16 lutego 2017

Yumeko Umari


render___52__anime_girl_by_meiquing-d9raqgn.png (752×1063)''Nie przestawaj marzyć,nie ma nic złego w tym że pragniesz od życia czegoś więcej ''

Imię: Yumeko
Nazwisko: Umari
Pseudonim: Z bliżej nieznanych jej powodów niektórzy nazywają ją Shiro (z jap. biała),czasem możesz usłyszeć jak wołają na nią Yumi .
Numer ID:W8072
Płeć: kobieta
Orientacja: Heteroseksualna
Wiek: 16 l / 20 grudnia
Partner: Lepiej ją o to nie pytać, ale z tego co wiem na razie nikt.
Rasa: zmiennokształtna. Rasa ta jest niezwykle przydatna , przez to często dostaje dziesiątki zleceń którymi z nudów często się zajmuje . Może przez to że ta rasa ma zdolność do zmiany w inne zwierzę , zwykle to tylko ssaki jednak raz na jakiś czas zdarza się zmiennokształtny który w dodatku potrafi przemienić się w gada czy ptaka , tak na prawdę każdy zmiennokształtny ma taką możliwość jednak to wymaga lat stażu i wielu wyrzeczeń .
Charakter: Dla bliskich jej osób jest rozgadana i przyjazna , często także czepia się i żartuje z innych ,oczywiście nie ma w zamiarze nikogo obrazić , Yumeko po prostu nie potrafi trzymać języka za zębami i mówi otwarcie co siedzi jej na wątrobie .Nie lubi jak ktoś traktuję ją z wyższością lub śmieje się z wyglądu . Podczas kłótni zdecydowanie się nie hamuje , potrafi być chamska i agresywna , mimo tego że na co dzień wydaję się być miła i niegroźna to gdy ktoś zawraca jej głowę to potrafi pokazać pazury. Jest bardzo pomocna i wielozadaniowa ,przynajmniej jest tak opisywana przez tutejszych. W dzień jest raczej spokojna , potrafi zmusić się do uśmiechu jednak najczęściej jest po prostu nieobecna , błądzi gdzieś w swoich myślach, Yumi zdecydowanie można nazwać myślicielem , większość czasu spędza na rozmyślaniu , jest raczej nieproblematyczna i nikomu nie przeszkadza że siedzi cicho gdzieś w kącie bo gdy jest w większej grupie raczej nikt się nią nie interesuję. W nocy jednak zmienia się w istny wulkan energii , rzadko bywa przez dłuższy czas w jednym miejscu , cały czas chodzi gdzieś po lasach i wioskach , lub stacza się z jakiegoś wzgórza . Więc gdy chcesz z nią porozmawiać zdecydowanie zabierz się za to wieczorem bądź w nocy .Mimo tego że zdecydowanie nie bierze życia na poważnie , to gdy widzi że ktoś krzywdzi bliską jej osobę , bez wahania zareaguje . Zupełnie inna sprawa jeśli chodzi o wrogów , stara się ich omijać szerokim łukiem jednak z chęcią popatrzy jak pogrążają się w problemach , przynosi jej to wielką przyjemność przez co uważana jest za bardzo dziwną i zmienną . Trudno opisać ją jednym słowem.
Wygląd: Yumeko to średniego wzrostu (ok.170 cm) dziewczyna o raczej kobiecej sylwetce , długich , czarnych włosach które w promieniach słońca mogą wydawać się brązowe i dużych ,przejrzystych turkusowych oczach,przybierają one kolor fiołkowy gdy dziewczyna używa swoich mocy.Dziewczyna lubuje się w koronkach i sukienkach a zwłaszcza w koronkowych sukienkach co jest chyba oczywiste . Rzadko kiedy nosi spodnie , jedynie w zimie przyodziewa czarne ,grube spodnie i długą , zimową kurtkę.Często wzbogaca swoją garderobę w drobiazgi typu spinki , brożki czy kokardki i nie pogardzi gdy ktoś zwróci na to uwagę.
Moc: 
*Teleportacja-dziewczyna potrafi się teleportować do dowolnego miejsca na świecie , nim dalej się teleportuje tym dłużej trwa przerwa pomiędzy kolejną teleportacją .
*Zmiennokształtność- jak jej rasa wskazuje , dziewczyna potrafi zmienić się w wybrane zwierzę , wciąż rozwija swoje umiejętności , na razie potrafi zmienić się w większość psowatych i kotowatych , wciąż próbuję zmienić się w mysz i konia jednak na razie to tylko nieudolne próby.
Umiejętności: Yumi lubi śpiewać i mimo tego że nie uważa się za wybitnego piosenkarza to jej siostry zawsze lubiły jak dziewczyna śpiewa im kołysanki . Bardzo dobrze rysuje , potrafi dokładnie sporządzić mapę lub nabazgrać portret godny prawdziwego artysty , nie lubi się tym chwalić , wszystkie swoje prace chowa gdzieś w zakamarkach swojego domu . Całkiem dobrze pływa jednak nie nazwała by tego hobby. Od czasu do czasu może coś nieudolnie zagrać na skrzypcach , znacznie lepiej idzie jej gra na fortepianie .Długi czas uczyła się ''obsługi'' miecza i całkiem dobrze jej to idzie , rzadko używa go podczas walki ale gdy jest potrzebny , Yumi potrafi zabłysnąć swoją umiejętnością.
Historia: Żyła w niezwykle bogatej rodzince ,jej rodzice podcierali się forsą , mieli jej do porzygu i tylko ona była dla nich ważna . Przez dłuższy czas przebywała w ''rezydencji'' wykupionej przez jej starych , wraz z trójką swoich sióstr , Yumi była tą najmłodszą , co nie oznacza że dostawała za to jakąś premię ,musiała harować tak samo ciężko jak jej siostrzyczki . W owym więzieniu (to słowo lepiej opisuje to piekło) ''zajmowały'' się nimi pokojówki . Rodzice nie mieli pojęcia co się dzieje u ich córeczek ,opalali się gdzieś na odległej wyspie i popijając Blue Lagoon myśleli o tym jacy oni bogaci. Tak na prawdę te wredne dziewuchy kazały im ciężko pracować jak bawół a wszelkie oznaki buntu traktowały jak coś okropnego i niedopuszczalnego , lubiły się one w karach cielesnych . Nikt nawet nie wiedział że bogata parka ma dzieci , były one dla nich jedynie udręką. Pewnego dnia z niewiadomych powodów rezydencja spłonęła wraz z wiedźmami i drogimi siostrzyczkami biednej Yumeko . Tylko dziewczyna zdołała uchronić się przed zabójczymi płomieniami i uciekła tak daleko jak tylko potrafiła . Wędrowała po sierocińcach gdy w końcu postanowiła przerwać to błędne koło i wyruszyła we własną podróż , opuściła stary, zniszczony sierociniec ,mimo tego że bawiła się tam całkiem dobrze to miała dosyć ciągłego przemieszczania , dzieci zabawiała chwaląc się swoimi niezwykłymi zdolnościami i zmieniała się w kota czy psa jednak nie mogła w tym cały czas trwać. W lesie w którym spędziła dwa ostatnie lata poznała ogromną bestię o sześciu ogonach której nadała wdzięczne imię ''Ziran'' .( wtedy to był zwykły wilk jednak po znalezieniu się w ''grze'' Ziran zdecydowanie zmienił swój wygląd) Służy jej jako wierny towarzysz podczas wypraw i środek transportu .Pewnego dnia idąc nad rzeczkę przy której w ciepłe dni odpoczywa a zimą jeździ na łyżwach , zauważyła małe światełko pomiędzy koronami niskich drzew , Ziran ukłonił się a Yumeko stanęła na jego grzbiecie i z trudem sięgnęła po owy przedmiot . Okazało się że to małe , bogato zdobione , podniszczone lusterko . Yumi do owego miejsca i siadła tuż przy rzeczce oglądając nurt wody . Lusterko wpadło do wody i popłynęło z nurtem , dziewczyna nie pamięta wiele , wie tylko że nagle woda stała się bardzo głęboka i obudziła się w tym świecie wraz ze swoim towarzyszem.
Ciekawostki: 
*Bardzo lubi słodycze , nie lubi jednak lukrecji .
*Nie lubi granatów (oczywiście mówię tu o owocach)
*Zmieniła swoje imię i nazwisko po ucieczce z rezydencji , nikomu nie zdradza swojej prawdziwej nazwy.
Głos:

Lvl: 0 (0/2000)
Kontakt: Howrse: wikiwikirazy2
Inne zdjęcia: podczas używania mocy ( ta ''bestia'' z prawej to jej towarzysz Ziran), jako lis,
jako wilk

6 lutego 2017

Od Jeremiel'a do Luny

Poczuł, że leży na czymś niewątpliwie twardym, a na twarzy i dłoniach czuje chłód, przenikający przez cienkie ubranie. Śpiew ptaków to jedyne dźwięki, które do niego docierały. Otworzył srebrno-błękitne ślepia. Zamiast tego co powinno się tam znajdować zobaczył niebo zakryte gałązkami drzew, sam leżał na poboczu asfaltowej drogi.  Podniósł się szybko, rozglądając na boki. Nie powinno go tu być. Zaklęcie - enochiański symbol napisany na ścianie krwią - miał odesłać go do Nieba. A zamiast tego znalazł się TU, gdzieś nadal na Ziemi. Bez słowa wyszedł na szosę i ruszył w stronę najprawdopodobniej miasta. Jedyną rzeczą niepokojącą go był brak jego skrzydeł, mocy i czegokolwiek co znał. Czymże jest Anioł pozbawiony swoich najcenniejszych atrybutów? Jest nikim. Stał się bezużyteczny. Żadna ucieczka z nieba nie zabiera tych możliwości. A jedno odesłanie, potrafiło to wszystko zblokować. Czuł jak w tym miejscu na całym tym obszarze, a nawet powietrzem ktoś miał kontrolę.
Poczuł w kieszeni niepokojącą wibrację. Dotknął tego miejsca i wyciągnął telefon. Wiedział, znał to urządzenie. Jego przyjaciele zmusili go wręcz do nauki obsługi tego przedmiotu. Nie chcieli by straszył ich za każdym razem gdy niespodziewanie się pojawiał. Miał jedną nieprzeczytaną wiadomość. Zajrzał do skrzynki odbiorczej i ją odczytał. Więcej niż raz.
„Witaj w grze o życie”
Aniołowi nie nie wydawało się to ani trochę śmieszne. Znając zasady obrał sobie za cel poznanie osoby, która to wymyśliła. Jednak na razie postanowił zagrać. Pożyć kilka dni... Może lat na zasadach przez niego stworzonych. Co to dla tak starego anioła jak on, poczekać kilka lat więcej by się wydostać? Musi przecież odzyskać to co zostało mu odebrane. Od teraz będzie marionetką na samotnej nici. Schował telefon do kieszeni idąc dalej. Miarowy krok brązowowłosego po kilku kilometrach zaczął zagłuszać ryk silnika. Odwrócił się szybko i widząc, że kierowca auta nie ma zamiaru zwolnić, uskoczył na bok. Był nieostrożny. Robiąc przewrót, żużel nie tylko obtarł, ale wbił się jego rękę.
- To... Boli. - stwierdził zaskoczony.
Nie był przyzwyczajony do takiej małej odporności. Do bólu. Poczuł się jak człowiek. Jak jedna z tych mrówek, które zabijał, bądź chronił wedle rozkazu. A może nim się stał? Dotknął zranienia, by po chwili wyciągnąć kamyczki i wytrzeć krew. No cóż... Musi być bardziej ostrożny i musi nauczyć się ludzkich zwyczajów niezbędnych do przetrwania tej gry.
Postanowił zacząć od biblioteki. Bo gdzie dowiedzieć się o ludziach jak nie w ich skarbnicy wiedzy? Nie był przekonany do użycia technologii takiej jak komputer i internet, wolał wertować stronice starych tomiszczy.
Nie zwracając uwagi na lekkie pieczenie, ruszył w dalszą drogę.
-----| Po jakimś czasie |-----
Podszedł zdecydowanym krokiem do dużych drzwi starej biblioteki. Wydawała się opuszczona, jednak co do tego pewności nie miał. Otworzył szeroko w wszedł do środka. Biblioteka była naprawdę duża. Dwupiętrowa, z ogromnym zbiorem książek. Podszedł to pierwszej półki jaka mogłaby wydawać się sensowna. Co prawda to była „Fantastyka”, jednak może coś przykuło by jego uwagę. Ludzie wierzą w to co chcą uwierzyć. A ci który oddają się nauce i dowodom, nie mają wiary. Dlatego szukał w tym dziale. Stał w świetle padającym zza otwartych drzwi, co innego niż osobnik chowający się gdzieś w tym miejscu i obserwujący go. Nie zwracając na niego uwagi, nadal błądził palcami po grzbietach. Nagle podeszła do niego dziewczyna, ta sama która prawdopodobnie chowała się wśród regałów.
- Ta książka jest odpowiednia. - powiedziała na powitanie.
Podała mu ją do rąk. Miała brązową okładkę i złote litery.
- Opowiada o aniele, który zakochał się w ludziach i zszedł na Ziemię żeby nauczyć się od nich miłości, smutku, radości oraz życia jako śmiertelnik. Bardzo wciągająca oraz pomocna książka... Wiele możesz się przy niej nauczyć i zabawić.
W czas jej opowieści zdążył się jej przyjrzeć. Była mniejsza od niego. Niższa o co najmniej głowę i drobna. Długie, rozpuszczone białe włosy i bardzo jasna cera. Ubrana była w czarną dopasowaną sukienkę. Gdy spojrzał jej jednak w oczy, wydawały się... Błędne. Nie widzące. Czyżby ta dziewczyna była niewidoma? Nie pytał.
Posłała mu uśmiech. Nie odwzajemnił go.
- Dziękuję... - zaczął.
- Luna, jednak proszę mów do mnie Lu. - przedstawiła się.
Postanowił uszanować jej decyzję i również wyjawił swoje imię.
- Remiel... Dziękuję Lu.
- Nie ma sprawy. - odparła.
Nagle przyleciał się czarny jak smoła kruk. Wylądował na ramieniu jasnowłosej, która zaczęła z nim rozmawiać.
- Witaj Blood...Gdzieś ty się podziewał? Rozumiem. No dobrze... Chodźmy coś zjeść.
Chłopak nie rozumiał ani nawet nie starał się zrozumieć krakania ptaszyska. Dziewczyna zaśmiała się cichutko i wyszyła w stronę drzwi. Odprowadził ją wzrokiem.
- Do widzenia lub do zobaczenia Remiel – pożegnała się.
- Do zobaczenia. - odparł.
Gdy wyszła został sam. Spostrzegł, że musi być powiązana ze swoim czarnym towarzyszem. Obejrzał książkę z każdej strony i przeczytał pierwszych kilka stron, Znał ta historię i tego anioła. To była stara legenda i była prawdziwa. Powstała jeszcze gdy hebrajski był często spotykany. Teraz stał się wymarłym językiem. Przeszedł do końca tej historii jednak nie było tam nic co opowiadałoby szczegółowiej o potrzebnym temacie. Castiela też nie mógł zapytać. Niestety. Poszedł więc dalej, szukając odpowiednich książek. Gdy w końcu mi się udało, rozsiadł się wygodnie i zaczął czytać to co go interesowało. Po jakimś czasie drzwi znów skrzypnęły , a on uniósł głowę znad lektury.
- Witaj z powrotem. - przywitał się.
Przez próg przeszedł nie kto inny jak nowo poznana przyziemna. Podeszła do jednego ze stołów, akurat tego przy którym siedział.
- Witaj Remi... Co czytasz? - zapytała zaciekawiona.
Spojrzał na tytuł zamieszczony na blado czerwonej okładce.
- Psychologia jak mniemam. Chyba będę musiał pożyczyć kilka tych książek. - stwierdził zerkając na stosik podręczników.
To „nauka której podmiotem zainteresowania jest człowiek”, nic lepszego nie mógł znaleźć. Zdawała mu się na chwilę obecną najlepszym wyborem. Chciał poznać mechanizm działania człowieka. Byli dla niego nielogiczni i nieprzewidywalni. Nie mieli w miarę utartego schematu. Luna wydawała się zaskoczona.
- Remi... Po co ci ta wiedza...? Jeśli mogę wiedzieć.
Postawiła pojemnik z ciastem, jak później zauważył oraz grube tomiszcze obite jakimś materiałem i zakute. Dosłownie. Poprawił się na krześle.
- Próbuję zrozumieć ludzi. - wyjaśnił. - Ich emocje, uczucia, reakcje. Zwyczaje.
Dziewczyna odpowiedziała cichym śmiechem. Najwidoczniej ją lekko rozbawił.
- Nie nauczysz się emocji i uczuć z książek... - powiedziała spokojnym głosem – Zwyczaje owszem, ale uczuć i emocji nie.
Westchnął i odłożył na stosik tą trzymaną w dłoniach.
- Nie miałem innego punktu zaczepienia.
Spojrzał jej w oczy jak często czynił.
- Nie przebywałem dużo na Ziemi. Nie czuję. Staram się przynajmniej... spróbować zrozumieć.
Spojrzał przelotem na ciasto, starając się powstrzymać ucisk w żołądku. Jego też nie rozumiał. Tych wszystkich znaków, które dostawał od ciała. Były doprawdy uciążliwe.
- Uczuć i emocji nie da się zrozumieć... - odparła otwierając sprawnie pojemniczek. - Po prostu są. - dodała i wyciągnęła talerzyki na które położyła kawałek jabłecznika.
Jeden podała brązowowłosemu, a drugi krukowi. Uśmiechnęła się.
- Smacznego.
I zaczęła jeść. On nie był przekonany do tego pomysłu, w końcu nigdy nie miał takiej potrzeby. Poczuł jednak głód i to wcale nie mały. Przełamał się i wziął widelec.
- Bardzo dziękuję i... wzajemnie? - powiedział uprzejmie. - Może masz rację.
Nie rozumiał po co ludzie życzą sobie „smacznego”. W końcu jeśli coś jest dobre to po prostu takie jest. Po co jeszcze sobie tego życzyć? Przecież to nic nie zmieni. Nie myśląc już o tym więcej, skosztował deseru. Musiało to wyglądać tak jakby był bardzo, ale to bardzo głodny i jednocześnie zaskoczony. Po chwili talerzyk był już czysty. Lu wysłała towarzysza po napój, a ten od razu wysłuchał jej prośby. Odprowadził go wzrokiem nim nie zniknął za regałami.
- Chyba byłeś naprawdę głodny, że wcinasz z taką rozkoszą.
Wrócił wzrokiem do talerza. Zainteresowała go. W końcu wedle sms'a tylko nieliczni nie chcą go tutaj zabić, a ona mu pomaga. Nie miała przecież pewności, że zaraz nie wstanie i nie skręci jej karku, czy nie przebije ostrzem. Dodatkowo była niewidoma. To odwaga czy głupota?
- To pierwsza rzecz, którą jem od... Wieków. - przyznał.
Co prawda nie planował niczego takiego. Zamierzał zawrzeć współpracę z nią. Sojusz. Dzięki temu ona będzie chroniona, a on będzie miał schronienie. Uniósł głowę przyglądając się jej z ciekawością. Nie widział przeciwwskazań co to tego. Była nastawiona pokojowo i nie widział by miała złe intencje.  Co ją łączy z tym krukiem. O wy ptak jest znakiem mądrości i śmierci. Jak i również symbolem zła. Tego z piekielnych czeluści. Remiel aż na zbyt dobrze o tym wiedział. Blood był trochę większy niż zwykły kruk... ale nie powinien osądzać, skoro stracił umiejętność „rozpoznania”. Tylko ten zapach siarki gdy przelatywał obok... Czuł przez to lekki niepokój.
- Ojeju... Naprawdę dawno temu. - spojrzała na niego z uśmiechem. - To już wiadomo dlaczego byłeś taki głodny.
Blood postawił butelkę na stole. Remiel miał w zwyczaju być boleśnie szczerym i bezpośrednim. Zawsze mówił prawdę, a kłamstwa używał tylko w sytuacjach kryzysowych. Dlatego lepiej się go nie pytać, jeśli nie wiesz czy jesteś w stanie znieść odpowiedź. Nie wiedział dlaczego ludzie większość uczynków ukrywają za kłamstwem. Przecież każdy zasługuje by znać prawdę. Z resztą ona i tak wypłynie na wierzch. A on nigdy nie miał nic do ukrycia.
- Owszem. My... Nie jemy, ani nie śpimy, to ludzkie cechy które nabyłem wraz z przybyciem do tego miejsca. Są dość... Uciążliwe. - przyznał.
Istoty te wiele potrafią, ale i wiele rzeczy jest im nie potrzebnych, szczególnie gdy schodzą na ziemię. Nie mają ciała, a gdy je znajdą... Większość funkcji życiowych jest „wyłączonych” a dusza nosiciela (o ile tam się znajduje) jest uśpiona. Lokator chroni ciało i sprawia, że jest nie tylko wytrzymałe, zdrowe lecz też usypia funkcje niezbędne dla ludzi.
- My? - zapytała odkręcając butelkę.
Odetchną lekko.
- Anioły. - wyjaśnił.
- Anioły? - nalewał oranżadę do kubków. - Czyli, że jesteś Aniołem?
Próbowała się upewnić białowłosa. Jego kącik ust drgnął niezauważalnie. Bramy Nieba...
- Tak. Jestem Aniołem Pana. Bożym wojownikiem. Jego żołnierzem. Pełnią funkcję Archanioła i dowódcy jednego z garnizonów. - W jego poważnym głosie było coś... z tej dawnej dumy i pewności siebie. - A raczej pełniłem. - dodał niechętnie.
Pamiętał te czasy i patrzył na wszystko z góry. Na dole tłoczyły się miliony, a między nimi pełzały demony i istoty z Czyśćca, ale on był wywyższony. Był jednym z najlepszych, najbardziej wierzących. Pomagał w  strategii. Kiedyś to on rzucał kości. Był jednym z tych, których się obawiano. Widział strach w oczach wrogów. Był jednym z tych, którzy widzieli Boga. Rozmawiał z nim nieraz. Ten Anioł z niezachwianą pewnością siebie i słusznością rozkazów... Jego garnizon i równie lojalne w nim Sługi Boże. Wszystkie wieki w niewinności. Później wszystko się skomplikowało. Wszystko stało się tak szybko, nawet dla niego pęd był zaskakujący. Całe zaufanie zostało powalone. Jest Aniołem o nawiedzonym sercu. Wiedział, że od tego momentu będzie coraz trudniej, że musi być mądrzejszy by przetrwać to wszystko. Doprowadzić to do pionu. Kiedy w końcu się dostosuje, pokaże kim potrafi być. Teraz czuje się zagubiony. Wręcz spisany na straty.
- Niesamowite... Poznaliśmy i zaprzyjaźniliśmy się z Aniołem, Blood! - ucieszyła się, podając mu kubek z napojem. - Dlaczego powiedziałeś, że „pełniłeś”... Już nie pełnisz?
Jak zwykle nadzwyczaj opanowany, nie dało się nic odczytać z jego twarzy czy postawy. Roztrzepane włosy nadawały mu wrażenie dzikiego, ale łagodne oczy patrzące na wszystko z chłodnym zainteresowaniem. Każdy twierdził, że jest sprzecznością. Ta powaga, dzikość i groźba, a jednocześnie łagodność.
- Nie zdegradowali mnie, jeśli to masz na myśli. Chodzi mi bardziej o brak kontaktu. Nie słyszę głosów moich braci, a moje umiejętności zostały zapieczętowane przez grę. Stałem się śmiertelny. Przynajmniej na razie.
Pokazał jej obtartą dłoń i złapał kubek, upijając łyk. To właśnie ta „śmiertelność” była największym problemem. Jeden zły krok, a umrze i gdzie pójdzie? Wróci do nieba? Zniknie? Czy też pójdzie do Czyśćca by odpokutować? Jak na razie nie chciał tego sprawdzać. Nawiedzały go myśli by schować się w umyśle Jensen'a i oddać mu kontrolę. To wcale nie byłby taki głupi pomysł, on przecież był przyziemnym. Tak jak ona.
- Rozumiem... - napiła się i spojrzała na niego. - Tęsknisz za nimi... Odczuwam to... Chociaż ty masz do kogo...
Jej głos stał się smutny. Westchnęła i odstawiła pusty kubek na blat dębowego stołu. Zamyślił się na krótką chwilę z kubkiem przy ustach, ale po jej słowach spojrzenie znów skupione było na bladej twarzy rozmówczyni. Czy tęsknił za nimi wszystkimi? Trochę. Brakowało mu upierdliwych i niekiedy złośliwych potyczek słownych. Mimo, że nikt z nich nie czuł wielkiego przywiązania... Można było nazwać to uczucie przyzwyczajeniem z dozą braterskiej miłości.
- Każdy za czymś tęskni i każdemu jest czegoś brak. - powiedział łagodnie. - Tobie też prawda? Poszukujesz drogi.
Odstawił puste naczynie i odsunął od siebie.
- Czy ja poszukuję drogi...? - zamyśliła się. - Chyba oboje jej szukamy żeby odzyskać utracone wspomnienia.
Pogłaskała czarne pióra czarnego kruka.
- Bo widzisz Remiel... po dotarciu tutaj straciliśmy wspomnienia i nic nie pamiętamy. - wyjaśniła.
Z uwagą słuchał jej słów. Otworzył usta pragnąc coś powiedzieć, ale najpierw pochylił się w jej stronę.
- Rozumiem. Postaram się pomóc jak tylko będę mógł. „To co zgubione można odnaleźć”. Dołożę starań by wasze wspomnienia do was wróciły.
Wiedział, że jak na razie to tylko jeden z jego celów, które chce zrealizować. Był w stanie jednaki ten dodać do listy jako cel ważny i niezbędny.
- „ Tylko ludzie pozbawieni celu są nieszczęśliwi”. Ty masz cel Lu. Tak jak ja. Będziemy do niego dążyć. Na pewno ktoś na ciebie czeka. Nigdy nie jest się samemu.
Dziewczyna zareagowała nieprzewidzianie, jak dla niego.
- Jesteś naprawdę miły Remiel... Dziękuję.
 I przytuliła go. Zaskoczony, niewiedzący jak się zachować anioł z wahaniem, delikatnie poklepał ją po łopatce, pozwalając się przytulić.
- Mówię to co uważam za słuszne.
Czuł lekką niezręczność. Właśnie o tym mówił. Nieprzewidywalni. Zachowywanie niczym u Cherubinów.
- Może tak... Jednak twoje słowa podniosły mnie na duchu, a nie każdy by tak zrobił, ponieważ nie każdy na tym świecie jest dobry. - puściła go.
Odsunął się. Tak, nie każdy. By to miejsce jest jak różnorodny plac zabaw. Mędrcy i głupcy, silni i słabi, serdeczni i zabójcy... Mieszanka wszystkiego jest w tym miejscu.
- Taka moja rola. Jestem Aniołem marzeń, wizji i zmian. Moim obowiązkiem wręcz jest napełniając odwagą i wiarą. A od świata nie powinno oczekiwać się dobroci. Nikt nie rodzi się dobry, albo zły. Rodzi się z pewnymi skłonnościami, ale liczy się sposób w jaki żyje i to jakich ludzi przyjdzie im poznać. - oznajmił. - Każdemu powinno się pozwolić być choć trochę złym, bo nie zechce być dla nikogo dobrym.
Złapał za stos podręczników i podchodził kolejno do regałów by wróciły na wyznaczone miejsca. Słońce już zachodziło, robiło się późno.
- Bardzo mądre słowa Remiel... Bardzo mądre... - odparła spokojnie.
Później rozmawiała z krukiem, nie za bardzo rozumiał tą konwersację, więc nadal odkładał ostatni już egzemplarz. Gdy usłyszał słowa „już czas”. Odwrócił się marszcząc brwi.
- Na co czas?
< Luna? Tak wiem, ale strasznie długie wyszło.>

Od Sillieny C.D. Gorge'a

Miło z jego strony, że miał tą chwilę słabości, aby mi pomagać, ale to jest ku*wa moje przeklęte drzewo. Sądziłam, że się od razu puści. Spojrzałam na niego obojętnym wzrokiem. Zaczęłam się zastanawiać, czy go stąd zwalić, ale skoro w takiej chwili miał chwilę słabości, aby pomóc nieznanej su*e, być może będzie miał go potem. A mi się taki idiota przyda na dalsze wędrówki, póki nie zyskam czegoś, czegokolwiek, czym mogłabym się bronić. Po na razie jestem bezbronna – to takie głupie i słabe słowo, że to cofam.
- Stawiałam tak nogę, twoja wina - wzruszyłam obojętnie ramionami powstrzymując się przed uderzeniem go butem w czoło, aby zleciał na dół i został poturbowane przez to coś, co nazywa się, albo przynajmniej powinno, zwierzętami. Może gdyby się nim nażarły, na mnie by nie miały ochoty?
Wzruszyłam tylko ramionami widząc jego zdenerwowanie na twarzy, po czym to zignorowałam i odsunęłam nogę. Nie, jednak nie mam zamiaru na jakiekolwiek znajomości. To jest pewne. Dobra, zrzucam go, pomyślałam sobie, jednak w tym momencie mój telefon za wibrował. Tylko to go uratowało od mojego kopniaka w twarz, dzięki któremu miał mi zniknąć z oczu. Wyjęłam telefon i spojrzałam na ekran, gdy nagle i on dostał jakąś wiadomość. Miałam zamiar przeczytać swoją wiadomość, a następnie jego zrzucić, gdy jego treść o mało co nie zrzuciła mnie samej ze zdenerwowania. Natychmiast wyrzuciłam z siebie większość przekleństw jakie znałam, a następnie spojrzałam na niego zdenerwowana, gdy on na mnie patrzył jak na idiotkę.
- Co się ku*wa gapisz? - fuknęłam, po czym spojrzałam na ziemię. Zwierzęta w końcu zniknęły, dzięki czemu mogłam zeskoczyć z drzewa, z mojego drzewa, które musiałam dzielić z tym czymś. Ponownie przeczytałam wiadomość, mając nadzieję, ze to tylko wyobraźnia płata mi figle, ale to nie było to.
- Widzę, że ty też dostałam taką wiadomość - zauważył schodząc z drzewa, na którym siedzieliśmy raptownie trzy lub pięć minut. Spojrzałam na niego mając go ochotę udusić i mając nadzieję, że to wyzwanie zostanie anulowane, ale to nie było możliwe. Wszystko było tak wyraźnie napisane, że żałowałam, iż nie jesteś ślepa. "Aby odzyskać swoje kagune, współpracuj z chłopakiem, z którym właśnie siedzisz na drzewie. Zabij go, a gra się dla ciebie skończy". Gdybym miała jakąkolwiek możliwość dorwania się do tego idioty, który to wszystko wymyślił, zabiłabym go boleśnie i długo, aby cierpiał najdłużej i najbardziej okrutnie jak się tylko da. Niestety nie mogę wykluczyć tego, iż ten ktoś nawet nie istnieje, a to wszystko jest, bo jest.
Kopnęłam drzewo zaciskając pięści. Miałam ochotę zniszczyć telefon, potem go udusić i robić wszystko po swojemu, ale nie miałam zamiaru przegrać. Co to, to nie. Szkoda tylko, ze wiedział, czego ja tak bardzo nienawidzę - ludzi.
- Widzę, że ci to pasuje - powiedział nieco zdenerwowany, albo zirytowany moim zachowaniem. Dlaczego nie mogłam dostać zadania zabicia go? Ugh... ten ktoś dobrze wiedział, ze to bym zrobiła z radością.
- Zamknij się - fuknęłam zaciskając zęby, aż poczułam jak przestaje czuć szczękę. - Gdzie dokładnie idziesz? - założyłam ręce na krzyż. Dopiero co to się wszystko zaczęło, a ja już miałam go dosyć. Denerwował mnie sama obecnością, a to, że mi pomógł, jeszcze bardzie mnie zdenerwowało, ponieważ muszę się odwdzięczyć. Czy niektórych nawyków nie można usunąć ze swojego mózgu?
- Na północ - powiedział z przekąsem. - Po swoje miecze - Świetnie, jestem na ciebie zdana, gorszego zadania nie mogłam dostać, przeszło mi przez myśl, po czym się nieco rozluźniłam przesłuchując się otoczeniu, czy te dziwne stworzenia na pewno zniknęły.
- Idziemy - zarządziłam idąc w stronę północy. Dodałam bym jeszcze, że nie mam zamiaru z nim siedzieć dłużej niż trzy dni, ale stwierdziłam, że to nie potrzebne. Sam wyczuje moją niechęć, a ja będę tylko bardziej zdenerwowana, jeśli okażę się, że droga jest dłuższa niż się wydaje. - A gdzie dokładnie? - mruknęłam gdy go wyprzedziłam, a ten dołączył do mnie dopiero po paru sekundach. Wzruszył ramionami, co mnie zirytowało, ale się nie odezwałam.
- Jak się w ogóle nazywasz? - wydawało mi się, że te słowa były wymuszone, ale to nie ważne. Przedstawiłam się jako Rize, jak zawsze, a on jako George. Nie obchodziło mnie to, równie dobrze mogłam do niego mówi "ej, ty" i tyle by mi wystarczyło.
Czas zacząć tą mękę...

<George? Brak weny>

5 lutego 2017

Od Naithary C.D. Gorge'a

Słuchałam go uważnie absorbując każde jego słowo. Skrzyżowałam ręce na piersi zastanawiając się jaki zrobić krok. Czyli są tutaj inne stwory będące jeszcze większym zagrożeniem. Oprócz tego, którego teraz poznałam wymienił mi jeszcze 2 inne, będące silniejsze o wiele silniejsze od Quilinów. Opowiedział mi po krótce o tych stworach, żebym miała jakikolwiek wgląd do tego wszystkiego. Cóż, gdyby mi o nich nie powiedział, a załóżmy, że będziemy poruszać się w dwójkę, napotkalibyśmy te silniejsze stwory, to nie miałabym zielonego pojęcia jak są groźne, w czym są dobre... i prawdopodobnie znowu bym naprzykrzyła się tym temu kolesiowi. No i procent na przetrwanie zwiększa się kiedy jest się w grupie, ale jak będę się go trzymać to pewnie on prędzej mnie załatwi niż typ co mnie w to wpakował. Trwała między nami cisza i starałam się wszystko przeanalizować. Znajdź jakiś pomysł. Na pewno go masz, nie ma opcji, że nie. Niestety, ilekroć się starałam to i tak nie przynosiło żadnego efektu. Przestępując z nogi na nogę rozglądałam się dookoła szukając inspiracji.
-No więc pewnie nowością nie będzie dla ciebie stwierdzenie, że powinniśmy poruszać się w grupie. I obawiam się, że twoje przypuszczenia mogą być słuszne. Biorąc pod uwagę fakt, że siedzisz już tutaj kilka tygodni, dziwi mnie, że jeszcze nie spotkałeś nikogo mojego pokroju. W sensie osoby, która została tutaj zamknięta. To może nawet sugerować, że tylko garść osób nadnaturalnych została tutaj ściągnięta z niewiadomych nam, nikomu przyczyn. Śmiem się nawet pokusić o stwierdzenie, że tylko osoby nadnaturalne, żaden zwykły człowiek. I jaki miałby ten ktoś cel, skoro przechodząc do takiego czynu, czyli stworzenia alternatywnego świata, zamkniętego prawdopodobnie na wszystkie możliwe sposoby, musiał być uzdolniony magicznie. Żaden zwykły człowiek nie jest do tego zdolny, żadna technika, którą znamy. A gdyby to był zwykły człowiek, już dawno złamalibyśmy kajdany naszych umiejętności i siłą zrobili dla siebie drogę powrotną - powiedziałam to co jak na razie zdołałam zauważyć. - Ponadto nie możesz jasno stwierdzić czy to zrobił mężczyzna, kobieta a nawet jakieś głupie dziecko. W jakiejkolwiek formie może się określać, jako on, ona i tak może się podszywać. Nie ufaj żadnej wiadomości głosowej, o ile taką w ogóle dostaniemy. Istnieją programy do modulacji głosu, przez co raz może być to głos starca, za drugim razem beztroskie dziecko a za trzecim razem młoda, ponętna kobieta. Znam się na tego typu technologii, uczyli mnie o tym. Wnioskując po treści wiadomości, jaką dostałam, choćbym nie wiadomo jak bardzo chciała, osoba kontrolująca wszystko, naprawdę wszystko kontroluje i jesteśmy jego zabawkami, których może się w każdej chwili pozbyć. Ale to pewnie jakiś pieprzony sadysta, który chce popatrzeć na nasze cierpienie i tak szybko umrzeć nam nie da. I mogę nawet śmiało powiedzieć, że oprócz stworów jakie spotkałeś są jeszcze inne, pewnie jeszcze silniejsze, które pstryknięciem palca by cię załatwiły. I nie rozumiem czemu miałabym zostać jego ulubienicą, choć fakt, to dobry pomysł na przetrwanie, albo, kierując się moją teorią, dobry pomysł na jeszcze większe cierpienie - zauważyłam słusznie.
Nigdy nie znamy prawdziwych motywów antagonisty.
-A, i żeby w ogóle się stąd wydostać i znaleźć na to sposób, trzeba zdecydowanie jak na razie być posłusznym. Cenię swoje młode życie tak samo jak ty - dodałam uśmiechając się z powodu swojej bezradności.
Spojrzałam się z lekkim uśmiechem na mężczyznę. Zastanawiał się nad moją długą wypowiedzą. Nie wiedziałam, czy może była on dla niego zbędna, czy wręcz go jakoś nakierowała. Nie mam bladego pojęcia. Odnoszę wrażenie, że dla niego idealnie  by było gdybym nie zachowywała się tak beztrosko. Swojej natury nie zmienię. Fakt, zachowuję się teraz lekko jak histeryczka ale nic dziwnego skoro nie wiadomo co mnie spotka. Bo na przykład idę sobie drogą a nagle z zakrętu taki suprise! Almon ci wyskakuje, zauważa cię i nie, nie zaprosi cię na herbatkę, raczej wpakuje cię do grobu. Ugh...
-W sumie dopóki nie ma potworów tutaj to możemy chwilę posiedzieć i ustalić plan działania. A ja muszę coś sprawdzić - mruknęłam ostatnie zdanie pod nosem.
Wyjęłam telefon komórkowy i oparłam się plecami o drzewo. Szybko wyświetliłam numer i spróbowałam zadzwonić. Z tego co wiem, można namierzyć adres skąd się wykonało daną rozmowę. Z SMS'ami też tak można ale to chyba trochę gorzej wyglądało. Komórkę przyłożyłam do ucha i wsłuchałam się po kolei w każdy sygnał. Na końcu pojawiły się krótkie i szybkie oznajmiające o nieodebranym połączeniu przez drugą stronę. Zajęłam się więc sprawdzaniem.  adresu skąd została wysłana wiadomość. Niestety, kompletnie nie znam się na hackowaniu czy innych takich rzeczach więc szybko się poddałam. A trzeba było uważać kiedy to było omawiane na zajęciach.
-Dobra, potrzebujemy specjalisty od hackowania. Mógłby nam znaleźć tego kolesia co nas ściągnął ale istnieje ryzyko, że tego miejsca nie wykryje - mruknęłam jakby sama do siebie lekko zirytowana.
Jedyne co potrafię, to walczyć wręcz, śpiewać i tańczyć. I do czego ja się tu nadam? Teoretycznie do niczego. No i zdaniem... kurczę, jak mogłabym na niego w skrócie mówić. Jedyne co mi przychodzi to 'Gorge' albo coś w tym stylu. Takie bardziej ludzki i przyziemne imię. Chociaż nie wiem.... może zaczekam na jego zdanie i postaram się go nie zirytować. Co jak co ale wystarczy, że moimi wrogami są jakieś istoty, które chcą mnie zabić oraz prawdopodobnie typ co mnie tutaj zamknął. A myślałam, że w życiu już nic mnie nie zaskoczy. A nie przeżyję tego, abym poznała demona i jakikolwiek kontakt z nim zawarła. To były szczyt wszystkiego i mam nadzieję, że do tego nie dojdzie. Bo totalnie zwariuje tutaj. I kto mnie niby z tego bagna wyciągnie? Dobra, uspokój się, musisz myśleć nad czymś innym.

(Gorge? )

2 lutego 2017

Od Gorge'a C.D. Naithary

- No współpracuj chociaż! Chcesz tutaj siedzieć i czekać, aż jakiś stwór cię zabije? - Stęknęła rozkładając ręce. Co za głupie pytanie? Nie powiem ile razy już żegnałem się ze swoim życiem.
- Nie. - Mruknąłem, krótko i na temat, kobieta najwyraźniej była podirytowana, gdyż się odwróciła do mnie plecami. Nie potrafiłem się z nią dogadać. Nagle zaczęła czegoś szukać. I tak to już kolejny krok, nie boi się, że wsadzę jej miecz w plecy. Co do mieczy... W mojej ręce był tylko jeden. Rozejrzałem się po każdym z ciał dziwnych stworzeń. Nigdzie go nie było. Obróciłem się o dziewięćdziesiąt stopni i zacząłem przesuwać ciężkie ciało, gdzie znalazłem długie ostrze. Było całe we krwi. Skrzywiłem się i wytarłem krew o swoje ubranie. W sumie, przydałoby się miejsce, gdzie mógłbym się obmyć z krwi. Odwróciłem się by stwierdzić, że kobieta nadal ma jakieś zajęcie. Może ma rację, powinienem się jakoś tym zainteresować. Powinienem, trochę pomóc. Jednak z takiej wysokości nic nie zobaczę. Zaczepiłem miecze na plecach i zacząłem się wspinać na sam wierzchołek drzewa. Niektóre gałęzie były zbyt słabe by mnie unieść, przez co musiałem skakać co dwa szczeble. Kiedy jednak udało mi się dotrzeć na samą górę, mogłem dostrzec więcej niż się spodziewałem. Patrzę jedną ze stron świata i widzę rozmyte słupy dymu, mam wrażenie, że wiatr niesie przeraźliwy smród rozprutych flaków i świeżej krwi, zmieszany z ciężką wonią pogorzelisk. Wydaje mi się, że słyszę krzyki, ale to wszystko fantazja. Zmieniam miejsce zaczepienia wzroku. Marzę o znalezieniu miejsca na nocleg i o odpoczynku. Brnę wzrokiem po kilometrach lasu, wzdłuż gór i docieram do potoku. Moje oczy lekko błysnęły i chciałem się lepiej przyjrzeć, jednak usłyszałem jakiś krzyk. Chwilowo pomyślałem, że coś się stało dziewczynie i prędko zacząłem schodzić. Zapomniałem jednak o mniejszych gałęziach i poczułem jak jedna z nich pode mną pęka i runąłem w dół.
- No gdzie go posiało? - Zapytała kobieta drapiąc się z tyłu głowy, gdy nagle upadłem z impetem na ziemię zaraz za nią.
- Cholera.. - Syknąłem łapiąc się za kość ogonową i tocząc się w tą i z powrotem po ziemi.
- Coś ty zrobił? - Zdziwiła się kobieta, patrząc na nadal lecące liście z drzewa, które po drodze strąciłem.
- Na południe jest spalona ziemia.. - Wydusiłem strasznie cicho, przez zaciśnięte zęby.
- Co? - Zapytała, nie słysząc co mruczę.
- Czego się wydarłaś w dodatku? - Mruknąłem niezadowolony wstając i rozciągając się.
- Szukałam cię... - Westchnęła - Jakbyś raczył mnie poinformować.. jakbyś współpracował, nic takiego by się nie zdarzyło - Wzruszyła ramionami. Zmarszczyłem brwi i popatrzyłem na nią gniewnie. Na co kobieta lekko odsunęła się do tyłu.
- Jestem tutaj już kilka tygodni, przez ten czas znalazłem tylko kilka miast, oraz pustynię, na której odzyskałem moje miecze - Wskazałem na plecy - Wiele znajdujących się tutaj roślin jest trujących i znajdziesz tutaj nie tylko magiczne stwory, ale także zwyczajne zwierzęta. Z tych groźniejszych i nam wcześniej nieznanych stworzeń poznałem Sneer, Quilin i Almona. Sneer, to zwierzę podobne do jelenia, jednak jest pokryte lodem, jest mniejsze od tych stworzeń - Wskazałem palcem na pokonane przez nas potwory - ale w przeciwieństwie do nich potrafią używać magii, napotkałem je tylko raz, dlatego myślę, że są rzadkie, ale możliwe, że mam tylko szczęście. Almon.. - Przełknąłem ślinę - To wielkie monstrum mierzące ponad trzy metry. jest pokryty samą skórą i zabiłby cię jednym uderzeniem. Dodatkowo potrafi się posługiwać magią, z tego co się orientuję to ziemi. To właśnie on bronił moich mieczy, facet, który nas tu wsadził je tam umieścił, nie wiem jak... najprawdopodobniej potrafi je kontrolować, ale nic nie jest pewne. Kimkolwiek on jest, wie co robi. Ale nie chce nas zabić, jesteśmy zabawkami, z których chce wycisnąć więcej, niż w sobie mają. Żyję jedynie dzięki wielkiemu szczęściu, albo jego zachciance. Myślę, że jak zostaniesz jego ulubienicą, masz większe szanse na przeżycie - Spiorunowałem ją wzrokiem - Ale jak powiedziałem, to tylko moje przypuszczenia... - Powiedziałem oschle mówiąc wszystko co wiem.

<Naith?>

Od Gorge'a C.D. Sillieny

To już kolejny dzień, gdy zwiedzam ten dziwny świat. Ból mięśni ujawniał się na całym ciele. Spanie na ziemi, było zbyt niebezpieczne, przez co zmuszony byłem znaleźć jakąś opuszczoną jaskinie, bez stwora w środku, lub wysokie drzewo, z mocnymi gałęziami. Dodatkowo dzień, może w jednej chwili stać się nocą, a podróżowanie w mroku nie jest dobrym pomysłem. Nie mam nawet czym się bronić. Spojrzałem krzywo na gołe dłonie. Miałem wrażenie, że bez mieczy zaczynam tracić w nich czucie. Nie byłem przyzwyczajony do tak długiego czasu, bez broni. Już ponad dwieście lat nie odkładałem na dłuższy czas mieczy. Chociaż jeszcze nigdy nie były tak zdrowe. Pamiętam liczne długie miesiące bolesnych poparzeń, które nie należały do najprzyjemniejszych. Co do tego świata, do tej pory też nie natknąłem się na żadne miasto, czyżby nikt normalny tutaj nie zamieszkuje. Nagle coś zabrzęczało w okolicy mojego brzucha. Wyjąłem komórkę patrząc się chwilę w czarny ekran. Nie wiem czemu, zawsze czuję lekki niepokój wiedząc, że przyszła do mnie wiadomość od tego, który mnie tu wsadził. Przesunąłem palcem po szybce i zacząłem odczytywać zawartość. "Wybacz, że czekasz tak długo, jednak schowanie twoich dwóch ukochanych mieczy trochę mi zajęło. Nie łatwo znaleźć jakąś dobrą kryjówkę. Pewnie Ci ich brak. Tak więc, znajdziesz je na północ od twojego aktualnego położenia. Jednak uważaj na ich strażnika." Strażnika? Zacisnąłem zęby. Nawet jeśli napuści na mnie samego boga umarłych odzyskam to co moje. Z zaciśniętą pięścią ruszyłem we wskazaną mi stronę. Szedłem tak wiele godzin, mając wrażenie, że chodzę w kółko postanowiłem trochę odsapnąć. Gorąc bijący w moją głowę nie upraszczał sprawy. Wspiąłem się paroma sprawnymi ruchami na jedno z większych drzew i usiadłem opierając się o pień. Przeleżałem tak wiele godzin, na zmianę śpiąc, patrząc przed siebie i nasiąkając milczeniem. Nawet nie chciało mi się myśleć ile razy w ciągu ostatnich paru dni żegnałem się z życiem, przekonany, że tym razem nadszedł mój koniec. Byłem wyczerpany. Późnym popołudniem jednak zacząłem dochodzić do siebie, co poznałem po tym, że poczułem głód. Życie wracało i miało swoje prawa. Miejsce, w którym mógłbym znaleźć moją broń, ciągle zaprzątało mi głowę. Kiedy znalazłem się na ziemi, zacząłem myśleć, jak mógłbym złapać coś jadalnego. Czułem się jakbym, wrócił na powrót świat, którego miałem już dosyć. Jestem miłośnikiem walki, ale co takiego to już istne szaleństwo. Zerkając w górę dostrzegłem przez liczne gałęzie oślepiające słońce i ogromne, błękitne niebo. Moją uwagę przykuł cichy szum.
- Strumyk.. - Wyszeptałem dopiero teraz czując suchość w piekącym gardle. Nie zważałem już na nic, rzuciłem się biegiem w kierunku wody. Przebijając się przez liczne krzaki dotarłem do małego strumyku, nad którym stały dwa dziwne stworzenia. Schowałem się od razu za drzewem. Zwierzęta, na pewno mnie usłyszały, a jednak się nie spłoszyły. Nie jestem pewny, czy chciałbym im przeszkadzać. Otarłem suchym językiem spierzchnięte usta. Za bardzo jestem spragniony, by się wycofać. Dodatkowo w moim stanie, te lodowate stwory przyciągały moją uwagę. Co bym dał by przyłożyć do swojego ciała jeden z tych kolców wystających im z pleców. Nagle poczułem wibracje, prędko złapałem telefon i zacząłem czytać. Zwierzęta nazywa się Sneer. Są najwyraźniej agresywne, ich opis nie zachęcił mnie do walki z nimi. Zwyczajnie muszę poczekać, aż odejdą. Skrzywiłem się i usiadłem pod drzewem. Byle nie kazały mi długo czekać. Siedziałem tak długo, aż niebo nade mną zaczęło bladnąć i szarzeć. Słychać było, jak wszystko zaczyna iść w kierunku długiego snu. Akurat w tym momencie usłyszałem uderzenia kopyt. Tajemnicze stworzenia zaczęły się oddalać. Dokładnie zapamiętując, w którą stronę się udały rzuciłem się do strumyka, prędko napełniając dłonie czystą wodą. Zamoczyłem w niej wargi i spędziłem na tej czynności dobre kilka minut. Kiedy poczułem, że pragnienie całkowicie zniknęło westchnąłem z ulgą. Otarłem usta i wyprostowałem się. Wróciło we mnie życie. Rozglądając się stwierdziłem, gdzie jest północ. Chciałem się tam kierować, jednak coś ciekawiło mnie, gdzie ruszyły te stworzenia. Nie wiedziałem co to było, jednak bez wahania zaufałem sobie i poszedłem tam gdzie wcześniej zniknęły Sneery. Idąc tak parę dłuższych minut, dostrzegłem długie rogi. Pochylając się lekko do przodu zacząłem się skradać. Podszedłem na tyle blisko, jak tylko potrafiłem. Jedno ze stworzeń szło w stronę... człowieka? Zdziwiłem się widząc, jak ktoś śpi pod drzewem. Chyba nikt nie jest taki głupi. Skrzywiłem się, próbując dostrzec jakiś ruch. Musi być już martwy. Nagle zwierzę nadepnęło na gałąź, a głowa kobiety uniosła się do góry i dostrzegła zagrożenie, gdyż jej klatka zaczęła gwałtownie unosić się i opadać. Stworzenie się lekko wystraszyło i ustawiło w odpowiedniej odległości. Nie ruszaj się. Powtarzałem sobie w głowie, jakby w nadziei, że kobieta jakoś to usłyszy. Jednak w pewnym momencie uniosła się i próbowała wejść na drzewo. Sneer widząc to położył głowę i z ogromnym pędem ruszył na dziewczynę, w celu nabicia jej na poroże. Widząc, jak kobieta niezdarnie próbuje się wdrapać na drzewo pojawiłem się przed stworzeniem, łapiąc go z całej siły za poroże, w celu zatrzymania go. Prędko się zszokowałem czując ogromną siłę, tak małego stworzenia. Te wielkie niebieskie bestie, przy nich to pestka. Zacisnąłem zęby i się zaparłem.
- Szybciej! - Warknąłem widząc kątem oka kobietę, która się we mnie wpatrywała. Nie zastanawiając się prędko wspięła się na drzewo. Zacząłem czuć przeszywające mnie zimno, nagle powietrze wokół mnie stało się ciężkie. Moje mięśnie zaskoczone zmianą klimatu zaczęły słabnąć. Czując to dostrzegłem jak drugi Sneer ruszył w moim kierunku z celem zranienia mnie porożami. Poczułem jak panikuję, zapierałem się z całej siły, ale widok szarżującego na mnie stworzenia ściskał gardło. Gdy był dość blisko puściłem pierwsze zwierzę i opadłem na ziemię. Sneer wbił się porożami w drugiego. Poczułem jak krew zwierzęcia kapie na moje plecy. Prędko się wyślizgnąłem spod dwóch zwierzaków i wbiegłem na drzewo nawet nie zwracając uwagi na to, czy coś mnie goni. Kiedy moja ręka wylądowała na jednej z gałęzi, poczułem na nim jakiś nacisk. Dostrzegłem jak but kobiety, której pomogłem spoczął na mojej dłoni.
- Co ty robisz? - Krzyknąłem wściekle.

<Sillieny? Wybacz, że tak długo, ale troszeczkę nie zauważyłem, że blog został otwarty xd>

1 lutego 2017

Od Naithary C.D. Gorge'a

Byłam zdumiona moją głupotą oraz tym, jak można tak krzywdzić dziecko imieniem. No bo jak ja cholera mam wiedzieć że nie jest demonem tylko ich łowcą? Błagam no, to musi być jakichś żart. Ale coś jednak przykuło w nim moją uwagę. Skoro jest łowcą demonów, i w sumie wgląda na kogoś uzdolnionego prawdopodobnie magicznie, to czy także ma zablokowane umiejętności. To by mnie jakoś pocieszyło, gdybym nie była w tym gównie sama. To jest absurd, żeby pozbawiać nas mocy. Do tej pory żyliśmy w zgodzie, było fajnie wesoło. Każdy mógł się realizować bez względu na to kim jest. Co to za nagła dyskryminacja i rasizm, mhm? Totalna żenada. Po za tym, trzeba zacząć się kontrolować. Siebie i swoje wewnętrzne uczucia. Nie mogę przecież więcej dopuścić do sytuacji w której zranię kogoś tylko i wyłącznie dlatego bo coś przypomina mi znienawidzone prze ze mnie kreatury. To z mojej strony wyglądało tak, jakbym popadła w fobie. A może popadłam albo o tym nie wiem? No cóż... psychologiem nie jestem żeby stwierdzać takie rzeczy. Po tym wszystkim chyba będę musiała się na parę wizyt umówić. Trudno się mówi, ale Naitharo kochana, najpierw trzeba przeżyć.
Zerwałam kawałek materiału mojej bluzki i zadbałam o to, żeby się nie wiem... nie wykrwawił ani nic.. nie mam bladego pojęcia czy od takiej rany można się w ogóle wykrwawić. Nie znam się, nigdy nie musiałam walczyć o przetrwanie. Ponadto wydawało mi się, że nie czuł się zbyt dobrze faktem, że od teraz mam odsłonięty brzuch. Co jak co ale mogłam się nim poszczycić po tylu latach treningów. Inne dziewczyny z pewnością mi zazdroszczą. Ah, co za skromność.
-Jasne, nie ma sprawy - odparłam uśmiechając się lekko.
Wzrokiem ogarnęłam całe pole walki i leżące trupy stworów. Nie byłam przyzwyczajona do takich widoków więc udawałam, że jest okay i dam radę. Kiedyś się pewnie przyzwyczaję. Albo totalnie oszaleję. Muszę się przyzwyczaić, ponieważ śmiem twierdzić, że to stanie się moją rutyną. Zabijać tylko po to, by samemu nie zostać zabitym. Życie za życie. To niedługo będzie moim nowym mottem. Oj coś tak czuję. Podeszłam do Quilina zabitego prze ze mnie. Odpychałam w sobie narastając myśl że to truchło, bez życia, martwe. Brzydziłam się ale musiałam się przełamać. Przyklęknęłam i zaczęłam przyglądać się ciału.  Mogłam ze spokojem sprawdzić czy ma jakieś słabe punkty. Chociaż w sumie przyglądałam się mojej pierwszej ofierze to po co to znowu zrobiłam? Nie mam bladego pojęcia. Żeby się upewnić? Chyba dlatego. Tylko takie znajduję logiczne wytłumaczenie. Wstałam jęcząc cicho z powodu tej kości ogonowej. Pomęczy mnie przez jakiś czas ale trudno. Przeżyło się nie takie rzeczy. Wyciągnęłam telefon czytając te SMS'y od początku.
-Więc od początku - stanęłam przodem do mężczyzny z poważną miną. Cóż, jest ona adekwatna do zaistniałej sytuacji. - Również dostałeś SMS'y od nieznanego ci numeru? I z tego co wiem gdzieś powinniśmy mieć swoje identyfikatory.
-No i co z tego? - rzuciłam mu spojrzenie pełne politowania.
-No współpracuj chociaż! Chcesz tutaj siedzieć i czekać aż jakiś stwór cię zabije? - stęknęłam rozkładając ręce.
-Nie - odparł to tak jakby to było oczywiste.
Przewróciłam oczami. Jakoś się od niego odwróciłam i zaczęłam siebie obmacywać w poszukiwaniu identyfikatora. Kiedy go znalazłam zerknęłam tylko żeby sprawdzić co na nim się znajduje. Jak się mogłam spodziewać były tam moje dane typu data urodzenia, grupa krwi, imię i nazwisko. Była również rubryczka z rasą. Miałam ją wpisaną poprawnie, a pod spodem poziom '0'. Przymrużyłam oczy i pospiesznie schowałam identyfikator żeby czasem nie dorwał go ktoś inny. Choć  w sumie wątpię. Koleś ma na mnie chyba całkowicie wyjebane. No cóż... chyba będę musiała sama sobie poradzić. Zerknęłam tylko by sprawdzić czy nadal tam jest.

(Gorge? )

Od Gorge'a C.D Naithary

Poczułem wibracje w okolicy brzucha. Wsadzając tam rękę poczułem komórkę, którą wyjąłem. W wiadomości dostrzegłem jakiś obrazek z trójkącikiem. Nigdy nie posiadałem podobnego urządzenia dlatego zdziwiłem się na słowa "Naciśnij". Kiedy mój palec wylądował na filmiku, telefon wydał okropny i głośny dźwięk. Wyłączając to coś jak najprędzej, już wiedziałem, że czekają mnie kłopoty. Rozglądając się uważnie dookoła wsłuchiwałem się w każdy dźwięk. Moje serce biło niczym oszalałe. Po chwili czekania i myślenia, że jestem bezpieczny, usłyszałem dzwonek wiadomości i w tym samym momencie z krzaków wybiegły cztery czteronożne stwory. Widząc jak to bestialstwo biegnie w moim kierunku wyjąłem dwa miecze i ruszyłem w ich kierunku. Zdziwione zwierze stanęło dęba całkowicie się odsłaniając, dzięki czemu moja broń utkwiła w jego klatce piersiowej. Stworzenia były przyzwyczajone, że ktoś przed nimi ucieka, dlatego nie spodziewały się ataku. Po chwili jednak musiałem szybko odskoczyć, gdyż jedna z ich łap zakończona ostrymi pazurami prawie dosięgnęła mojej twarzy. Dzięki temu, że kiedyś byłem gorliwszy niż większość nadętych demon hunterów, wiele ćwiczyłem swoje ciało. Według wielu, nie było to zdrowe podejście osoby w wieku dwustu lat. Owszem jestem obdarzony nadludzkimi mocami i wszelkie treningi są w tej sytuacji niezwykłym ratunkiem. Myślałem, gdy co chwilę omijałem ostre pazury. Potrafiłem sobie poradzić z półtuzinem mężczyzn naraz. Ta właśnie pobożna dyscyplina ze mnie uczyniła dobrego towarzysza boju. Charakter człowieka przejawia się najwyraźniej tym, jak ów człowiek korzysta z otrzymanych darów. W ciągu stu lat spędzonych jako łowca demonów, widziałem wiele. Lecz takie stworzenia, nie mogły równać się z splugawionymi demonami. Czując jak mój oddech staje się coraz cięższy wbiłem miecz w gardło stworzenia i z całej siły przeciąłem jego twarz wzdłuż, rozpłatając ją na dwie części. Widząc jak wielki ogon bestii próbuje mnie podciąć podskoczyłem nieznacznie, a wtedy twarda głowa potwora uderzyła mnie w klatkę piersiową. Uderzając o ziemię przeturlałem się kilka metrów, przy okazji próbując złapać chociaż trochę powietrza. Podparłem się głową i po chwili ręką, wstając chwiejnie. Sytuacja nie była zbyt ciekawa. Kolejna szarża, to ominąłem z trudem. Oczekiwałem atak drugiego zwierzęcia, jednak zobaczyłem jak się oddala. Szedł w kierunku pewnej dziewczyny. Nie zwracają na to uwagi, odwróciłem się i w tym momencie usłyszałem wypalenie broni. Stwór stojący przede mną wzdrygnął się i patrzył w kierunku skąd do niego dobiegł dźwięk. Po chwili kolejny huk, wykorzystując to odbiłem się od drzewa i wylądowałem na karku zwierzęcia. Czują jego silne wierzganie się uniosłem bron w obu dłoniach i wbiłem ją z całej siły. Stworzenie się zachwiało i po chwili padło na ziemię. Wyczerpany otarłem pot z czoła i zerknąłem w stronę wcześniej widzianej kobiety. Żyła.. a pod jej stopami był drugi potwór. Umie strzelać, sam nie wiedziałem czy jest to dla mnie pocieszające. Tym bardziej jak jej nie znam.
- Kim jesteś, jak się nazywasz? - Zadała pytanie stanowczo, przy okazji dokładnie się mi przyglądając
- A może ty mi powiedz kim jesteś? - Odparłem ostro. Nie prosiłem o pomoc, chociaż jestem wdzięczny, zmęczenie mogło doprowadzić do mojej śmierci. Jeszcze niedawno, gdy miałem w pełni wolną swoją moc, wpadłbym w furię. Przyjrzałem się kobiecie badawczo, przez broń wyglądała, jakby była tu już dłuższy czas, chociaż mogę się mylić, ja sam dostałem wskazówkę, gdzie mogę takową znaleźć.
- Nie mam bladego pojęcia co się tutaj odwala, ale jeżeli grzecznie pytam, to grzecznie odpowiedź. Nie szukam kłopotów, ale jeżeli będę czuła, że mi zagrażasz, nie będę się powstrzymywać - Słysząc to od razu chciałem zakpić sobie z niej. Jej dłonie cały czas drżały, nie była morderczynią, a tym bardziej nigdy takowego nie widziała. Dodatkowo dostrzegłem, że nic nie wie o tym świecie, najprawdopodobniej w przeciwieństwie do mnie jest tu od niedawna. Ja zdążyłem trochę poznać ten świat, lecz dużo mi zostało. Obudziłem się tutaj kilkanaście dni temu.
- Jesteś tego pewna? - Podniosłem jedną z brwi
- Tak. - Pewność, którą przed chwilą biła, szybko opadła - Ja jestem Naithara, może znasz, nie wiem. Ale popatrz, to nie boli powiedzieć, kim się jest - Powiedziała uśmiechając się blado.
- Rozumiem... - Wymamrotałem marszcząc lekko brwi i tak nie jestem nikim ważnym - Moje imię brzmi Demorgorgon - Nagle usłyszałem strzał, zdziwiony spojrzałem na kobietę, z której oczu zaczęły płynąć łzy. Kula drasnęła moje ramię, co wywołało nagły skurcz i musiałem się za nią złapać, przy okazji wydając lekki syk z ust.
- Pieprzony Demon! - Wrzasnęła i oddała jeszcze dwa strzały, mając niezwykłe szczęście, że kobieta nie trafiła mimo celnych strzałów, złapałem z całej siły za lufę, którą uniosłem do góry.
- Marnujesz amunicję - Powiedziałem wrogo słysząc jak oddaje kolejne dwa strzały w powietrze.
- Zrobię wszystko by cię zabić, rozumiesz?! - Warknęła zaczynając się szarpać, co jej się udało. Kiedy miała wystrzelić, usłyszała słowa, które ją uspokoiły.
- Nie jestem demonem... - Oznajmiłem - Jestem Łowcą Demonów.. a raczej byłem.. - Spojrzałem na kobietę. Nigdy nie myślałem, że będę się komuś tłumaczył, tylko przez to, że boję się śmierci. Myliłem się, nie jest tylko delikatną kruszyną, nienawiść potrafi zrobić nawet z najłagodniejszego stworzenia, monstrum.
- Jak to? - Wyszeptała po chwili patrzą na zadaną mi ranę - O boże! Przepraszam! To przez to, że masz takie imię! - Zaczęła lekko panikować - Nic Ci nie jest? - Popatrzyła mi prosto w oczy, przez co westchnąłem myśląc o tym by się lekko uciszyła.
- To tylko zadrapanie.. - Westchnąłem słysząc nagle rwanie materiału, kiedy mój wzrok spoczął z powrotem na kobiecie, dostrzegłem jak połowa jej bluzki zniknęła.
- Daj rękę - Kiedy do mnie podeszła z odkrytym brzuchem lekko się zawahałem czują rumieńce na twarzy. Bez słowa podałem jej rękę i odwróciłem głowę. Poczułem jak materiał zaciska się lekko wokół rany. - Nie zrobiła mocno.. krew normalnie dociera do kończyny, w końcu nie chcemy Ci amputować ręki z powodu takiej błahostki - Zaśmiała się nerwowo, wiedząc dobrze o tym, że to jej wina. Niestety sam sobie imienia nie wybierałem.
- Dziękuję.. - Odparłem lekko kiwając głową, na te słowa na jej twarzy pojawił się miły uśmiech
- Jasne, nie ma sprawy - Odparła.

< Naith? Striptizzzz xD>