Mijały sekundy, mijały minuty i mijały godziny. Mijały również dni i tygodnie, może i miesiące.. Nie, zdecydowanie może jeszcze to określenie nie jest odpowiednie. Staram się przetrwać w tym świecie jednakże... to dla mnie zadziwiające zbyt trudne. Myśl, że ludzie, którym na mnie zależy na mnie czekają i z każdym moim brakiem odezwu zaczynają żyć w przekonaniu, iż po prostu ich zostawiłam mnie przerasta. Co jeżeli myślą, że ich nie lubię? Że pragnę ich zostawić na pastwę losu po tym wszystkim co dla nich zrobiłam. Za pewne myślą, że jestem kolejną osobą, która ich oszukała. Jedna z tych fałszywych dziewczyn. Boję się pomyśleć co mogą przez to zrobić. Mogę być ich jedynym ratunkiem. Muszę się stąd do jasnej cholery wydostać. No ale... jak? Oni wszyscy na mnie czekają w tym drugim świecie. Granie grzecznej, cnotliwej dziewczynki tu nie działa a wręcz przynosi zgubę. To za wiele dla mnie. Osoby, która emanuje raczej dobrem i nie skrzywdziłaby muchy. Wychodzi na to, że czas to zmienić i postarać się nie złamać.
Dookoła mnie cisza i brak jakiegokolwiek życia. Cisza mnie zabija. Siedziałam na starej scenie, która obita była deskami. Przed nią rozpościerał się szary bruk, który porastają mchy i pospolite chwasty, nadając im charakteru. W dłoni obracałam czarny pistolet, który służył mi jako broń. Westchnęłam cicho kładąc się na wilgotnej, spróchniałej powierzchni drewna. Nagły chłód przeszył moje ciało powodując nieprzyjemne dreszcze. Wpatrywałam się w jasne niebo. Kompletnie nigdzie nie chciało mi się ruszyć. Chciałabym po prostu pozostać w takiej pozycji i dać się porosnąć przez bluszcz, którego swoją drogą tutaj nie ma. Po pewnym czasie poczułam, że przysnęłam. Zdziwiona tym faktem zamrugałam kilka razy i przetarłam oczy nadal trzymając w dłoni broń. Rozciągnęłam się leniwie i wstałam zeskakując na bruk. Chwiejnie się wyprostowałam i ruszyłam z zamiarem zjedzenia czegoś. No nie ukrywajmy, potrzebuję się najeść jak normalny, cywilizowany człowiek. Kiedy zrobiłam parę kroków usłyszałam daleko huk wystrzału.Zaalarmowana, że być może znajdę kogoś kto jest tak samo w to bagno zamieszany jak ja od razu odepchnęłam myśl jedzenia na drugi plan i żwawo pognałam w stronę pojedynczego wystrzału. Po krótkim czasie usłyszałam czyiś śpiew. Bardzo mi się podobał a piosenkę ni z gruszki, ni z pietruszki, skądś kojarzyłam. Dookoła było niewiele domów, z pewnością to musiała być okoliczna wieś. Więcej tu drzew i natury niż ingerencji człowieka. Szukając męskiego głosu musiałam zadrzeć głowę do góry. Spojrzałam w prawo na jeden z dachów. Był niski i przymocowana drabina pozwalała mi na niego wejść. Prędko wspięłam się na dach a mężczyzna przestał śpiewać. Odwrócił głowę w moją stronę. Kątem oka zauważyłam broń palną w jego dłoni więc mocniej ścisnęłam swoją. Tak gdyby chciał mnie zaatakować. Przyglądałam mu się z lekko otwartą buzią. Po chwili uśmiechnęłam się niewinnie i ostrożnie do niego podeszłam.
-No więc ten... też tutaj trafiłeś, prawda? -zadałam pytanie, które można w dwojaki sposób rozumieć. - Znaczy - pokazałam telefon i pomachałam mu nim przed nosem. - Naithara jestem - wyciągnęłam w jego stronę dłoń chcąc nawiązać znajomość.
Bo ja tutaj zdechnę z tej samotności.
(Jeremiel?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz