To już kolejny dzień, gdy zwiedzam ten dziwny świat. Ból mięśni ujawniał się na całym ciele. Spanie na ziemi, było zbyt niebezpieczne, przez co zmuszony byłem znaleźć jakąś opuszczoną jaskinie, bez stwora w środku, lub wysokie drzewo, z mocnymi gałęziami. Dodatkowo dzień, może w jednej chwili stać się nocą, a podróżowanie w mroku nie jest dobrym pomysłem. Nie mam nawet czym się bronić. Spojrzałem krzywo na gołe dłonie. Miałem wrażenie, że bez mieczy zaczynam tracić w nich czucie. Nie byłem przyzwyczajony do tak długiego czasu, bez broni. Już ponad dwieście lat nie odkładałem na dłuższy czas mieczy. Chociaż jeszcze nigdy nie były tak zdrowe. Pamiętam liczne długie miesiące bolesnych poparzeń, które nie należały do najprzyjemniejszych. Co do tego świata, do tej pory też nie natknąłem się na żadne miasto, czyżby nikt normalny tutaj nie zamieszkuje. Nagle coś zabrzęczało w okolicy mojego brzucha. Wyjąłem komórkę patrząc się chwilę w czarny ekran. Nie wiem czemu, zawsze czuję lekki niepokój wiedząc, że przyszła do mnie wiadomość od tego, który mnie tu wsadził. Przesunąłem palcem po szybce i zacząłem odczytywać zawartość. "Wybacz, że czekasz tak długo, jednak schowanie twoich dwóch ukochanych mieczy trochę mi zajęło. Nie łatwo znaleźć jakąś dobrą kryjówkę. Pewnie Ci ich brak. Tak więc, znajdziesz je na północ od twojego aktualnego położenia. Jednak uważaj na ich strażnika." Strażnika? Zacisnąłem zęby. Nawet jeśli napuści na mnie samego boga umarłych odzyskam to co moje. Z zaciśniętą pięścią ruszyłem we wskazaną mi stronę. Szedłem tak wiele godzin, mając wrażenie, że chodzę w kółko postanowiłem trochę odsapnąć. Gorąc bijący w moją głowę nie upraszczał sprawy. Wspiąłem się paroma sprawnymi ruchami na jedno z większych drzew i usiadłem opierając się o pień. Przeleżałem tak wiele godzin, na zmianę śpiąc, patrząc przed siebie i nasiąkając milczeniem. Nawet nie chciało mi się myśleć ile razy w ciągu ostatnich paru dni żegnałem się z życiem, przekonany, że tym razem nadszedł mój koniec. Byłem wyczerpany. Późnym popołudniem jednak zacząłem dochodzić do siebie, co poznałem po tym, że poczułem głód. Życie wracało i miało swoje prawa. Miejsce, w którym mógłbym znaleźć moją broń, ciągle zaprzątało mi głowę. Kiedy znalazłem się na ziemi, zacząłem myśleć, jak mógłbym złapać coś jadalnego. Czułem się jakbym, wrócił na powrót świat, którego miałem już dosyć. Jestem miłośnikiem walki, ale co takiego to już istne szaleństwo. Zerkając w górę dostrzegłem przez liczne gałęzie oślepiające słońce i ogromne, błękitne niebo. Moją uwagę przykuł cichy szum.
- Strumyk.. - Wyszeptałem dopiero teraz czując suchość w piekącym gardle. Nie zważałem już na nic, rzuciłem się biegiem w kierunku wody. Przebijając się przez liczne krzaki dotarłem do małego strumyku, nad którym stały dwa dziwne stworzenia. Schowałem się od razu za drzewem. Zwierzęta, na pewno mnie usłyszały, a jednak się nie spłoszyły. Nie jestem pewny, czy chciałbym im przeszkadzać. Otarłem suchym językiem spierzchnięte usta. Za bardzo jestem spragniony, by się wycofać. Dodatkowo w moim stanie, te lodowate stwory przyciągały moją uwagę. Co bym dał by przyłożyć do swojego ciała jeden z tych kolców wystających im z pleców. Nagle poczułem wibracje, prędko złapałem telefon i zacząłem czytać. Zwierzęta nazywa się Sneer. Są najwyraźniej agresywne, ich opis nie zachęcił mnie do walki z nimi. Zwyczajnie muszę poczekać, aż odejdą. Skrzywiłem się i usiadłem pod drzewem. Byle nie kazały mi długo czekać. Siedziałem tak długo, aż niebo nade mną zaczęło bladnąć i szarzeć. Słychać było, jak wszystko zaczyna iść w kierunku długiego snu. Akurat w tym momencie usłyszałem uderzenia kopyt. Tajemnicze stworzenia zaczęły się oddalać. Dokładnie zapamiętując, w którą stronę się udały rzuciłem się do strumyka, prędko napełniając dłonie czystą wodą. Zamoczyłem w niej wargi i spędziłem na tej czynności dobre kilka minut. Kiedy poczułem, że pragnienie całkowicie zniknęło westchnąłem z ulgą. Otarłem usta i wyprostowałem się. Wróciło we mnie życie. Rozglądając się stwierdziłem, gdzie jest północ. Chciałem się tam kierować, jednak coś ciekawiło mnie, gdzie ruszyły te stworzenia. Nie wiedziałem co to było, jednak bez wahania zaufałem sobie i poszedłem tam gdzie wcześniej zniknęły Sneery. Idąc tak parę dłuższych minut, dostrzegłem długie rogi. Pochylając się lekko do przodu zacząłem się skradać. Podszedłem na tyle blisko, jak tylko potrafiłem. Jedno ze stworzeń szło w stronę... człowieka? Zdziwiłem się widząc, jak ktoś śpi pod drzewem. Chyba nikt nie jest taki głupi. Skrzywiłem się, próbując dostrzec jakiś ruch. Musi być już martwy. Nagle zwierzę nadepnęło na gałąź, a głowa kobiety uniosła się do góry i dostrzegła zagrożenie, gdyż jej klatka zaczęła gwałtownie unosić się i opadać. Stworzenie się lekko wystraszyło i ustawiło w odpowiedniej odległości. Nie ruszaj się. Powtarzałem sobie w głowie, jakby w nadziei, że kobieta jakoś to usłyszy. Jednak w pewnym momencie uniosła się i próbowała wejść na drzewo. Sneer widząc to położył głowę i z ogromnym pędem ruszył na dziewczynę, w celu nabicia jej na poroże. Widząc, jak kobieta niezdarnie próbuje się wdrapać na drzewo pojawiłem się przed stworzeniem, łapiąc go z całej siły za poroże, w celu zatrzymania go. Prędko się zszokowałem czując ogromną siłę, tak małego stworzenia. Te wielkie niebieskie bestie, przy nich to pestka. Zacisnąłem zęby i się zaparłem.
- Szybciej! - Warknąłem widząc kątem oka kobietę, która się we mnie wpatrywała. Nie zastanawiając się prędko wspięła się na drzewo. Zacząłem czuć przeszywające mnie zimno, nagle powietrze wokół mnie stało się ciężkie. Moje mięśnie zaskoczone zmianą klimatu zaczęły słabnąć. Czując to dostrzegłem jak drugi Sneer ruszył w moim kierunku z celem zranienia mnie porożami. Poczułem jak panikuję, zapierałem się z całej siły, ale widok szarżującego na mnie stworzenia ściskał gardło. Gdy był dość blisko puściłem pierwsze zwierzę i opadłem na ziemię. Sneer wbił się porożami w drugiego. Poczułem jak krew zwierzęcia kapie na moje plecy. Prędko się wyślizgnąłem spod dwóch zwierzaków i wbiegłem na drzewo nawet nie zwracając uwagi na to, czy coś mnie goni. Kiedy moja ręka wylądowała na jednej z gałęzi, poczułem na nim jakiś nacisk. Dostrzegłem jak but kobiety, której pomogłem spoczął na mojej dłoni.
- Co ty robisz? - Krzyknąłem wściekle.
<Sillieny? Wybacz, że tak długo, ale troszeczkę nie zauważyłem, że blog został otwarty xd>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz