poznałam go dziś, gdy odwiedził bibliotekę w poszukiwaniu dla siebie książki, wtedy do niego podeszłam i mu poleciłam książkę przestawiając mu się – Odpowiedziała krótko kończąc jeść
-Kra…Kra – Rozumiem…Jednak proszę cię uważaj na niego
~ Dlaczego?...Wydaje się być naprawdę miłą oraz zagubioną osobą, która tak jak my tu taj trafiła
-Kra..Kra – Może taki jest, ale wyczuwam od niego dziwną nieludzką aurę – Odparł Kruk
~ Rozumiem…No dobrze będę ostrożna – Uśmiechnęła się
-Kra..Kra- Dziękuje – Odparł nażarty do syta
~ Hihi…Chyba deser zjemy w naszym zamieszkanym budynku – Odparła śmiejąc się i wołając kelnerkę żeby jej zapłacić oraz zamówić deser i poprosić o spakowanie go. Po zapłacie oraz po dostaniu na wynos swego deseru Lu pożegnała się i wróciła do swego zamieszanego budynku. Weszła do środka rozmawiając swym krukiem, wtedy tą rozmowę przerwał chłopka, którego wcześniej Luna poznała i który nadal był w bibliotece :
- Witaj z powrotem. - przywitał się.
~[ Uśmiechnęła się i podeszła do chłopaka który siedział przy stoliku wypełniony książkami] - Witaj Remi... Co czytasz? - zapytała zaciekawiona siadając koło chłopka
Właśnie wtedy zaczęli rozmawiać przy pysznym cieście i napoju poznając się i zaprzyjaźniając tak do późnego wieczoru, aż nie wybił zegar północy i jej kruk nie szepną do ucha jej te słowa :
- Kra..Kra - Lu…Już czas
~ [ Spojrzała na zegarek ] –Tak już czas
- Na co czas? – Zapytał zdziwiony
~[Uśmiechnęła się ] – Na bajkę na dobranoc – Odpowiedziała wstając z krzesła – Opowiadam ją dla swego kruka na dobranoc żeby szybciej zasną, przecież jest jeszcze dzieckiem – Pogłaskała ptaka po piórach – Dziś też tobie ją opowiem, przecież na pewno nie masz, gdzie się zatrzymać wiec możesz tu zostać i spać - Odparła z uśmiechem
- Spać tu ?...Niby gdzie ? – Zapytał
~ Mh… - Podeszła do pobliskiego regału stojącego przy ścianie – No ja nie wiem...Może Tu taj! –Pokazała na regał z książkami
- Hę? – Zaskoczył się
~ Hiihi – Pociągła drewniany posążek w kształcie prawdziwej książki ukrytej za książkami i wtedy regał z książkami się poruszył otwierając za sobą tajemne przejście prowadzące do kąsi .To magiczne zjawisko anioła bardzo zaskoczyło i dało mu do myślenia tak jak białowłosej wcześniej ‘’Czy to jest na pewno zwyczajna biblioteka?’’. No cóż nie zapytał się wtedy dziewczyny tylko bez słowa wstał z krzesła zamykając książki podchodząc bliżej przejścia które się otworzyło, po czym razem z Lu wszedł przez nie docierając do niewielkiego pokoju z dwoma solidnymi łóżkami oraz wieloma półkami z kolorowymi fiolkami oraz książkami, obrazami itp. Wewnątrz pokoju Lu podeszła do łóżka na którym spała i wzięła z niego swoją piżamę i wtedy spojrzała na niedawno poznanego przyjaciela i powiedziała mu :
~ Rozejrzy się i się rozgość, a ja pójdę się przebrać
- Mh… - Rozglądał się po pokoju
Gdy białowłosa wróciła już przebrana w piżamkę spojrzała na Jeremiel który już leżał wygodnie na swoim pościelonym łóżeczku, wtedy wyglądał na bardzo zadowolonego, wiec to Lu ucieszyło że na jej twarzy zagościł promienny uśmiech, gdy usiadła na swoim łóżku.
~ Gotowi na bajkę!?
- [ Spojrzeli na nie kiwając głowami ]
Po tej odpowiedzi dziewczyna zaczęła opowiadać bajkę wymyśloną przez nią na spontanie. Opowiadała o porzuconym archaniele , o demonicznym kruku oraz o tajemniczej, niezwykłej dziewczynie, którzy niedawno się poznali i się zaprzyjaźnili oraz walczyli wspólnie z bestią, którą musieli pokonać przez rozkaz króla. Opowieść którą opowiadała dziewczyna zaciekawiła odbiorców tak bardzo że zahipnotyzowała ich prowadząc ich do świata wyobrażeń żeby zobaczyli tą historię własnymi oczami, wtedy na pewno świetnie się bawili, ale każda opowieść kiedyś się kończy i zasmuca odbiorców, wiec białowłosa nie chcąc tego powiedziała na koniec opowieść …
~ ‘ Koniec to zaledwie początek…’’ – Uśmiechnęła się – A teraz życzę wam dobranoc – Położyła się wygodnie na łóżku tak jak reszta i zasnęła.
Następnego dnia białowłosa, niewidoma dziewczyna obudziła się około dziewiątej rano razem z swym krukiem…
~ Dzień dobry Blood – Przetarła oczy rozciągając się
- Kra..Kra – Dzień dobry Luna –Usiadł mi na ramieniu
~[Pogłaskała kruka i spojrzała na puste łóżko] – Widać że Jeremiel już wstał – Odparła
- Kra..Kra- Gdy go niema to chyba na to wygląda – Stwierdził kruk
~ Co ty powiesz – Zaśmiała się
Właśnie wtedy dziewczyny śmiech przerwał melodia dobiegająca z telefonu lezącego koło zakutej księgi która informowała o tym że białowłosa dostała wiadomość w telefonie :
Gdy melodia ucichła i telefon zgasł dziewczyna zamilkła blednąc na twarzy, biorąc komórkę do ręki, włączając ją oraz klikając na nową, pierwszą, jedyną wiadomość, którą dostała przez to urządzenie i zaczęła czytać nagłos treść wiadomość :
‘’ Witaj Lu:3
Miło spędzałaś czas na rozpoznaniu się z tym światem? Na pewno tak!
No cóż musze cię zasmucić to już koniec laby! Teraz czas na rozpoczęcie gry!
Twoim dzisiejszą misją w grze jest pozbycie się Almona, który sieje w dużym mieście terror.
Zbyt trudne dla ciebie ?
No dobrze możesz kogoś zabrać do pomocy w misji
Powodzenia!
Będę obserwował twoje wyczyniania’’
Po przeczytaniu na głos wiadomość, dziewczyna wytłoczyła telefon, który odłożyła na półeczkę i wstała z łóżka podchodząc do szafy, wtedy jej towarzysz powiedział :
-Kra..Kra – Co teraz ? –Zapytał
~ Pozbędziemy się bestii! –Odpowiedziała ubierając się
-Hę? – Zaskoczył się
~ Może po wykonana tego zadania przypomnę sobie coś o sobie! –Stwierdziła
-Kra..Kra – Może …Ale jak mamy się za to zabrać ? – Zapytał kruk lekko panikując
~ Najpierw, przeczytamy bestiariusz tego świata i dowiemy się o bestii którą mamy się pozbyć, potem znajdziemy broń i ją zabijemy – Odpowiedziała krótko krukowi już przebrana w strój bojowy, czyli bardzo luźny pozwalający na szybkie ruchy i swobodę oraz na śliczny wygląd strój składający się z białego T-shirtu , luźnej sportowej granatowej bluzie, czarnych podkolanówek, czarnych kozaczkach oraz krótkiej granatowej spódniczce. Ten strój bardzo ale to bardzo pasował do dziewczyny zmieniając jej automatycznie jej wygląd, ten kto jej dobrze nie znał nie rozpoznał by ją w ogóle, no ale cóż już gotowa, ruszyła z swoim lekko przestraszonym i nie przekonanym towarzyszem do Sali z książkami na poszukiwanie książki opisującej wszystkie bestie tego świata…
(Jeremiel?)
4 marca 2017
Od Jeremiela C.D. Naithary
Podobała mu się ta piosenka, w jakiś sposób przypominała mu jego samego. Czując czyjś wzrok na sobie, jego głos zamarł, a głowa automatycznie odwróciła się w tamtą stronę zaś broń miał w gotowości. Wolał być ostrożny. Nigdy nie wiadomo co czyha za twoimi plecami. Był zaskoczony, że ktoś zadał sobie trud by go znaleźć. Przez chwilę przypatrywał się postaci. Nie oceniając, raczej z ciekawością. Żaden z nich nie odważyło się odezwać. Na pewno nie Anioł, który zazwyczaj był dość milczący. Stała przed nim dziewczyna. Była bardzo blada, błyszczące zielone oczy i włosy w kolorze miedzi. Obserwował każdy jej ruch z wzajemnością. Powoli podniósł się. Okazało się, że była od niego niższa i to tak nawet sporo. Widział jak jej dłoń zaciska się na kolbie pistoletu. Pokazał swoją broń unosząc ją, odwracając bokiem i ku górze. Zabezpieczył je na jej oczach i schował za pasek spodni. Nie zamierzał, teraz się z nikim mierzyć. Szczególnie, że była w pewnym sensie jak on, też po uszy w bagnie. Uśmiechnęła się niewinnie. Anioł mimo to nie stracił czujności. Wystrzegał się uśmiechów odzianych w złoto. Kłamstwo tu było zbyt naturalne.
- Owszem, też tu utknąłem. - przyznał.
"Utknąć" to dobre słowo na sytuację w jakiej się znaleźli. Naithara... Musi zapamiętać to imię.
Podał jej dłoń i spojrzał wymownie na jej broń.
- Jeremiel. Jednak częściej skracają moje imię do Ramiel - przedstawił się i spojrzał na nią bystrymi oczami. - Schowaj broń. Nie zamierzam z tobą walczyć.
Obserwował jak chowa pistolet i dopiero wtedy mógł sobie pozwolić na rozluźnienie, chociaż zazwyczaj był sztywny jak kij. Usiadł z powrotem na dachu wyciągając przed siebie długie nogi.
- Co cię tu do mnie sprowadza? Wybacz za to powitanie. Uczyłem się strzelać. - powiedział spokojnie.
Spojrzenie powędrowało na krótką chwilę na rozpościerający się krajobraz. Jak mógł jej nie zauważyć jak tylko szła w stronę budynku. Bycie człowiekiem bywa naprawdę irytujące. Takie... skomplikowane. Wciąż nie przyzwyczaił się do tych wszystkich potrzeb i ograniczeń.
Teraz towarzystwo samo do niego przywędrowało i to wcale nie w złym znaczeniu. Mógł zająć sobie czyść czas, chociaż, nie sądził, że ktoś stanie na jego dość samotnej "drodze". Sądził, że każdy jest zdany na siebie, a sojusze... są mało możliwe przez wzgląd na zaufanie. A raczej jego brak.
- Samotność? Nuda? - spytał, a kącik jego ust uniósł.
Promienie słońca wręcz zlewały się z jej długimi włosami. Anioł zaś wyglądał jak zwykle w swoim wiecznym stroju. Koszuli, sztruksowej kurtce i czarnych spodniach. Zmrużył oczy i przechylił głowę.
- Mogę się mylić, ale również nie jesteś człowiekiem... - Nie wiadomo czy bardziej zapytał czy stwierdził, ale czuł w tej dziewczynie coś... - To głupie pytanie zważywszy na to, że nie byłoby zabawy w zamieraniu tu człowieka. Nie byłoby nic co można mu by było oddać. Prócz wolności.
Przyznał sam sobie.
Naithara?
- Owszem, też tu utknąłem. - przyznał.
"Utknąć" to dobre słowo na sytuację w jakiej się znaleźli. Naithara... Musi zapamiętać to imię.
Podał jej dłoń i spojrzał wymownie na jej broń.
- Jeremiel. Jednak częściej skracają moje imię do Ramiel - przedstawił się i spojrzał na nią bystrymi oczami. - Schowaj broń. Nie zamierzam z tobą walczyć.
Obserwował jak chowa pistolet i dopiero wtedy mógł sobie pozwolić na rozluźnienie, chociaż zazwyczaj był sztywny jak kij. Usiadł z powrotem na dachu wyciągając przed siebie długie nogi.
- Co cię tu do mnie sprowadza? Wybacz za to powitanie. Uczyłem się strzelać. - powiedział spokojnie.
Spojrzenie powędrowało na krótką chwilę na rozpościerający się krajobraz. Jak mógł jej nie zauważyć jak tylko szła w stronę budynku. Bycie człowiekiem bywa naprawdę irytujące. Takie... skomplikowane. Wciąż nie przyzwyczaił się do tych wszystkich potrzeb i ograniczeń.
Teraz towarzystwo samo do niego przywędrowało i to wcale nie w złym znaczeniu. Mógł zająć sobie czyść czas, chociaż, nie sądził, że ktoś stanie na jego dość samotnej "drodze". Sądził, że każdy jest zdany na siebie, a sojusze... są mało możliwe przez wzgląd na zaufanie. A raczej jego brak.
- Samotność? Nuda? - spytał, a kącik jego ust uniósł.
Promienie słońca wręcz zlewały się z jej długimi włosami. Anioł zaś wyglądał jak zwykle w swoim wiecznym stroju. Koszuli, sztruksowej kurtce i czarnych spodniach. Zmrużył oczy i przechylił głowę.
- Mogę się mylić, ale również nie jesteś człowiekiem... - Nie wiadomo czy bardziej zapytał czy stwierdził, ale czuł w tej dziewczynie coś... - To głupie pytanie zważywszy na to, że nie byłoby zabawy w zamieraniu tu człowieka. Nie byłoby nic co można mu by było oddać. Prócz wolności.
Przyznał sam sobie.
Naithara?
1 marca 2017
Od Naithary C.D. Jeremiela
Mijały sekundy, mijały minuty i mijały godziny. Mijały również dni i tygodnie, może i miesiące.. Nie, zdecydowanie może jeszcze to określenie nie jest odpowiednie. Staram się przetrwać w tym świecie jednakże... to dla mnie zadziwiające zbyt trudne. Myśl, że ludzie, którym na mnie zależy na mnie czekają i z każdym moim brakiem odezwu zaczynają żyć w przekonaniu, iż po prostu ich zostawiłam mnie przerasta. Co jeżeli myślą, że ich nie lubię? Że pragnę ich zostawić na pastwę losu po tym wszystkim co dla nich zrobiłam. Za pewne myślą, że jestem kolejną osobą, która ich oszukała. Jedna z tych fałszywych dziewczyn. Boję się pomyśleć co mogą przez to zrobić. Mogę być ich jedynym ratunkiem. Muszę się stąd do jasnej cholery wydostać. No ale... jak? Oni wszyscy na mnie czekają w tym drugim świecie. Granie grzecznej, cnotliwej dziewczynki tu nie działa a wręcz przynosi zgubę. To za wiele dla mnie. Osoby, która emanuje raczej dobrem i nie skrzywdziłaby muchy. Wychodzi na to, że czas to zmienić i postarać się nie złamać.
Dookoła mnie cisza i brak jakiegokolwiek życia. Cisza mnie zabija. Siedziałam na starej scenie, która obita była deskami. Przed nią rozpościerał się szary bruk, który porastają mchy i pospolite chwasty, nadając im charakteru. W dłoni obracałam czarny pistolet, który służył mi jako broń. Westchnęłam cicho kładąc się na wilgotnej, spróchniałej powierzchni drewna. Nagły chłód przeszył moje ciało powodując nieprzyjemne dreszcze. Wpatrywałam się w jasne niebo. Kompletnie nigdzie nie chciało mi się ruszyć. Chciałabym po prostu pozostać w takiej pozycji i dać się porosnąć przez bluszcz, którego swoją drogą tutaj nie ma. Po pewnym czasie poczułam, że przysnęłam. Zdziwiona tym faktem zamrugałam kilka razy i przetarłam oczy nadal trzymając w dłoni broń. Rozciągnęłam się leniwie i wstałam zeskakując na bruk. Chwiejnie się wyprostowałam i ruszyłam z zamiarem zjedzenia czegoś. No nie ukrywajmy, potrzebuję się najeść jak normalny, cywilizowany człowiek. Kiedy zrobiłam parę kroków usłyszałam daleko huk wystrzału.Zaalarmowana, że być może znajdę kogoś kto jest tak samo w to bagno zamieszany jak ja od razu odepchnęłam myśl jedzenia na drugi plan i żwawo pognałam w stronę pojedynczego wystrzału. Po krótkim czasie usłyszałam czyiś śpiew. Bardzo mi się podobał a piosenkę ni z gruszki, ni z pietruszki, skądś kojarzyłam. Dookoła było niewiele domów, z pewnością to musiała być okoliczna wieś. Więcej tu drzew i natury niż ingerencji człowieka. Szukając męskiego głosu musiałam zadrzeć głowę do góry. Spojrzałam w prawo na jeden z dachów. Był niski i przymocowana drabina pozwalała mi na niego wejść. Prędko wspięłam się na dach a mężczyzna przestał śpiewać. Odwrócił głowę w moją stronę. Kątem oka zauważyłam broń palną w jego dłoni więc mocniej ścisnęłam swoją. Tak gdyby chciał mnie zaatakować. Przyglądałam mu się z lekko otwartą buzią. Po chwili uśmiechnęłam się niewinnie i ostrożnie do niego podeszłam.
-No więc ten... też tutaj trafiłeś, prawda? -zadałam pytanie, które można w dwojaki sposób rozumieć. - Znaczy - pokazałam telefon i pomachałam mu nim przed nosem. - Naithara jestem - wyciągnęłam w jego stronę dłoń chcąc nawiązać znajomość.
Bo ja tutaj zdechnę z tej samotności.
(Jeremiel?)
Dookoła mnie cisza i brak jakiegokolwiek życia. Cisza mnie zabija. Siedziałam na starej scenie, która obita była deskami. Przed nią rozpościerał się szary bruk, który porastają mchy i pospolite chwasty, nadając im charakteru. W dłoni obracałam czarny pistolet, który służył mi jako broń. Westchnęłam cicho kładąc się na wilgotnej, spróchniałej powierzchni drewna. Nagły chłód przeszył moje ciało powodując nieprzyjemne dreszcze. Wpatrywałam się w jasne niebo. Kompletnie nigdzie nie chciało mi się ruszyć. Chciałabym po prostu pozostać w takiej pozycji i dać się porosnąć przez bluszcz, którego swoją drogą tutaj nie ma. Po pewnym czasie poczułam, że przysnęłam. Zdziwiona tym faktem zamrugałam kilka razy i przetarłam oczy nadal trzymając w dłoni broń. Rozciągnęłam się leniwie i wstałam zeskakując na bruk. Chwiejnie się wyprostowałam i ruszyłam z zamiarem zjedzenia czegoś. No nie ukrywajmy, potrzebuję się najeść jak normalny, cywilizowany człowiek. Kiedy zrobiłam parę kroków usłyszałam daleko huk wystrzału.Zaalarmowana, że być może znajdę kogoś kto jest tak samo w to bagno zamieszany jak ja od razu odepchnęłam myśl jedzenia na drugi plan i żwawo pognałam w stronę pojedynczego wystrzału. Po krótkim czasie usłyszałam czyiś śpiew. Bardzo mi się podobał a piosenkę ni z gruszki, ni z pietruszki, skądś kojarzyłam. Dookoła było niewiele domów, z pewnością to musiała być okoliczna wieś. Więcej tu drzew i natury niż ingerencji człowieka. Szukając męskiego głosu musiałam zadrzeć głowę do góry. Spojrzałam w prawo na jeden z dachów. Był niski i przymocowana drabina pozwalała mi na niego wejść. Prędko wspięłam się na dach a mężczyzna przestał śpiewać. Odwrócił głowę w moją stronę. Kątem oka zauważyłam broń palną w jego dłoni więc mocniej ścisnęłam swoją. Tak gdyby chciał mnie zaatakować. Przyglądałam mu się z lekko otwartą buzią. Po chwili uśmiechnęłam się niewinnie i ostrożnie do niego podeszłam.
-No więc ten... też tutaj trafiłeś, prawda? -zadałam pytanie, które można w dwojaki sposób rozumieć. - Znaczy - pokazałam telefon i pomachałam mu nim przed nosem. - Naithara jestem - wyciągnęłam w jego stronę dłoń chcąc nawiązać znajomość.
Bo ja tutaj zdechnę z tej samotności.
(Jeremiel?)
Od Jeremiela - I shot for the sky...
Postać w sztruksowej kurtce patrzyła na rozciągającą się przed nią ulicę. Srebrno-błękitne oczy patrzyły na wszystko zaintrygowane. Zabawne, że kiedyś była tu łąka, a nieopodal las który sam stworzył. Każdy z tych „nadętych suki*synów z harfami” - jak śmiał ich nazywać ich jego przyjaciel – brała udział w historii stworzenia. Pomagała Bogu urzeczywistnić jego marzenie. Stworzył ludzi niedoskonałych, bo nie chciał by byli jak reszta jego dzieci. Co prawda nie spodobało się zbytnio innym. Sam nie był przekonany do tego by złożyć im pokłon, lecz posłuchał Ojca. Dzięki ich duszom potrafią tworzyć rzeczy, których nie wymyślił nawet Stwórca. Są wspaniałymi istotami. Dopiero niedawno to zauważył. Chociaż najpierw stawiał na Neandertalczyków, wypadło na tych tu. I w zasadzie to dobrze. Cieszył się, że mógł przebywać wśród ludzi.
Ruszył w dół nie zbyt zatłoczonej ulicy. Musiał się z kimś spotkać. To było dla niego bardzo ważne. Harvelle mieli bar za miastem. Tam chciał się udać. Musiał się z nimi spotkać. Chciał sprawdzić czy nic im nie jest, a przede wszystkim czy nie przeszli na druga stronę barykady. Miałby duży problem gdyby jego podopieczni stali się jego wrogami. Nie na rękę było mu teraz gdyby zaczęli na niego polować. Obawiał się właśnie tego.
Alex i James od dzieciństwa pozbywali się różnego typu dziwadeł, które zagrażały życiom ludzi. Jeździli po świecie, palili ciała zmarłych by pozbyć się mściwych duchów i wypędzali demony. Była to dla nich normalna praca jak każda inna, chociaż nikt im za to nie płacił. Nawet przysłowiowej złotówki nie brali za uwolnienie rodziny od pasm nieszczęść. Jednak skoro tak żyli musieli brać skądś pieniądze. Od tego był właśnie bar. I zresztą nie tylko on. Bracia potrafili wyrabiać fałszywe karty kredytowe i zarabiać grając w pokera, a jak była okazja to nawet w bilarda. Sprawnie im to wszystko szło. Naprawdę dawali sobie radę. Mieli na koncie niezliczoną ilość demonów, duchów czy zjaw, a nawet anioła. Tuż po tym jak dał im do przeczytania swoje księgi i wyjaśnił jak można je powstrzymywać, czy też zabić. Gdyby teraz się zbuntowali... byłby na przegranej pozycji. Czuł, że wystarczy zwykły nóż, uderzenie czy strzał, a umarłby jako człowiek, nie jako Anioł. No i nie pozwolił by sobie na zabicie ich. Czuł że to byłby... błąd. Nawet jeśli to wszystko było stworzone „na potrzeby” i było falsyfikatem.
Mijał kolejne budynki. To miasto nie wyróżniało się niczym szczególnym od innych jakie miał okazje podziwiać. Mieszkalne bloku i nowocześniejsze sklepy kusiły różnymi promocjami i kolorami. Każdą ulicę zapełniali krzątający się przechodnie. Jedni byli szczęśliwi, inni gburowaci gdy szli kolejny dzień do pracy czy na zakupy szukając wyprzedaży. Jakaś pani wykłócała się o najprawdopodobniej uszkodzony sprzedany przez kasjerkę produkt. Śmiejący się uczniowie cieszyli się wagarami jakie sobie urządzili. To była żywa i kolorowa strona tego miasta. Zwyczajne życie „normalnych ludzi”. Była oczywiście też i ciemna strona kryjąca się między budynkami i w cieniach życia innych. Bezdomni proszący o pomoc, przestępcy czekający na łup. Gdyby miał dawną siłę...
Anioł bez skrzydeł jest pozbawiony jakiegokolwiek transportu. Nie był przyzwyczajony też do korzystania z komunikacji miejskiej, więc wybrał się na własnych nogach. A że jego naczynie było wysportowane, to i nie miał problemu by przejść te dziesięć kilometrów za miastem.
Lokal nie wyglądał jakoś specjalnie zewnątrz, ale za to wewnątrz nie był taki zły. Dębowe stoły i krzesła, wysoki długi kontuar. Dawał uczycie domu z dozą tajemniczości. Ramiel tylko raz był w tym miejscu i to tylko na krótką chwilę. Różne alkohole i zakątek gastronomiczny pozwalały na przyrządzanie mniej i bardziej skomplikowanych dań. Pamiętał jak za ladą stała Jane wraz z Ashton'em zarządzającym kuchnią.
Wszedł niezauważony do lokalu. Rozglądając się po barze dla łowców czuł niepokój. To było jak wejście między stado wilków. Dość pokaźne stado. Łowcy nigdy nie zostawiali broni i zawsze jakąś tam mieli. Pchając się tam... mógł umrzeć, lub zyskać sojuszników. Najgorsze było to ryzyko. Podszedł pewnie do kontuaru, wciąż czujny i usiadł na stołku. Blondynka o równie złotych oczach wycierała akurat szklankę, później zaś ladę.
- Co podać? - zapytała znudzona, nawet na niego nie patrząc.
Ciemnowłosy chłopak położył czarno-purpurowe piórko na ladzie. Było z jego spętanych skrzydeł. Czarny bo upadł i purpura bo taka była jego aura.
- Whisky. - powiedział.
Dziewczyna otworzyła szerzej oczy widząc pióro i spojrzała na rozmówcę.
- Jerachmeel. - wyszeptała zaskoczona. - Co tu robisz?
Anioł obserwował ją bystrymi oczami. Każdy jej ruch jakby spodziewał się wszystkiego. Oparł się o ladę.
- Wróciłem. - odparł. - Tak jakby.
Dziewczyna lekko zbladła i nalała whisky w dwie szklanki.
- Nie powinno cię tu być. Coś się zmieniło. Powiedzieli, że nas zdradziłeś.
Zmarszczył brwi. Nigdy by tego nie zrobił. W końcu odszedł z Nieba. Zdradził i opuścił, owszem... Ale nie ich, tylko swoich anielskich braci. Dlatego byli na niego wściekli. Harwelle nie mieli takiego powodu. Stracił wszystko co miał dla nich. Skąd te wątpliwości? Po chwili zdał sobie sprawę z tego, że nadal jest w tej chorej „grze”, a ten który bawi się w Boga pociąga za wszystkie sznurki. W tym jego przyjaciółmi i nim samym. Musi być to dla niego naprawdę zabawne... Jeśli się stąd wydostanie, sam załatwi mu specjalnie miejsce w piekle skoro już Tata pogodził się z Lucyferem.
Złapał w dłoń szklankę podsuniętą przez dziewczynę. Teraz miał dwa, a w zasadzie trzy wyjścia: Albo wypić, wyjść i zniknąć, albo siłą przemówić do rozumu. Trzecią opcją było zabicie ich, ale tego nie był w stanie zrobić.
- Nie zrobiłem tego. Dobrze wiesz. - powiedział z pełną powagą.
Dziewczyna odgarnęła włosy i rozejrzała się.
- Ja to wiem, ale oni? Wiesz jacy są uparci.
Anioł zamyślił się przez chwilę ze szklaneczką przy ustach. Upił porządny łyk alkoholu. Połaskotał go po gardle i języku. Po chwili zastanowienia wybrał tą drugą opcję. Wpierw jednak chciał się zabezpieczyć.
- Potrzebuję broni. Jak najwięcej.
Jane spojrzała na niego podejrzliwie. W jej złotych oczach kryło się pytanie na które nie chciał odpowiedzieć „ Co ty znowu kombinujesz?”. Nadal patrzył na nią bez wyrazu. Porozmawiali jeszcze chwilę i wypili kilka shotów, zanim dziewczyna postanowiła...
- Chodź na zaplecze - powiedziała odbijając się lekko od lady.
Anioł z gracją zeskoczył ze stołka i zwinie wszedł na kontuar. Wcale a wcale się nie upił. Miał bardzo mocną głowę i kilka łyków alkoholu nie zrobi mu różnicy. Dziewczyna kazała mu iść za sobą gestem ręki.
Na zapleczu krył się pokój Ashton'a, który i tak częściej, piany spał na stole bilardowym niżeli w nim. Dziewczyna otworzyła szafę i skrytkę pokazując całkiem szeroki zapas broni. Od noży różnego rodzaju, po pistolety i strzelby.
- Za pozwoleniem... - sięgną po jeden z noży.
Chował wszystkie zdecydowanymi ruchami pod ubranie. Noże w swoje buty z wysokim stanem. Pistolety za pasek spodni. Naboje w kieszenie. Sztruksowa kurtka od środka skrywała jeszcze głębokie wnęki, w które chłopak również zapełnił. Obładowany, odwrócił się do blondynki.
- Dziękuję za broń.
Jego mina jak zwykle była nieodgadniona. Włosy zmierzwione jak zwykle i te dzikie łagodne oczy. Teraz z lekko zimnym zainteresowaniem.
- A co z tobą. Też uważasz, że mógłbym was zdradzić.
Jane prychnęła. Stała z złożonymi na piersi rękami.
- Nie dawałabym ci broni gdybym dopuściła do siebie taką myśl. Nadal uważam cie za naszego Anioła Stróża. Nie spieprz tego.
Jeremiel przytaknął zamaszyście.
- Oczywiście. - jego głos był tak pewny i poważny, że blondynka aż się uśmiechnęła.
Wyszli na wąski korytarz ku tylnemu wyjściu. Wolał nie pokazywać się łowcom po raz kolejny. Gdy przeszedł przez próg, złotooka oparła się o futrynę. Nie zmieniła pozycji, nadal te złożone ręce. Jedynie jej twarz zmieniła wyraz. Wyglądała na zmartwioną.
- Nie pokazuj się tu. Najlepiej nie nachodź chłopakom na oczy. Nie chciałabym by cię złapali. Wiesz jacy potrafią być gdy się złoszczą. Dasz sobie radę, prawda?
Anioł uśmiechnął się słabo. Chciał podnieść ją na duchu. Może i był pozbawiony wszystkiego, ale nie był słaby. Potrafił sobie poradzić.
- Dziękuję za wszystko. Nie musisz się o mnie martwić. Nie mogą dowiedzieć się co tu robiłem. Jeśli tak mamy grać.
Odwrócił się na pięcie i odszedł szybkim krokiem. Czeka go dość długa droga powrotna. Przynajmniej miał to czego chciał. Informacje i broń. Teraz pozostała mu tylko nauka strzelania oraz konfrontacja z rodzeństwem. Musi ich spotkać po polowaniu. Nie będą mieli takiego uzbrojenia i będą zbyt zmęczeni by z nim walczyć. We wszystkim jest strategia. Najpierw ich znajdzie i będzie obserwował. Nie odpuści tak łatwo. Co to to nie.
________|Po powrocie|________
Anioł siedział na dachu jednego z budynków. Jedną nogę miał wyprostowaną, drugą zaś lekko zgiętą w kolanie. Słońce już niemal zachodziło. Złociste pasma odbijały się od okien,drzewa i kolejne domy rzucały długie cienie. Cieszył się, że po tylu dniach ponurych chmur w końcu wyszło słońce. Została jakaś godzina, może półtora do zmroku. Wyciągnął pistolety zza paska. Były bardzo ładne z jasnego i ciemnego metalu z ozdobioną lufą. Wyważył ją w dłoni. Zaczął powoli uczyć się jak je rozkładać i składać z powrotem. Jak przeładować, jak się nim obsłużyć. Przyzwyczajał dłoń i w pewnym momencie wycelował przed siebie. Na jednym z drzew zobaczył ptaka. Może i byłoby to okrutne gdyby był w prawdziwym świecie, ale nie tutaj. Przygotował się i strzelił. Gołąb opadł z gałęzi na trawę brocząc ją krwią, gdy pocisk go przeszył. Jego głowa uniosła się lekko ironicznym uśmiechem.
- I shot for the sky... I'm stuck on the ground... - zaśpiewał cicho.
CDN (?) Chyba że ktoś chce popisać :3
Ruszył w dół nie zbyt zatłoczonej ulicy. Musiał się z kimś spotkać. To było dla niego bardzo ważne. Harvelle mieli bar za miastem. Tam chciał się udać. Musiał się z nimi spotkać. Chciał sprawdzić czy nic im nie jest, a przede wszystkim czy nie przeszli na druga stronę barykady. Miałby duży problem gdyby jego podopieczni stali się jego wrogami. Nie na rękę było mu teraz gdyby zaczęli na niego polować. Obawiał się właśnie tego.
Alex i James od dzieciństwa pozbywali się różnego typu dziwadeł, które zagrażały życiom ludzi. Jeździli po świecie, palili ciała zmarłych by pozbyć się mściwych duchów i wypędzali demony. Była to dla nich normalna praca jak każda inna, chociaż nikt im za to nie płacił. Nawet przysłowiowej złotówki nie brali za uwolnienie rodziny od pasm nieszczęść. Jednak skoro tak żyli musieli brać skądś pieniądze. Od tego był właśnie bar. I zresztą nie tylko on. Bracia potrafili wyrabiać fałszywe karty kredytowe i zarabiać grając w pokera, a jak była okazja to nawet w bilarda. Sprawnie im to wszystko szło. Naprawdę dawali sobie radę. Mieli na koncie niezliczoną ilość demonów, duchów czy zjaw, a nawet anioła. Tuż po tym jak dał im do przeczytania swoje księgi i wyjaśnił jak można je powstrzymywać, czy też zabić. Gdyby teraz się zbuntowali... byłby na przegranej pozycji. Czuł, że wystarczy zwykły nóż, uderzenie czy strzał, a umarłby jako człowiek, nie jako Anioł. No i nie pozwolił by sobie na zabicie ich. Czuł że to byłby... błąd. Nawet jeśli to wszystko było stworzone „na potrzeby” i było falsyfikatem.
Mijał kolejne budynki. To miasto nie wyróżniało się niczym szczególnym od innych jakie miał okazje podziwiać. Mieszkalne bloku i nowocześniejsze sklepy kusiły różnymi promocjami i kolorami. Każdą ulicę zapełniali krzątający się przechodnie. Jedni byli szczęśliwi, inni gburowaci gdy szli kolejny dzień do pracy czy na zakupy szukając wyprzedaży. Jakaś pani wykłócała się o najprawdopodobniej uszkodzony sprzedany przez kasjerkę produkt. Śmiejący się uczniowie cieszyli się wagarami jakie sobie urządzili. To była żywa i kolorowa strona tego miasta. Zwyczajne życie „normalnych ludzi”. Była oczywiście też i ciemna strona kryjąca się między budynkami i w cieniach życia innych. Bezdomni proszący o pomoc, przestępcy czekający na łup. Gdyby miał dawną siłę...
Anioł bez skrzydeł jest pozbawiony jakiegokolwiek transportu. Nie był przyzwyczajony też do korzystania z komunikacji miejskiej, więc wybrał się na własnych nogach. A że jego naczynie było wysportowane, to i nie miał problemu by przejść te dziesięć kilometrów za miastem.
Lokal nie wyglądał jakoś specjalnie zewnątrz, ale za to wewnątrz nie był taki zły. Dębowe stoły i krzesła, wysoki długi kontuar. Dawał uczycie domu z dozą tajemniczości. Ramiel tylko raz był w tym miejscu i to tylko na krótką chwilę. Różne alkohole i zakątek gastronomiczny pozwalały na przyrządzanie mniej i bardziej skomplikowanych dań. Pamiętał jak za ladą stała Jane wraz z Ashton'em zarządzającym kuchnią.
Wszedł niezauważony do lokalu. Rozglądając się po barze dla łowców czuł niepokój. To było jak wejście między stado wilków. Dość pokaźne stado. Łowcy nigdy nie zostawiali broni i zawsze jakąś tam mieli. Pchając się tam... mógł umrzeć, lub zyskać sojuszników. Najgorsze było to ryzyko. Podszedł pewnie do kontuaru, wciąż czujny i usiadł na stołku. Blondynka o równie złotych oczach wycierała akurat szklankę, później zaś ladę.
- Co podać? - zapytała znudzona, nawet na niego nie patrząc.
Ciemnowłosy chłopak położył czarno-purpurowe piórko na ladzie. Było z jego spętanych skrzydeł. Czarny bo upadł i purpura bo taka była jego aura.
- Whisky. - powiedział.
Dziewczyna otworzyła szerzej oczy widząc pióro i spojrzała na rozmówcę.
- Jerachmeel. - wyszeptała zaskoczona. - Co tu robisz?
Anioł obserwował ją bystrymi oczami. Każdy jej ruch jakby spodziewał się wszystkiego. Oparł się o ladę.
- Wróciłem. - odparł. - Tak jakby.
Dziewczyna lekko zbladła i nalała whisky w dwie szklanki.
- Nie powinno cię tu być. Coś się zmieniło. Powiedzieli, że nas zdradziłeś.
Zmarszczył brwi. Nigdy by tego nie zrobił. W końcu odszedł z Nieba. Zdradził i opuścił, owszem... Ale nie ich, tylko swoich anielskich braci. Dlatego byli na niego wściekli. Harwelle nie mieli takiego powodu. Stracił wszystko co miał dla nich. Skąd te wątpliwości? Po chwili zdał sobie sprawę z tego, że nadal jest w tej chorej „grze”, a ten który bawi się w Boga pociąga za wszystkie sznurki. W tym jego przyjaciółmi i nim samym. Musi być to dla niego naprawdę zabawne... Jeśli się stąd wydostanie, sam załatwi mu specjalnie miejsce w piekle skoro już Tata pogodził się z Lucyferem.
Złapał w dłoń szklankę podsuniętą przez dziewczynę. Teraz miał dwa, a w zasadzie trzy wyjścia: Albo wypić, wyjść i zniknąć, albo siłą przemówić do rozumu. Trzecią opcją było zabicie ich, ale tego nie był w stanie zrobić.
- Nie zrobiłem tego. Dobrze wiesz. - powiedział z pełną powagą.
Dziewczyna odgarnęła włosy i rozejrzała się.
- Ja to wiem, ale oni? Wiesz jacy są uparci.
Anioł zamyślił się przez chwilę ze szklaneczką przy ustach. Upił porządny łyk alkoholu. Połaskotał go po gardle i języku. Po chwili zastanowienia wybrał tą drugą opcję. Wpierw jednak chciał się zabezpieczyć.
- Potrzebuję broni. Jak najwięcej.
Jane spojrzała na niego podejrzliwie. W jej złotych oczach kryło się pytanie na które nie chciał odpowiedzieć „ Co ty znowu kombinujesz?”. Nadal patrzył na nią bez wyrazu. Porozmawiali jeszcze chwilę i wypili kilka shotów, zanim dziewczyna postanowiła...
- Chodź na zaplecze - powiedziała odbijając się lekko od lady.
Anioł z gracją zeskoczył ze stołka i zwinie wszedł na kontuar. Wcale a wcale się nie upił. Miał bardzo mocną głowę i kilka łyków alkoholu nie zrobi mu różnicy. Dziewczyna kazała mu iść za sobą gestem ręki.
Na zapleczu krył się pokój Ashton'a, który i tak częściej, piany spał na stole bilardowym niżeli w nim. Dziewczyna otworzyła szafę i skrytkę pokazując całkiem szeroki zapas broni. Od noży różnego rodzaju, po pistolety i strzelby.
- Za pozwoleniem... - sięgną po jeden z noży.
Chował wszystkie zdecydowanymi ruchami pod ubranie. Noże w swoje buty z wysokim stanem. Pistolety za pasek spodni. Naboje w kieszenie. Sztruksowa kurtka od środka skrywała jeszcze głębokie wnęki, w które chłopak również zapełnił. Obładowany, odwrócił się do blondynki.
- Dziękuję za broń.
Jego mina jak zwykle była nieodgadniona. Włosy zmierzwione jak zwykle i te dzikie łagodne oczy. Teraz z lekko zimnym zainteresowaniem.
- A co z tobą. Też uważasz, że mógłbym was zdradzić.
Jane prychnęła. Stała z złożonymi na piersi rękami.
- Nie dawałabym ci broni gdybym dopuściła do siebie taką myśl. Nadal uważam cie za naszego Anioła Stróża. Nie spieprz tego.
Jeremiel przytaknął zamaszyście.
- Oczywiście. - jego głos był tak pewny i poważny, że blondynka aż się uśmiechnęła.
Wyszli na wąski korytarz ku tylnemu wyjściu. Wolał nie pokazywać się łowcom po raz kolejny. Gdy przeszedł przez próg, złotooka oparła się o futrynę. Nie zmieniła pozycji, nadal te złożone ręce. Jedynie jej twarz zmieniła wyraz. Wyglądała na zmartwioną.
- Nie pokazuj się tu. Najlepiej nie nachodź chłopakom na oczy. Nie chciałabym by cię złapali. Wiesz jacy potrafią być gdy się złoszczą. Dasz sobie radę, prawda?
Anioł uśmiechnął się słabo. Chciał podnieść ją na duchu. Może i był pozbawiony wszystkiego, ale nie był słaby. Potrafił sobie poradzić.
- Dziękuję za wszystko. Nie musisz się o mnie martwić. Nie mogą dowiedzieć się co tu robiłem. Jeśli tak mamy grać.
Odwrócił się na pięcie i odszedł szybkim krokiem. Czeka go dość długa droga powrotna. Przynajmniej miał to czego chciał. Informacje i broń. Teraz pozostała mu tylko nauka strzelania oraz konfrontacja z rodzeństwem. Musi ich spotkać po polowaniu. Nie będą mieli takiego uzbrojenia i będą zbyt zmęczeni by z nim walczyć. We wszystkim jest strategia. Najpierw ich znajdzie i będzie obserwował. Nie odpuści tak łatwo. Co to to nie.
________|Po powrocie|________
Anioł siedział na dachu jednego z budynków. Jedną nogę miał wyprostowaną, drugą zaś lekko zgiętą w kolanie. Słońce już niemal zachodziło. Złociste pasma odbijały się od okien,drzewa i kolejne domy rzucały długie cienie. Cieszył się, że po tylu dniach ponurych chmur w końcu wyszło słońce. Została jakaś godzina, może półtora do zmroku. Wyciągnął pistolety zza paska. Były bardzo ładne z jasnego i ciemnego metalu z ozdobioną lufą. Wyważył ją w dłoni. Zaczął powoli uczyć się jak je rozkładać i składać z powrotem. Jak przeładować, jak się nim obsłużyć. Przyzwyczajał dłoń i w pewnym momencie wycelował przed siebie. Na jednym z drzew zobaczył ptaka. Może i byłoby to okrutne gdyby był w prawdziwym świecie, ale nie tutaj. Przygotował się i strzelił. Gołąb opadł z gałęzi na trawę brocząc ją krwią, gdy pocisk go przeszył. Jego głowa uniosła się lekko ironicznym uśmiechem.
- I shot for the sky... I'm stuck on the ground... - zaśpiewał cicho.
CDN (?) Chyba że ktoś chce popisać :3
Subskrybuj:
Posty (Atom)