6 lutego 2017

Od Sillieny C.D. Gorge'a

Miło z jego strony, że miał tą chwilę słabości, aby mi pomagać, ale to jest ku*wa moje przeklęte drzewo. Sądziłam, że się od razu puści. Spojrzałam na niego obojętnym wzrokiem. Zaczęłam się zastanawiać, czy go stąd zwalić, ale skoro w takiej chwili miał chwilę słabości, aby pomóc nieznanej su*e, być może będzie miał go potem. A mi się taki idiota przyda na dalsze wędrówki, póki nie zyskam czegoś, czegokolwiek, czym mogłabym się bronić. Po na razie jestem bezbronna – to takie głupie i słabe słowo, że to cofam.
- Stawiałam tak nogę, twoja wina - wzruszyłam obojętnie ramionami powstrzymując się przed uderzeniem go butem w czoło, aby zleciał na dół i został poturbowane przez to coś, co nazywa się, albo przynajmniej powinno, zwierzętami. Może gdyby się nim nażarły, na mnie by nie miały ochoty?
Wzruszyłam tylko ramionami widząc jego zdenerwowanie na twarzy, po czym to zignorowałam i odsunęłam nogę. Nie, jednak nie mam zamiaru na jakiekolwiek znajomości. To jest pewne. Dobra, zrzucam go, pomyślałam sobie, jednak w tym momencie mój telefon za wibrował. Tylko to go uratowało od mojego kopniaka w twarz, dzięki któremu miał mi zniknąć z oczu. Wyjęłam telefon i spojrzałam na ekran, gdy nagle i on dostał jakąś wiadomość. Miałam zamiar przeczytać swoją wiadomość, a następnie jego zrzucić, gdy jego treść o mało co nie zrzuciła mnie samej ze zdenerwowania. Natychmiast wyrzuciłam z siebie większość przekleństw jakie znałam, a następnie spojrzałam na niego zdenerwowana, gdy on na mnie patrzył jak na idiotkę.
- Co się ku*wa gapisz? - fuknęłam, po czym spojrzałam na ziemię. Zwierzęta w końcu zniknęły, dzięki czemu mogłam zeskoczyć z drzewa, z mojego drzewa, które musiałam dzielić z tym czymś. Ponownie przeczytałam wiadomość, mając nadzieję, ze to tylko wyobraźnia płata mi figle, ale to nie było to.
- Widzę, że ty też dostałam taką wiadomość - zauważył schodząc z drzewa, na którym siedzieliśmy raptownie trzy lub pięć minut. Spojrzałam na niego mając go ochotę udusić i mając nadzieję, że to wyzwanie zostanie anulowane, ale to nie było możliwe. Wszystko było tak wyraźnie napisane, że żałowałam, iż nie jesteś ślepa. "Aby odzyskać swoje kagune, współpracuj z chłopakiem, z którym właśnie siedzisz na drzewie. Zabij go, a gra się dla ciebie skończy". Gdybym miała jakąkolwiek możliwość dorwania się do tego idioty, który to wszystko wymyślił, zabiłabym go boleśnie i długo, aby cierpiał najdłużej i najbardziej okrutnie jak się tylko da. Niestety nie mogę wykluczyć tego, iż ten ktoś nawet nie istnieje, a to wszystko jest, bo jest.
Kopnęłam drzewo zaciskając pięści. Miałam ochotę zniszczyć telefon, potem go udusić i robić wszystko po swojemu, ale nie miałam zamiaru przegrać. Co to, to nie. Szkoda tylko, ze wiedział, czego ja tak bardzo nienawidzę - ludzi.
- Widzę, że ci to pasuje - powiedział nieco zdenerwowany, albo zirytowany moim zachowaniem. Dlaczego nie mogłam dostać zadania zabicia go? Ugh... ten ktoś dobrze wiedział, ze to bym zrobiła z radością.
- Zamknij się - fuknęłam zaciskając zęby, aż poczułam jak przestaje czuć szczękę. - Gdzie dokładnie idziesz? - założyłam ręce na krzyż. Dopiero co to się wszystko zaczęło, a ja już miałam go dosyć. Denerwował mnie sama obecnością, a to, że mi pomógł, jeszcze bardzie mnie zdenerwowało, ponieważ muszę się odwdzięczyć. Czy niektórych nawyków nie można usunąć ze swojego mózgu?
- Na północ - powiedział z przekąsem. - Po swoje miecze - Świetnie, jestem na ciebie zdana, gorszego zadania nie mogłam dostać, przeszło mi przez myśl, po czym się nieco rozluźniłam przesłuchując się otoczeniu, czy te dziwne stworzenia na pewno zniknęły.
- Idziemy - zarządziłam idąc w stronę północy. Dodałam bym jeszcze, że nie mam zamiaru z nim siedzieć dłużej niż trzy dni, ale stwierdziłam, że to nie potrzebne. Sam wyczuje moją niechęć, a ja będę tylko bardziej zdenerwowana, jeśli okażę się, że droga jest dłuższa niż się wydaje. - A gdzie dokładnie? - mruknęłam gdy go wyprzedziłam, a ten dołączył do mnie dopiero po paru sekundach. Wzruszył ramionami, co mnie zirytowało, ale się nie odezwałam.
- Jak się w ogóle nazywasz? - wydawało mi się, że te słowa były wymuszone, ale to nie ważne. Przedstawiłam się jako Rize, jak zawsze, a on jako George. Nie obchodziło mnie to, równie dobrze mogłam do niego mówi "ej, ty" i tyle by mi wystarczyło.
Czas zacząć tą mękę...

<George? Brak weny>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz