Secret Mission the Game of Life
26 kwietnia 2017
WAŻNE
Blog zostaje zamknięty. Zostaną na nim dwie osoby: ja oraz Gorge. Z góry przepraszam, za wszelkie niedogodności. Nie zamierzam się tłumaczyć.
6 marca 2017
Od Gorge'a C.D. Naithary
Szybka i mądra weryfikacja, jednak z małymi lukami. Ale nie chciałem już wymieniać się swoimi argumentami, nie jestem w tym tak sprawny jak kobieta.
- Raczej "właściciel" tego świata, nie pozwoli na zhakowanie, to on raczej jest wirusem - Rozejrzałem się - W dodatku... to wygląda zbyt prawdziwie - Zmarszczyłem delikatnie brwi - Gdyby to był raczej stworzony świat, to nie wyglądałby jak... - Zamilkłem na chwilę zastanawiając się jakiego użyć słowa - No przypuśćmy wiadomości nie wyświetlałyby się nam przed nosami, zamiast używać telefonów? -W mojej głowie nawet urodził się obraz mojej myśli.
Spojrzałem w oczy kobiety. Ta jednak prędko wybuchła śmiechem.
- Chyba sporo grasz co? - Próbowała powstrzymać śmiech
- Niezupełnie - Odparłem bez żadnego wyrazu, nie wiedząc dokładnie o co chodzi kobiecie. Ta szybko się otrząsnęła i kontynuowała moją myśl.
- Raczej takie jest zamierzenie, by ten świat był jak najbardziej realistyczny - Odparła - A jeśli nasz kolega lubi ryzyko, to i hackera tutaj znajdziemy. Nikt nie lubi nudy - Uśmiechnęła się triumfalnie i wybrała kierunek w którym mamy podążać. Wzruszając ramionami ruszyłem za nią. O dziwo jej towarzystwo w ogóle mi nie przeszkadzało, momentami wręcz było przyjemne.
- Umiesz walczyć prawda? - Usłyszałem nagle głos kobiety. Kiedy spojrzałem w jej kierunku napotkałem jej wzrok, lecz nie odpowiadałem. - Chyba umiesz używać tych mieczy - Dodała dość niezadowolona. A ja pokiwałem głową. - W sumie nie wiem czemu pytam, pokonałeś tyle tych stworów - Zaczęła znowu patrzeć przed siebie.
- Ty nie potrafisz prawda? - Zapytałem, a kobieta rzuciła mi karcące spojrzenie, jakbym trafił w jej czuły punkt.
- Nie.. - Odparła krótko - Dlatego musisz mnie chronić.. - Syknęła i po chwili jakby zrobiła przerażoną minę z obawy o coś.
- Rozumiem - Zgodziłem się, a mimika kobiety wyrażała głębokie zdziwienie.
- Na prawdę?! - Stanęła w miejscu - Znaczy.. dopiero się poznaliśmy i w ogóle.. i... - Przerwałem kobiecie.
- Nie oczekuję niczego w zamian - Kobieta jakby się naburmuszyła słysząc to "Jakbym w ogóle o tym mówiła" miałem wrażenie, że właśnie o tym myślała. Ruszyliśmy z powrotem przed siebie. Cisza trwała przez kwadrans. Dla mnie nie było to w żaden sposób męczące, czy niekomfortowe. Zwyczajnie przyglądałem się dokładnie wszystkiemu co zobaczyłem. Mogłem popisać się fotograficzną pamięcią i bystrością, dzięki czemu w razie ucieczki, czy zgubienia się prędko odnajdę drogę.
- Jakie umiejętności mają Demon Hunterzy? - Kobieta przerwała ciszę - Słyszałam o was, jednak bardzo mało, jakbyście byli jednostkami specjalnymi i bardzo tajnymi - Dodała, a ja wyczułem zaciekawienie w jej głosie.
- Działamy nocą i w ukryciu przed ludźmi, dlatego nic o nas nie wiedzą - Wytłumaczyłem - Jednak można nazwać nas sektą - Dostrzegłem jak kobietę przechodzą ciarki
- W jaki sposób zabijacie demony? - Zapytała
- Zwalczaj ogień ogniem - Odparłem, a kobieta zadrżała
- Czy.. czyli jednak.. jesteś de..demonem? - Nagle zaczęła delikatnie się jąkać, jednak jej głos nie był na tyle przestraszony jak wypełniony gniewem i głęboką krzywdą.
- Nie, mimo że mam w sobie ich cząstkę, to nadal jestem człowiekiem - Zacząłem powoli tłumaczyć. - W żaden sposób nie jestem podobny do nich, posiadam jedynie w sobie zastępcze ciało, którym jest demon - Wyjawianie tak szczegółowych informacji jest mi zakazane, jednak w tym świecie, kto zwraca uwagę na zasady, które panowały w tym, w którym do tej pory żyłem? - Podczas utraty kontroli stajemy się jednymi z nich, jest to efekt ubocznych, tych którzy nie opanowali mocy - Zacisnąłem pięści - Jestem jednym z nich... - Kobieta nadal szła ani nie zwalniając, ani nie przyspieszając. - Jednak jak już stracimy kontrolę, to nigdy jej nie odzyskamy, teraz moje moce są zablokowane, więc nie ma takiej możliwości, w sumie zastanawiam się czy chcę je w ogóle odzyskać - Odparłem ciężko rozluźniając mięśnie. Nie musiałem chociaż teraz żyć w strachu. - A ty? - Zapytałem
- Co ja? - Usłyszałem głos zakryty chrypą
- Sama mówiłaś, że trafili tu "inni", na pewno nie zwykli ludzie, a więc kim jesteś? - Zapytałem wpatrując się dokładnie w kark kobiety, która była widocznie zestresowana.
< Naith? >
- Raczej "właściciel" tego świata, nie pozwoli na zhakowanie, to on raczej jest wirusem - Rozejrzałem się - W dodatku... to wygląda zbyt prawdziwie - Zmarszczyłem delikatnie brwi - Gdyby to był raczej stworzony świat, to nie wyglądałby jak... - Zamilkłem na chwilę zastanawiając się jakiego użyć słowa - No przypuśćmy wiadomości nie wyświetlałyby się nam przed nosami, zamiast używać telefonów? -W mojej głowie nawet urodził się obraz mojej myśli.
Spojrzałem w oczy kobiety. Ta jednak prędko wybuchła śmiechem.
- Chyba sporo grasz co? - Próbowała powstrzymać śmiech
- Niezupełnie - Odparłem bez żadnego wyrazu, nie wiedząc dokładnie o co chodzi kobiecie. Ta szybko się otrząsnęła i kontynuowała moją myśl.
- Raczej takie jest zamierzenie, by ten świat był jak najbardziej realistyczny - Odparła - A jeśli nasz kolega lubi ryzyko, to i hackera tutaj znajdziemy. Nikt nie lubi nudy - Uśmiechnęła się triumfalnie i wybrała kierunek w którym mamy podążać. Wzruszając ramionami ruszyłem za nią. O dziwo jej towarzystwo w ogóle mi nie przeszkadzało, momentami wręcz było przyjemne.
- Umiesz walczyć prawda? - Usłyszałem nagle głos kobiety. Kiedy spojrzałem w jej kierunku napotkałem jej wzrok, lecz nie odpowiadałem. - Chyba umiesz używać tych mieczy - Dodała dość niezadowolona. A ja pokiwałem głową. - W sumie nie wiem czemu pytam, pokonałeś tyle tych stworów - Zaczęła znowu patrzeć przed siebie.
- Ty nie potrafisz prawda? - Zapytałem, a kobieta rzuciła mi karcące spojrzenie, jakbym trafił w jej czuły punkt.
- Nie.. - Odparła krótko - Dlatego musisz mnie chronić.. - Syknęła i po chwili jakby zrobiła przerażoną minę z obawy o coś.
- Rozumiem - Zgodziłem się, a mimika kobiety wyrażała głębokie zdziwienie.
- Na prawdę?! - Stanęła w miejscu - Znaczy.. dopiero się poznaliśmy i w ogóle.. i... - Przerwałem kobiecie.
- Nie oczekuję niczego w zamian - Kobieta jakby się naburmuszyła słysząc to "Jakbym w ogóle o tym mówiła" miałem wrażenie, że właśnie o tym myślała. Ruszyliśmy z powrotem przed siebie. Cisza trwała przez kwadrans. Dla mnie nie było to w żaden sposób męczące, czy niekomfortowe. Zwyczajnie przyglądałem się dokładnie wszystkiemu co zobaczyłem. Mogłem popisać się fotograficzną pamięcią i bystrością, dzięki czemu w razie ucieczki, czy zgubienia się prędko odnajdę drogę.
- Jakie umiejętności mają Demon Hunterzy? - Kobieta przerwała ciszę - Słyszałam o was, jednak bardzo mało, jakbyście byli jednostkami specjalnymi i bardzo tajnymi - Dodała, a ja wyczułem zaciekawienie w jej głosie.
- Działamy nocą i w ukryciu przed ludźmi, dlatego nic o nas nie wiedzą - Wytłumaczyłem - Jednak można nazwać nas sektą - Dostrzegłem jak kobietę przechodzą ciarki
- W jaki sposób zabijacie demony? - Zapytała
- Zwalczaj ogień ogniem - Odparłem, a kobieta zadrżała
- Czy.. czyli jednak.. jesteś de..demonem? - Nagle zaczęła delikatnie się jąkać, jednak jej głos nie był na tyle przestraszony jak wypełniony gniewem i głęboką krzywdą.
- Nie, mimo że mam w sobie ich cząstkę, to nadal jestem człowiekiem - Zacząłem powoli tłumaczyć. - W żaden sposób nie jestem podobny do nich, posiadam jedynie w sobie zastępcze ciało, którym jest demon - Wyjawianie tak szczegółowych informacji jest mi zakazane, jednak w tym świecie, kto zwraca uwagę na zasady, które panowały w tym, w którym do tej pory żyłem? - Podczas utraty kontroli stajemy się jednymi z nich, jest to efekt ubocznych, tych którzy nie opanowali mocy - Zacisnąłem pięści - Jestem jednym z nich... - Kobieta nadal szła ani nie zwalniając, ani nie przyspieszając. - Jednak jak już stracimy kontrolę, to nigdy jej nie odzyskamy, teraz moje moce są zablokowane, więc nie ma takiej możliwości, w sumie zastanawiam się czy chcę je w ogóle odzyskać - Odparłem ciężko rozluźniając mięśnie. Nie musiałem chociaż teraz żyć w strachu. - A ty? - Zapytałem
- Co ja? - Usłyszałem głos zakryty chrypą
- Sama mówiłaś, że trafili tu "inni", na pewno nie zwykli ludzie, a więc kim jesteś? - Zapytałem wpatrując się dokładnie w kark kobiety, która była widocznie zestresowana.
< Naith? >
Od Luny C.D. Jeremiela
‘’Bezbronna, niewidoma, niezwykła, tajemnicza, białowłosa dziewczyna znajdująca się z swym towarzyszem w dziwnym świecie bez swych wspomnień, postanowiła niemiejąc wyjść zaakceptować swą sytuację i zagrać w grę twórcy tego świata, który wtrąca wybrane przez niego pionki żeby zagrały w jego grę żeby go zabawić. Na początku podarował im telefony z informacjami gry, a potem czas na zapoznaniem się z wszystkim… ‘’
Ten czas wolny na czekanie na SmS oznaczającym rozpoczęciem gry białowłosa dziewczyna poświeciła przy książkach które pomogły jej lepiej poznać ten świat w którym się znalazła, przez to udomowiła się w bibliotece, w której większość czasu spędzała i dzięki temu odkryła tajemne miejsca w budynku , które dały dziewczynie do myślenia nad dręczącym jej pytaniem brzmiejącym tak :
‘’ Czy to była na pewno zwyczajna biblioteka ?’’
Dziewczyna za wielką cenne chciała odpowiedzieć sobie na to pytanie, wiec któregoś dnia już dobrze mieszkająca w budynku ruszyła, po pewne książki, opisujące ten budynek bardzo dobrze, niestety sama ponieważ jej towarzysz tego dnia ruszył na patrol. Jednak dziewczyna już na pamięć znała to miejsce, wiec wzrok nie był jej potrzebny do ruchu oraz do szukania, nawet do czytania, ponieważ większość książek były dla widzących oraz niewidomych. Gdy odnalazła książki to usiadła przy stoliku otwierając je i zaczęła szukać informacji o tym budynku i gdy już jakieś konkrety znalazła usłyszała otwierające i po chwili zamykające się wejściowe drzwi biblioteki oraz kroki zbliżającej się do tej Sali. Lu wtedy pouczyła, nieznaną obecność i to przeszkodziło jej w czytaniu, ponieważ dziewczyna zaciekawiła się gościem, który odwiedził bibliotekę, wiec wstała i ruszyła za dźwiękiem obcego bicia serca dowiadując się wtedy o gościu, który widocznie szukał dla siebie jakiejś książki. Gdy już była blisko i słyszała głośniejsze bicie serca to wtedy poczuła zapach męskich perfum i dzięki temu już odgadła jaka płeć ją odwiedziła, wtedy z rozbawieniem na twarzy, do chłopka podeszła i miło mu doradziła podając mu książkę z pułki którą dla niego wybrała opisując ją krótko o czym opowiada, a potem jak chłopak podziękował przestawiła się, a on po niej. Po przestawieniu się Lu towarzysz wrócił z patrolu i usiadł na jej ramieniu wtedy dziewczyna zapytała kruka z uśmiechem:
~ Witaj Blood...Gdzieś ty się podziewał?
- ‘’Kra..Kra – Tam i Tu…Przez to jestem strasznie głodny – Odparł zmachany kruk
~ Rozumiem. No dobrze... Chodźmy coś zjeść – Zaśmiała się Lu , po czy spojrzała na Remiela, nareszcie widząc jak wygląda dzięki wzrokowi kruka, który automatycznie mi go podarowuje, gdy zemną jest. – Miłej lektury i do zobaczenia mam nadzieję – Odparła i ruszyła do wyjścia razem z swoim towarzyszem.
Po wyjściu z budynku dziewczyna ruszyła wraz z krukiem do ulubionej kawiarni w której można było wpuszczać zwierzaki do środka i razem z nimi spożywać pyszne delicje. Kawiarnia znajdowała się w pobliżu zamieszkanego przez dziewczynę budynku, wiec szybko dotarła na miejsce, które z oddali tętniła życiem, przez wielu zadowolonych klimatów. Zadowolona dziewczyna przez tą miłą aurę podeszła do dużych ślicznie ozdobionych drzwi, żeby wejść do środka kawiarenki. Po wejściu do wnętrza kawiarni Lu ujrzała wiele ludzi siedzących przy drewnianych i ślicznie zakrytych stolikach i kelnerów rozdających zamówienia, wtedy zaczęła się rozglądać się po Sali nad wolnym stolikiem i gdy zobaczyła takie, przy oknie to szybciutko podeszła tam i przy stoliku wygodnie usiadła wraz z swoim krukiem, który wtedy szepną jej do ucha żeby coś dobrego dla niego kupiła do jedzenia . Lu wtedy tylko z rozbawioną minką kiwnęła głową i zawołała kelnera żeby zamówić pyszny posiłek dla nas . Dziewczyna wtedy zamówiła dla kruka pyszną miseczkę świeżych ziaren oraz dla siebie małą miseczkę spaghetti. Oczywiście natychmiastowo dostali swoje zamówienie na stół, wiec nie czekali długo na nie! Od razu po dostaniu swojego zamówienia na stół zaczęli jeść w ciszy, jednak po chwili kruk się do dziewczyny odezwał pytając się jej :
Wczoraj
, 21:45
Zgłoś nadużycie
Nieprzeczytane od tego miejsca
- Kra..Kra – Lu kim był mężczyzna przy tobie ?-
~Jeremiel?... Nie wiem kto to jest, poznałam go dziś, gdy odwiedził bibliotekę w poszukiwaniu dla siebie książki, wtedy do niego podeszłam i mu poleciłam książkę przestawiając mu się – Odpowiedziała krótko kończąc jeść
-Kra…Kra – Rozumiem…Jednak proszę cię uważaj na niego
~ Dlaczego?...Wydaje się być naprawdę miłą oraz zagubioną osobą, która tak jak my tu taj trafiła
-Kra..Kra – Może taki jest, ale wyczuwam od niego dziwną nieludzką aurę – Odparł Kruk
~ Rozumiem…No dobrze będę ostrożna – Uśmiechnęła się
-Kra..Kra- Dziękuje – Odparł nażarty do syta
~ Hihi…Chyba deser zjemy w naszym zamieszkanym budynku – Odparła śmiejąc się i wołając kelnerkę żeby jej zapłacić oraz zamówić deser i poprosić o spakowanie go. Po zapłacie oraz po dostaniu na wynos swego deseru Lu pożegnała się i wróciła do swego zamieszanego budynku. Weszła do środka rozmawiając swym krukiem, wtedy tą rozmowę przerwał chłopka, którego wcześniej Luna poznała i który nadal był w bibliotece :
- Witaj z powrotem. - przywitał się.
~[ Uśmiechnęła się i podeszła do chłopaka który siedział przy stoliku wypełniony książkami] - Witaj Remi... Co czytasz? - zapytała zaciekawiona siadając koło chłopka
Właśnie wtedy zaczęli rozmawiać przy pysznym cieście i napoju poznając się i zaprzyjaźniając tak do późnego wieczoru, aż nie wybił zegar północy i jej kruk nie szepną do ucha jej te słowa :
- Kra..Kra - Lu…Już czas
~ [ Spojrzała na zegarek ] –Tak już czas
- Na co czas? – Zapytał zdziwiony
~[Uśmiechnęła się ] – Na bajkę na dobranoc – Odpowiedziała wstając z krzesła – Opowiadam ją dla swego kruka na dobranoc żeby szybciej zasną, przecież jest jeszcze dzieckiem – Pogłaskała ptaka po piórach – Dziś też tobie ją opowiem, przecież na pewno nie masz, gdzie się zatrzymać wiec możesz tu zostać i spać - Odparła z uśmiechem
- Spać tu ?...Niby gdzie ? – Zapytał
~ Mh… - Podeszła do pobliskiego regału stojącego przy ścianie – No ja nie wiem...Może Tu taj! –Pokazała na regał z książkami
- Hę? – Zaskoczył się
~ Hiihi – Pociągła drewniany posążek w kształcie prawdziwej książki ukrytej za książkami i wtedy regał z książkami się poruszył otwierając za sobą tajemne przejście prowadzące do kąsi .To magiczne zjawisko anioła bardzo zaskoczyło i dało mu do myślenia tak jak białowłosej wcześniej ‘’Czy to jest na pewno zwyczajna biblioteka?’’. No cóż nie zapytał się wtedy dziewczyny tylko bez słowa wstał z krzesła zamykając książki podchodząc bliżej przejścia które się otworzyło, po czym razem z Lu wszedł przez nie docierając do niewielkiego pokoju z dwoma solidnymi łóżkami oraz wieloma półkami z kolorowymi fiolkami oraz książkami, obrazami itp. Wewnątrz pokoju Lu podeszła do łóżka na którym spała i wzięła z niego swoją piżamę i wtedy spojrzała na niedawno poznanego przyjaciela i powiedziała mu :
~ Rozejrzy się i się rozgość, a ja pójdę się przebrać
- Mh… - Rozglądał się po pokoju
Gdy białowłosa wróciła już przebrana w piżamkę spojrzała na Jeremiel który już leżał wygodnie na swoim pościelonym łóżeczku, wtedy wyglądał na bardzo zadowolonego, wiec to Lu ucieszyło że na jej twarzy zagościł promienny uśmiech, gdy usiadła na swoim łóżku.
~ Gotowi na bajkę!?
- [ Spojrzeli na nie kiwając głowami ]
Po tej odpowiedzi dziewczyna zaczęła opowiadać bajkę wymyśloną przez nią na spontanie. Opowiadała o porzuconym archaniele , o demonicznym kruku oraz o tajemniczej, niezwykłej dziewczynie, którzy niedawno się poznali i się zaprzyjaźnili oraz walczyli wspólnie z bestią, którą musieli pokonać przez rozkaz króla. Opowieść którą opowiadała dziewczyna zaciekawiła odbiorców tak bardzo że zahipnotyzowała ich prowadząc ich do świata wyobrażeń żeby zobaczyli tą historię własnymi oczami, wtedy na pewno świetnie się bawili, ale każda opowieść kiedyś się kończy i zasmuca odbiorców, wiec białowłosa nie chcąc tego powiedziała na koniec opowieść …
~ ‘ Koniec to zaledwie początek…’’ – Uśmiechnęła się – A teraz życzę wam dobranoc – Położyła się wygodnie na łóżku tak jak reszta i zasnęła.
Następnego dnia białowłosa, niewidoma dziewczyna obudziła się około dziewiątej rano razem z swym krukiem…
~ Dzień dobry Blood – Przetarła oczy rozciągając się
- Kra..Kra – Dzień dobry Luna –Usiadł mi na ramieniu
~[Pogłaskała kruka i spojrzała na puste łóżko] – Widać że Jeremiel już wstał – Odparła
- Kra..Kra- Gdy go niema to chyba na to wygląda – Stwierdził kruk
~ Co ty powiesz – Zaśmiała się
Właśnie wtedy dziewczyny śmiech przerwał melodia dobiegająca z telefonu lezącego koło zakutej księgi która informowała o tym że białowłosa dostała wiadomość w telefonie :
Gdy melodia ucichła i telefon zgasł dziewczyna zamilkła blednąc na twarzy, biorąc komórkę do ręki, włączając ją oraz klikając na nową, pierwszą, jedyną wiadomość, którą dostała przez to urządzenie i zaczęła czytać nagłos treść wiadomość :
‘’ Witaj Lu:3
Miło spędzałaś czas na rozpoznaniu się z tym światem? Na pewno tak!
No cóż musze cię zasmucić to już koniec laby! Teraz czas na rozpoczęcie gry!
Twoim dzisiejszą misją w grze jest pozbycie się Almona, który sieje w dużym mieście terror.
Zbyt trudne dla ciebie ?
No dobrze możesz kogoś zabrać do pomocy w misji
Powodzenia!
Będę obserwował twoje wyczyniania’’
Po przeczytaniu na głos wiadomość, dziewczyna wytłoczyła telefon, który odłożyła na półeczkę i wstała z łóżka podchodząc do szafy, wtedy jej towarzysz powiedział :
-Kra..Kra – Co teraz ? –Zapytał
~ Pozbędziemy się bestii! –Odpowiedziała ubierając się
-Hę? – Zaskoczył się
~ Może po wykonana tego zadania przypomnę sobie coś o sobie! –Stwierdziła
-Kra..Kra – Może …Ale jak mamy się za to zabrać ? – Zapytał kruk lekko panikując
~ Najpierw, przeczytamy bestiariusz tego świata i dowiemy się o bestii którą mamy się pozbyć, potem znajdziemy broń i ją zabijemy – Odpowiedziała krótko krukowi już przebrana w strój bojowy, czyli bardzo luźny pozwalający na szybkie ruchy i swobodę oraz na śliczny wygląd strój składający się z białego T-shirtu , luźnej sportowej granatowej bluzie, czarnych podkolanówek, czarnych kozaczkach oraz krótkiej granatowej spódniczce. Ten strój bardzo ale to bardzo pasował do dziewczyny zmieniając jej automatycznie jej wygląd, ten kto jej dobrze nie znał nie rozpoznał by ją w ogóle, no ale cóż już gotowa, ruszyła z swoim lekko przestraszonym i nie przekonanym towarzyszem do Sali z książkami na poszukiwanie książki opisującej wszystkie bestie tego świata…
(Jeremiel?)
4 marca 2017
Od Jeremiela C.D. Naithary
Podobała mu się ta piosenka, w jakiś sposób przypominała mu jego samego. Czując czyjś wzrok na sobie, jego głos zamarł, a głowa automatycznie odwróciła się w tamtą stronę zaś broń miał w gotowości. Wolał być ostrożny. Nigdy nie wiadomo co czyha za twoimi plecami. Był zaskoczony, że ktoś zadał sobie trud by go znaleźć. Przez chwilę przypatrywał się postaci. Nie oceniając, raczej z ciekawością. Żaden z nich nie odważyło się odezwać. Na pewno nie Anioł, który zazwyczaj był dość milczący. Stała przed nim dziewczyna. Była bardzo blada, błyszczące zielone oczy i włosy w kolorze miedzi. Obserwował każdy jej ruch z wzajemnością. Powoli podniósł się. Okazało się, że była od niego niższa i to tak nawet sporo. Widział jak jej dłoń zaciska się na kolbie pistoletu. Pokazał swoją broń unosząc ją, odwracając bokiem i ku górze. Zabezpieczył je na jej oczach i schował za pasek spodni. Nie zamierzał, teraz się z nikim mierzyć. Szczególnie, że była w pewnym sensie jak on, też po uszy w bagnie. Uśmiechnęła się niewinnie. Anioł mimo to nie stracił czujności. Wystrzegał się uśmiechów odzianych w złoto. Kłamstwo tu było zbyt naturalne.
- Owszem, też tu utknąłem. - przyznał.
"Utknąć" to dobre słowo na sytuację w jakiej się znaleźli. Naithara... Musi zapamiętać to imię.
Podał jej dłoń i spojrzał wymownie na jej broń.
- Jeremiel. Jednak częściej skracają moje imię do Ramiel - przedstawił się i spojrzał na nią bystrymi oczami. - Schowaj broń. Nie zamierzam z tobą walczyć.
Obserwował jak chowa pistolet i dopiero wtedy mógł sobie pozwolić na rozluźnienie, chociaż zazwyczaj był sztywny jak kij. Usiadł z powrotem na dachu wyciągając przed siebie długie nogi.
- Co cię tu do mnie sprowadza? Wybacz za to powitanie. Uczyłem się strzelać. - powiedział spokojnie.
Spojrzenie powędrowało na krótką chwilę na rozpościerający się krajobraz. Jak mógł jej nie zauważyć jak tylko szła w stronę budynku. Bycie człowiekiem bywa naprawdę irytujące. Takie... skomplikowane. Wciąż nie przyzwyczaił się do tych wszystkich potrzeb i ograniczeń.
Teraz towarzystwo samo do niego przywędrowało i to wcale nie w złym znaczeniu. Mógł zająć sobie czyść czas, chociaż, nie sądził, że ktoś stanie na jego dość samotnej "drodze". Sądził, że każdy jest zdany na siebie, a sojusze... są mało możliwe przez wzgląd na zaufanie. A raczej jego brak.
- Samotność? Nuda? - spytał, a kącik jego ust uniósł.
Promienie słońca wręcz zlewały się z jej długimi włosami. Anioł zaś wyglądał jak zwykle w swoim wiecznym stroju. Koszuli, sztruksowej kurtce i czarnych spodniach. Zmrużył oczy i przechylił głowę.
- Mogę się mylić, ale również nie jesteś człowiekiem... - Nie wiadomo czy bardziej zapytał czy stwierdził, ale czuł w tej dziewczynie coś... - To głupie pytanie zważywszy na to, że nie byłoby zabawy w zamieraniu tu człowieka. Nie byłoby nic co można mu by było oddać. Prócz wolności.
Przyznał sam sobie.
Naithara?
- Owszem, też tu utknąłem. - przyznał.
"Utknąć" to dobre słowo na sytuację w jakiej się znaleźli. Naithara... Musi zapamiętać to imię.
Podał jej dłoń i spojrzał wymownie na jej broń.
- Jeremiel. Jednak częściej skracają moje imię do Ramiel - przedstawił się i spojrzał na nią bystrymi oczami. - Schowaj broń. Nie zamierzam z tobą walczyć.
Obserwował jak chowa pistolet i dopiero wtedy mógł sobie pozwolić na rozluźnienie, chociaż zazwyczaj był sztywny jak kij. Usiadł z powrotem na dachu wyciągając przed siebie długie nogi.
- Co cię tu do mnie sprowadza? Wybacz za to powitanie. Uczyłem się strzelać. - powiedział spokojnie.
Spojrzenie powędrowało na krótką chwilę na rozpościerający się krajobraz. Jak mógł jej nie zauważyć jak tylko szła w stronę budynku. Bycie człowiekiem bywa naprawdę irytujące. Takie... skomplikowane. Wciąż nie przyzwyczaił się do tych wszystkich potrzeb i ograniczeń.
Teraz towarzystwo samo do niego przywędrowało i to wcale nie w złym znaczeniu. Mógł zająć sobie czyść czas, chociaż, nie sądził, że ktoś stanie na jego dość samotnej "drodze". Sądził, że każdy jest zdany na siebie, a sojusze... są mało możliwe przez wzgląd na zaufanie. A raczej jego brak.
- Samotność? Nuda? - spytał, a kącik jego ust uniósł.
Promienie słońca wręcz zlewały się z jej długimi włosami. Anioł zaś wyglądał jak zwykle w swoim wiecznym stroju. Koszuli, sztruksowej kurtce i czarnych spodniach. Zmrużył oczy i przechylił głowę.
- Mogę się mylić, ale również nie jesteś człowiekiem... - Nie wiadomo czy bardziej zapytał czy stwierdził, ale czuł w tej dziewczynie coś... - To głupie pytanie zważywszy na to, że nie byłoby zabawy w zamieraniu tu człowieka. Nie byłoby nic co można mu by było oddać. Prócz wolności.
Przyznał sam sobie.
Naithara?
1 marca 2017
Od Naithary C.D. Jeremiela
Mijały sekundy, mijały minuty i mijały godziny. Mijały również dni i tygodnie, może i miesiące.. Nie, zdecydowanie może jeszcze to określenie nie jest odpowiednie. Staram się przetrwać w tym świecie jednakże... to dla mnie zadziwiające zbyt trudne. Myśl, że ludzie, którym na mnie zależy na mnie czekają i z każdym moim brakiem odezwu zaczynają żyć w przekonaniu, iż po prostu ich zostawiłam mnie przerasta. Co jeżeli myślą, że ich nie lubię? Że pragnę ich zostawić na pastwę losu po tym wszystkim co dla nich zrobiłam. Za pewne myślą, że jestem kolejną osobą, która ich oszukała. Jedna z tych fałszywych dziewczyn. Boję się pomyśleć co mogą przez to zrobić. Mogę być ich jedynym ratunkiem. Muszę się stąd do jasnej cholery wydostać. No ale... jak? Oni wszyscy na mnie czekają w tym drugim świecie. Granie grzecznej, cnotliwej dziewczynki tu nie działa a wręcz przynosi zgubę. To za wiele dla mnie. Osoby, która emanuje raczej dobrem i nie skrzywdziłaby muchy. Wychodzi na to, że czas to zmienić i postarać się nie złamać.
Dookoła mnie cisza i brak jakiegokolwiek życia. Cisza mnie zabija. Siedziałam na starej scenie, która obita była deskami. Przed nią rozpościerał się szary bruk, który porastają mchy i pospolite chwasty, nadając im charakteru. W dłoni obracałam czarny pistolet, który służył mi jako broń. Westchnęłam cicho kładąc się na wilgotnej, spróchniałej powierzchni drewna. Nagły chłód przeszył moje ciało powodując nieprzyjemne dreszcze. Wpatrywałam się w jasne niebo. Kompletnie nigdzie nie chciało mi się ruszyć. Chciałabym po prostu pozostać w takiej pozycji i dać się porosnąć przez bluszcz, którego swoją drogą tutaj nie ma. Po pewnym czasie poczułam, że przysnęłam. Zdziwiona tym faktem zamrugałam kilka razy i przetarłam oczy nadal trzymając w dłoni broń. Rozciągnęłam się leniwie i wstałam zeskakując na bruk. Chwiejnie się wyprostowałam i ruszyłam z zamiarem zjedzenia czegoś. No nie ukrywajmy, potrzebuję się najeść jak normalny, cywilizowany człowiek. Kiedy zrobiłam parę kroków usłyszałam daleko huk wystrzału.Zaalarmowana, że być może znajdę kogoś kto jest tak samo w to bagno zamieszany jak ja od razu odepchnęłam myśl jedzenia na drugi plan i żwawo pognałam w stronę pojedynczego wystrzału. Po krótkim czasie usłyszałam czyiś śpiew. Bardzo mi się podobał a piosenkę ni z gruszki, ni z pietruszki, skądś kojarzyłam. Dookoła było niewiele domów, z pewnością to musiała być okoliczna wieś. Więcej tu drzew i natury niż ingerencji człowieka. Szukając męskiego głosu musiałam zadrzeć głowę do góry. Spojrzałam w prawo na jeden z dachów. Był niski i przymocowana drabina pozwalała mi na niego wejść. Prędko wspięłam się na dach a mężczyzna przestał śpiewać. Odwrócił głowę w moją stronę. Kątem oka zauważyłam broń palną w jego dłoni więc mocniej ścisnęłam swoją. Tak gdyby chciał mnie zaatakować. Przyglądałam mu się z lekko otwartą buzią. Po chwili uśmiechnęłam się niewinnie i ostrożnie do niego podeszłam.
-No więc ten... też tutaj trafiłeś, prawda? -zadałam pytanie, które można w dwojaki sposób rozumieć. - Znaczy - pokazałam telefon i pomachałam mu nim przed nosem. - Naithara jestem - wyciągnęłam w jego stronę dłoń chcąc nawiązać znajomość.
Bo ja tutaj zdechnę z tej samotności.
(Jeremiel?)
Dookoła mnie cisza i brak jakiegokolwiek życia. Cisza mnie zabija. Siedziałam na starej scenie, która obita była deskami. Przed nią rozpościerał się szary bruk, który porastają mchy i pospolite chwasty, nadając im charakteru. W dłoni obracałam czarny pistolet, który służył mi jako broń. Westchnęłam cicho kładąc się na wilgotnej, spróchniałej powierzchni drewna. Nagły chłód przeszył moje ciało powodując nieprzyjemne dreszcze. Wpatrywałam się w jasne niebo. Kompletnie nigdzie nie chciało mi się ruszyć. Chciałabym po prostu pozostać w takiej pozycji i dać się porosnąć przez bluszcz, którego swoją drogą tutaj nie ma. Po pewnym czasie poczułam, że przysnęłam. Zdziwiona tym faktem zamrugałam kilka razy i przetarłam oczy nadal trzymając w dłoni broń. Rozciągnęłam się leniwie i wstałam zeskakując na bruk. Chwiejnie się wyprostowałam i ruszyłam z zamiarem zjedzenia czegoś. No nie ukrywajmy, potrzebuję się najeść jak normalny, cywilizowany człowiek. Kiedy zrobiłam parę kroków usłyszałam daleko huk wystrzału.Zaalarmowana, że być może znajdę kogoś kto jest tak samo w to bagno zamieszany jak ja od razu odepchnęłam myśl jedzenia na drugi plan i żwawo pognałam w stronę pojedynczego wystrzału. Po krótkim czasie usłyszałam czyiś śpiew. Bardzo mi się podobał a piosenkę ni z gruszki, ni z pietruszki, skądś kojarzyłam. Dookoła było niewiele domów, z pewnością to musiała być okoliczna wieś. Więcej tu drzew i natury niż ingerencji człowieka. Szukając męskiego głosu musiałam zadrzeć głowę do góry. Spojrzałam w prawo na jeden z dachów. Był niski i przymocowana drabina pozwalała mi na niego wejść. Prędko wspięłam się na dach a mężczyzna przestał śpiewać. Odwrócił głowę w moją stronę. Kątem oka zauważyłam broń palną w jego dłoni więc mocniej ścisnęłam swoją. Tak gdyby chciał mnie zaatakować. Przyglądałam mu się z lekko otwartą buzią. Po chwili uśmiechnęłam się niewinnie i ostrożnie do niego podeszłam.
-No więc ten... też tutaj trafiłeś, prawda? -zadałam pytanie, które można w dwojaki sposób rozumieć. - Znaczy - pokazałam telefon i pomachałam mu nim przed nosem. - Naithara jestem - wyciągnęłam w jego stronę dłoń chcąc nawiązać znajomość.
Bo ja tutaj zdechnę z tej samotności.
(Jeremiel?)
Od Jeremiela - I shot for the sky...
Postać w sztruksowej kurtce patrzyła na rozciągającą się przed nią ulicę. Srebrno-błękitne oczy patrzyły na wszystko zaintrygowane. Zabawne, że kiedyś była tu łąka, a nieopodal las który sam stworzył. Każdy z tych „nadętych suki*synów z harfami” - jak śmiał ich nazywać ich jego przyjaciel – brała udział w historii stworzenia. Pomagała Bogu urzeczywistnić jego marzenie. Stworzył ludzi niedoskonałych, bo nie chciał by byli jak reszta jego dzieci. Co prawda nie spodobało się zbytnio innym. Sam nie był przekonany do tego by złożyć im pokłon, lecz posłuchał Ojca. Dzięki ich duszom potrafią tworzyć rzeczy, których nie wymyślił nawet Stwórca. Są wspaniałymi istotami. Dopiero niedawno to zauważył. Chociaż najpierw stawiał na Neandertalczyków, wypadło na tych tu. I w zasadzie to dobrze. Cieszył się, że mógł przebywać wśród ludzi.
Ruszył w dół nie zbyt zatłoczonej ulicy. Musiał się z kimś spotkać. To było dla niego bardzo ważne. Harvelle mieli bar za miastem. Tam chciał się udać. Musiał się z nimi spotkać. Chciał sprawdzić czy nic im nie jest, a przede wszystkim czy nie przeszli na druga stronę barykady. Miałby duży problem gdyby jego podopieczni stali się jego wrogami. Nie na rękę było mu teraz gdyby zaczęli na niego polować. Obawiał się właśnie tego.
Alex i James od dzieciństwa pozbywali się różnego typu dziwadeł, które zagrażały życiom ludzi. Jeździli po świecie, palili ciała zmarłych by pozbyć się mściwych duchów i wypędzali demony. Była to dla nich normalna praca jak każda inna, chociaż nikt im za to nie płacił. Nawet przysłowiowej złotówki nie brali za uwolnienie rodziny od pasm nieszczęść. Jednak skoro tak żyli musieli brać skądś pieniądze. Od tego był właśnie bar. I zresztą nie tylko on. Bracia potrafili wyrabiać fałszywe karty kredytowe i zarabiać grając w pokera, a jak była okazja to nawet w bilarda. Sprawnie im to wszystko szło. Naprawdę dawali sobie radę. Mieli na koncie niezliczoną ilość demonów, duchów czy zjaw, a nawet anioła. Tuż po tym jak dał im do przeczytania swoje księgi i wyjaśnił jak można je powstrzymywać, czy też zabić. Gdyby teraz się zbuntowali... byłby na przegranej pozycji. Czuł, że wystarczy zwykły nóż, uderzenie czy strzał, a umarłby jako człowiek, nie jako Anioł. No i nie pozwolił by sobie na zabicie ich. Czuł że to byłby... błąd. Nawet jeśli to wszystko było stworzone „na potrzeby” i było falsyfikatem.
Mijał kolejne budynki. To miasto nie wyróżniało się niczym szczególnym od innych jakie miał okazje podziwiać. Mieszkalne bloku i nowocześniejsze sklepy kusiły różnymi promocjami i kolorami. Każdą ulicę zapełniali krzątający się przechodnie. Jedni byli szczęśliwi, inni gburowaci gdy szli kolejny dzień do pracy czy na zakupy szukając wyprzedaży. Jakaś pani wykłócała się o najprawdopodobniej uszkodzony sprzedany przez kasjerkę produkt. Śmiejący się uczniowie cieszyli się wagarami jakie sobie urządzili. To była żywa i kolorowa strona tego miasta. Zwyczajne życie „normalnych ludzi”. Była oczywiście też i ciemna strona kryjąca się między budynkami i w cieniach życia innych. Bezdomni proszący o pomoc, przestępcy czekający na łup. Gdyby miał dawną siłę...
Anioł bez skrzydeł jest pozbawiony jakiegokolwiek transportu. Nie był przyzwyczajony też do korzystania z komunikacji miejskiej, więc wybrał się na własnych nogach. A że jego naczynie było wysportowane, to i nie miał problemu by przejść te dziesięć kilometrów za miastem.
Lokal nie wyglądał jakoś specjalnie zewnątrz, ale za to wewnątrz nie był taki zły. Dębowe stoły i krzesła, wysoki długi kontuar. Dawał uczycie domu z dozą tajemniczości. Ramiel tylko raz był w tym miejscu i to tylko na krótką chwilę. Różne alkohole i zakątek gastronomiczny pozwalały na przyrządzanie mniej i bardziej skomplikowanych dań. Pamiętał jak za ladą stała Jane wraz z Ashton'em zarządzającym kuchnią.
Wszedł niezauważony do lokalu. Rozglądając się po barze dla łowców czuł niepokój. To było jak wejście między stado wilków. Dość pokaźne stado. Łowcy nigdy nie zostawiali broni i zawsze jakąś tam mieli. Pchając się tam... mógł umrzeć, lub zyskać sojuszników. Najgorsze było to ryzyko. Podszedł pewnie do kontuaru, wciąż czujny i usiadł na stołku. Blondynka o równie złotych oczach wycierała akurat szklankę, później zaś ladę.
- Co podać? - zapytała znudzona, nawet na niego nie patrząc.
Ciemnowłosy chłopak położył czarno-purpurowe piórko na ladzie. Było z jego spętanych skrzydeł. Czarny bo upadł i purpura bo taka była jego aura.
- Whisky. - powiedział.
Dziewczyna otworzyła szerzej oczy widząc pióro i spojrzała na rozmówcę.
- Jerachmeel. - wyszeptała zaskoczona. - Co tu robisz?
Anioł obserwował ją bystrymi oczami. Każdy jej ruch jakby spodziewał się wszystkiego. Oparł się o ladę.
- Wróciłem. - odparł. - Tak jakby.
Dziewczyna lekko zbladła i nalała whisky w dwie szklanki.
- Nie powinno cię tu być. Coś się zmieniło. Powiedzieli, że nas zdradziłeś.
Zmarszczył brwi. Nigdy by tego nie zrobił. W końcu odszedł z Nieba. Zdradził i opuścił, owszem... Ale nie ich, tylko swoich anielskich braci. Dlatego byli na niego wściekli. Harwelle nie mieli takiego powodu. Stracił wszystko co miał dla nich. Skąd te wątpliwości? Po chwili zdał sobie sprawę z tego, że nadal jest w tej chorej „grze”, a ten który bawi się w Boga pociąga za wszystkie sznurki. W tym jego przyjaciółmi i nim samym. Musi być to dla niego naprawdę zabawne... Jeśli się stąd wydostanie, sam załatwi mu specjalnie miejsce w piekle skoro już Tata pogodził się z Lucyferem.
Złapał w dłoń szklankę podsuniętą przez dziewczynę. Teraz miał dwa, a w zasadzie trzy wyjścia: Albo wypić, wyjść i zniknąć, albo siłą przemówić do rozumu. Trzecią opcją było zabicie ich, ale tego nie był w stanie zrobić.
- Nie zrobiłem tego. Dobrze wiesz. - powiedział z pełną powagą.
Dziewczyna odgarnęła włosy i rozejrzała się.
- Ja to wiem, ale oni? Wiesz jacy są uparci.
Anioł zamyślił się przez chwilę ze szklaneczką przy ustach. Upił porządny łyk alkoholu. Połaskotał go po gardle i języku. Po chwili zastanowienia wybrał tą drugą opcję. Wpierw jednak chciał się zabezpieczyć.
- Potrzebuję broni. Jak najwięcej.
Jane spojrzała na niego podejrzliwie. W jej złotych oczach kryło się pytanie na które nie chciał odpowiedzieć „ Co ty znowu kombinujesz?”. Nadal patrzył na nią bez wyrazu. Porozmawiali jeszcze chwilę i wypili kilka shotów, zanim dziewczyna postanowiła...
- Chodź na zaplecze - powiedziała odbijając się lekko od lady.
Anioł z gracją zeskoczył ze stołka i zwinie wszedł na kontuar. Wcale a wcale się nie upił. Miał bardzo mocną głowę i kilka łyków alkoholu nie zrobi mu różnicy. Dziewczyna kazała mu iść za sobą gestem ręki.
Na zapleczu krył się pokój Ashton'a, który i tak częściej, piany spał na stole bilardowym niżeli w nim. Dziewczyna otworzyła szafę i skrytkę pokazując całkiem szeroki zapas broni. Od noży różnego rodzaju, po pistolety i strzelby.
- Za pozwoleniem... - sięgną po jeden z noży.
Chował wszystkie zdecydowanymi ruchami pod ubranie. Noże w swoje buty z wysokim stanem. Pistolety za pasek spodni. Naboje w kieszenie. Sztruksowa kurtka od środka skrywała jeszcze głębokie wnęki, w które chłopak również zapełnił. Obładowany, odwrócił się do blondynki.
- Dziękuję za broń.
Jego mina jak zwykle była nieodgadniona. Włosy zmierzwione jak zwykle i te dzikie łagodne oczy. Teraz z lekko zimnym zainteresowaniem.
- A co z tobą. Też uważasz, że mógłbym was zdradzić.
Jane prychnęła. Stała z złożonymi na piersi rękami.
- Nie dawałabym ci broni gdybym dopuściła do siebie taką myśl. Nadal uważam cie za naszego Anioła Stróża. Nie spieprz tego.
Jeremiel przytaknął zamaszyście.
- Oczywiście. - jego głos był tak pewny i poważny, że blondynka aż się uśmiechnęła.
Wyszli na wąski korytarz ku tylnemu wyjściu. Wolał nie pokazywać się łowcom po raz kolejny. Gdy przeszedł przez próg, złotooka oparła się o futrynę. Nie zmieniła pozycji, nadal te złożone ręce. Jedynie jej twarz zmieniła wyraz. Wyglądała na zmartwioną.
- Nie pokazuj się tu. Najlepiej nie nachodź chłopakom na oczy. Nie chciałabym by cię złapali. Wiesz jacy potrafią być gdy się złoszczą. Dasz sobie radę, prawda?
Anioł uśmiechnął się słabo. Chciał podnieść ją na duchu. Może i był pozbawiony wszystkiego, ale nie był słaby. Potrafił sobie poradzić.
- Dziękuję za wszystko. Nie musisz się o mnie martwić. Nie mogą dowiedzieć się co tu robiłem. Jeśli tak mamy grać.
Odwrócił się na pięcie i odszedł szybkim krokiem. Czeka go dość długa droga powrotna. Przynajmniej miał to czego chciał. Informacje i broń. Teraz pozostała mu tylko nauka strzelania oraz konfrontacja z rodzeństwem. Musi ich spotkać po polowaniu. Nie będą mieli takiego uzbrojenia i będą zbyt zmęczeni by z nim walczyć. We wszystkim jest strategia. Najpierw ich znajdzie i będzie obserwował. Nie odpuści tak łatwo. Co to to nie.
________|Po powrocie|________
Anioł siedział na dachu jednego z budynków. Jedną nogę miał wyprostowaną, drugą zaś lekko zgiętą w kolanie. Słońce już niemal zachodziło. Złociste pasma odbijały się od okien,drzewa i kolejne domy rzucały długie cienie. Cieszył się, że po tylu dniach ponurych chmur w końcu wyszło słońce. Została jakaś godzina, może półtora do zmroku. Wyciągnął pistolety zza paska. Były bardzo ładne z jasnego i ciemnego metalu z ozdobioną lufą. Wyważył ją w dłoni. Zaczął powoli uczyć się jak je rozkładać i składać z powrotem. Jak przeładować, jak się nim obsłużyć. Przyzwyczajał dłoń i w pewnym momencie wycelował przed siebie. Na jednym z drzew zobaczył ptaka. Może i byłoby to okrutne gdyby był w prawdziwym świecie, ale nie tutaj. Przygotował się i strzelił. Gołąb opadł z gałęzi na trawę brocząc ją krwią, gdy pocisk go przeszył. Jego głowa uniosła się lekko ironicznym uśmiechem.
- I shot for the sky... I'm stuck on the ground... - zaśpiewał cicho.
CDN (?) Chyba że ktoś chce popisać :3
Ruszył w dół nie zbyt zatłoczonej ulicy. Musiał się z kimś spotkać. To było dla niego bardzo ważne. Harvelle mieli bar za miastem. Tam chciał się udać. Musiał się z nimi spotkać. Chciał sprawdzić czy nic im nie jest, a przede wszystkim czy nie przeszli na druga stronę barykady. Miałby duży problem gdyby jego podopieczni stali się jego wrogami. Nie na rękę było mu teraz gdyby zaczęli na niego polować. Obawiał się właśnie tego.
Alex i James od dzieciństwa pozbywali się różnego typu dziwadeł, które zagrażały życiom ludzi. Jeździli po świecie, palili ciała zmarłych by pozbyć się mściwych duchów i wypędzali demony. Była to dla nich normalna praca jak każda inna, chociaż nikt im za to nie płacił. Nawet przysłowiowej złotówki nie brali za uwolnienie rodziny od pasm nieszczęść. Jednak skoro tak żyli musieli brać skądś pieniądze. Od tego był właśnie bar. I zresztą nie tylko on. Bracia potrafili wyrabiać fałszywe karty kredytowe i zarabiać grając w pokera, a jak była okazja to nawet w bilarda. Sprawnie im to wszystko szło. Naprawdę dawali sobie radę. Mieli na koncie niezliczoną ilość demonów, duchów czy zjaw, a nawet anioła. Tuż po tym jak dał im do przeczytania swoje księgi i wyjaśnił jak można je powstrzymywać, czy też zabić. Gdyby teraz się zbuntowali... byłby na przegranej pozycji. Czuł, że wystarczy zwykły nóż, uderzenie czy strzał, a umarłby jako człowiek, nie jako Anioł. No i nie pozwolił by sobie na zabicie ich. Czuł że to byłby... błąd. Nawet jeśli to wszystko było stworzone „na potrzeby” i było falsyfikatem.
Mijał kolejne budynki. To miasto nie wyróżniało się niczym szczególnym od innych jakie miał okazje podziwiać. Mieszkalne bloku i nowocześniejsze sklepy kusiły różnymi promocjami i kolorami. Każdą ulicę zapełniali krzątający się przechodnie. Jedni byli szczęśliwi, inni gburowaci gdy szli kolejny dzień do pracy czy na zakupy szukając wyprzedaży. Jakaś pani wykłócała się o najprawdopodobniej uszkodzony sprzedany przez kasjerkę produkt. Śmiejący się uczniowie cieszyli się wagarami jakie sobie urządzili. To była żywa i kolorowa strona tego miasta. Zwyczajne życie „normalnych ludzi”. Była oczywiście też i ciemna strona kryjąca się między budynkami i w cieniach życia innych. Bezdomni proszący o pomoc, przestępcy czekający na łup. Gdyby miał dawną siłę...
Anioł bez skrzydeł jest pozbawiony jakiegokolwiek transportu. Nie był przyzwyczajony też do korzystania z komunikacji miejskiej, więc wybrał się na własnych nogach. A że jego naczynie było wysportowane, to i nie miał problemu by przejść te dziesięć kilometrów za miastem.
Lokal nie wyglądał jakoś specjalnie zewnątrz, ale za to wewnątrz nie był taki zły. Dębowe stoły i krzesła, wysoki długi kontuar. Dawał uczycie domu z dozą tajemniczości. Ramiel tylko raz był w tym miejscu i to tylko na krótką chwilę. Różne alkohole i zakątek gastronomiczny pozwalały na przyrządzanie mniej i bardziej skomplikowanych dań. Pamiętał jak za ladą stała Jane wraz z Ashton'em zarządzającym kuchnią.
Wszedł niezauważony do lokalu. Rozglądając się po barze dla łowców czuł niepokój. To było jak wejście między stado wilków. Dość pokaźne stado. Łowcy nigdy nie zostawiali broni i zawsze jakąś tam mieli. Pchając się tam... mógł umrzeć, lub zyskać sojuszników. Najgorsze było to ryzyko. Podszedł pewnie do kontuaru, wciąż czujny i usiadł na stołku. Blondynka o równie złotych oczach wycierała akurat szklankę, później zaś ladę.
- Co podać? - zapytała znudzona, nawet na niego nie patrząc.
Ciemnowłosy chłopak położył czarno-purpurowe piórko na ladzie. Było z jego spętanych skrzydeł. Czarny bo upadł i purpura bo taka była jego aura.
- Whisky. - powiedział.
Dziewczyna otworzyła szerzej oczy widząc pióro i spojrzała na rozmówcę.
- Jerachmeel. - wyszeptała zaskoczona. - Co tu robisz?
Anioł obserwował ją bystrymi oczami. Każdy jej ruch jakby spodziewał się wszystkiego. Oparł się o ladę.
- Wróciłem. - odparł. - Tak jakby.
Dziewczyna lekko zbladła i nalała whisky w dwie szklanki.
- Nie powinno cię tu być. Coś się zmieniło. Powiedzieli, że nas zdradziłeś.
Zmarszczył brwi. Nigdy by tego nie zrobił. W końcu odszedł z Nieba. Zdradził i opuścił, owszem... Ale nie ich, tylko swoich anielskich braci. Dlatego byli na niego wściekli. Harwelle nie mieli takiego powodu. Stracił wszystko co miał dla nich. Skąd te wątpliwości? Po chwili zdał sobie sprawę z tego, że nadal jest w tej chorej „grze”, a ten który bawi się w Boga pociąga za wszystkie sznurki. W tym jego przyjaciółmi i nim samym. Musi być to dla niego naprawdę zabawne... Jeśli się stąd wydostanie, sam załatwi mu specjalnie miejsce w piekle skoro już Tata pogodził się z Lucyferem.
Złapał w dłoń szklankę podsuniętą przez dziewczynę. Teraz miał dwa, a w zasadzie trzy wyjścia: Albo wypić, wyjść i zniknąć, albo siłą przemówić do rozumu. Trzecią opcją było zabicie ich, ale tego nie był w stanie zrobić.
- Nie zrobiłem tego. Dobrze wiesz. - powiedział z pełną powagą.
Dziewczyna odgarnęła włosy i rozejrzała się.
- Ja to wiem, ale oni? Wiesz jacy są uparci.
Anioł zamyślił się przez chwilę ze szklaneczką przy ustach. Upił porządny łyk alkoholu. Połaskotał go po gardle i języku. Po chwili zastanowienia wybrał tą drugą opcję. Wpierw jednak chciał się zabezpieczyć.
- Potrzebuję broni. Jak najwięcej.
Jane spojrzała na niego podejrzliwie. W jej złotych oczach kryło się pytanie na które nie chciał odpowiedzieć „ Co ty znowu kombinujesz?”. Nadal patrzył na nią bez wyrazu. Porozmawiali jeszcze chwilę i wypili kilka shotów, zanim dziewczyna postanowiła...
- Chodź na zaplecze - powiedziała odbijając się lekko od lady.
Anioł z gracją zeskoczył ze stołka i zwinie wszedł na kontuar. Wcale a wcale się nie upił. Miał bardzo mocną głowę i kilka łyków alkoholu nie zrobi mu różnicy. Dziewczyna kazała mu iść za sobą gestem ręki.
Na zapleczu krył się pokój Ashton'a, który i tak częściej, piany spał na stole bilardowym niżeli w nim. Dziewczyna otworzyła szafę i skrytkę pokazując całkiem szeroki zapas broni. Od noży różnego rodzaju, po pistolety i strzelby.
- Za pozwoleniem... - sięgną po jeden z noży.
Chował wszystkie zdecydowanymi ruchami pod ubranie. Noże w swoje buty z wysokim stanem. Pistolety za pasek spodni. Naboje w kieszenie. Sztruksowa kurtka od środka skrywała jeszcze głębokie wnęki, w które chłopak również zapełnił. Obładowany, odwrócił się do blondynki.
- Dziękuję za broń.
Jego mina jak zwykle była nieodgadniona. Włosy zmierzwione jak zwykle i te dzikie łagodne oczy. Teraz z lekko zimnym zainteresowaniem.
- A co z tobą. Też uważasz, że mógłbym was zdradzić.
Jane prychnęła. Stała z złożonymi na piersi rękami.
- Nie dawałabym ci broni gdybym dopuściła do siebie taką myśl. Nadal uważam cie za naszego Anioła Stróża. Nie spieprz tego.
Jeremiel przytaknął zamaszyście.
- Oczywiście. - jego głos był tak pewny i poważny, że blondynka aż się uśmiechnęła.
Wyszli na wąski korytarz ku tylnemu wyjściu. Wolał nie pokazywać się łowcom po raz kolejny. Gdy przeszedł przez próg, złotooka oparła się o futrynę. Nie zmieniła pozycji, nadal te złożone ręce. Jedynie jej twarz zmieniła wyraz. Wyglądała na zmartwioną.
- Nie pokazuj się tu. Najlepiej nie nachodź chłopakom na oczy. Nie chciałabym by cię złapali. Wiesz jacy potrafią być gdy się złoszczą. Dasz sobie radę, prawda?
Anioł uśmiechnął się słabo. Chciał podnieść ją na duchu. Może i był pozbawiony wszystkiego, ale nie był słaby. Potrafił sobie poradzić.
- Dziękuję za wszystko. Nie musisz się o mnie martwić. Nie mogą dowiedzieć się co tu robiłem. Jeśli tak mamy grać.
Odwrócił się na pięcie i odszedł szybkim krokiem. Czeka go dość długa droga powrotna. Przynajmniej miał to czego chciał. Informacje i broń. Teraz pozostała mu tylko nauka strzelania oraz konfrontacja z rodzeństwem. Musi ich spotkać po polowaniu. Nie będą mieli takiego uzbrojenia i będą zbyt zmęczeni by z nim walczyć. We wszystkim jest strategia. Najpierw ich znajdzie i będzie obserwował. Nie odpuści tak łatwo. Co to to nie.
________|Po powrocie|________
Anioł siedział na dachu jednego z budynków. Jedną nogę miał wyprostowaną, drugą zaś lekko zgiętą w kolanie. Słońce już niemal zachodziło. Złociste pasma odbijały się od okien,drzewa i kolejne domy rzucały długie cienie. Cieszył się, że po tylu dniach ponurych chmur w końcu wyszło słońce. Została jakaś godzina, może półtora do zmroku. Wyciągnął pistolety zza paska. Były bardzo ładne z jasnego i ciemnego metalu z ozdobioną lufą. Wyważył ją w dłoni. Zaczął powoli uczyć się jak je rozkładać i składać z powrotem. Jak przeładować, jak się nim obsłużyć. Przyzwyczajał dłoń i w pewnym momencie wycelował przed siebie. Na jednym z drzew zobaczył ptaka. Może i byłoby to okrutne gdyby był w prawdziwym świecie, ale nie tutaj. Przygotował się i strzelił. Gołąb opadł z gałęzi na trawę brocząc ją krwią, gdy pocisk go przeszył. Jego głowa uniosła się lekko ironicznym uśmiechem.
- I shot for the sky... I'm stuck on the ground... - zaśpiewał cicho.
CDN (?) Chyba że ktoś chce popisać :3
16 lutego 2017
Yumeko Umari
''Nie przestawaj marzyć,nie ma nic złego w tym że pragniesz od życia czegoś więcej ''
Imię: Yumeko
Nazwisko: Umari
Pseudonim: Z bliżej nieznanych jej powodów niektórzy nazywają ją Shiro (z jap. biała),czasem możesz usłyszeć jak wołają na nią Yumi .
Numer ID:W8072
Płeć: kobieta
Orientacja: Heteroseksualna
Wiek: 16 l / 20 grudnia
Partner: Lepiej ją o to nie pytać, ale z tego co wiem na razie nikt.
Rasa: zmiennokształtna. Rasa ta jest niezwykle przydatna , przez to często dostaje dziesiątki zleceń którymi z nudów często się zajmuje . Może przez to że ta rasa ma zdolność do zmiany w inne zwierzę , zwykle to tylko ssaki jednak raz na jakiś czas zdarza się zmiennokształtny który w dodatku potrafi przemienić się w gada czy ptaka , tak na prawdę każdy zmiennokształtny ma taką możliwość jednak to wymaga lat stażu i wielu wyrzeczeń .
Charakter: Dla bliskich jej osób jest rozgadana i przyjazna , często także czepia się i żartuje z innych ,oczywiście nie ma w zamiarze nikogo obrazić , Yumeko po prostu nie potrafi trzymać języka za zębami i mówi otwarcie co siedzi jej na wątrobie .Nie lubi jak ktoś traktuję ją z wyższością lub śmieje się z wyglądu . Podczas kłótni zdecydowanie się nie hamuje , potrafi być chamska i agresywna , mimo tego że na co dzień wydaję się być miła i niegroźna to gdy ktoś zawraca jej głowę to potrafi pokazać pazury. Jest bardzo pomocna i wielozadaniowa ,przynajmniej jest tak opisywana przez tutejszych. W dzień jest raczej spokojna , potrafi zmusić się do uśmiechu jednak najczęściej jest po prostu nieobecna , błądzi gdzieś w swoich myślach, Yumi zdecydowanie można nazwać myślicielem , większość czasu spędza na rozmyślaniu , jest raczej nieproblematyczna i nikomu nie przeszkadza że siedzi cicho gdzieś w kącie bo gdy jest w większej grupie raczej nikt się nią nie interesuję. W nocy jednak zmienia się w istny wulkan energii , rzadko bywa przez dłuższy czas w jednym miejscu , cały czas chodzi gdzieś po lasach i wioskach , lub stacza się z jakiegoś wzgórza . Więc gdy chcesz z nią porozmawiać zdecydowanie zabierz się za to wieczorem bądź w nocy .Mimo tego że zdecydowanie nie bierze życia na poważnie , to gdy widzi że ktoś krzywdzi bliską jej osobę , bez wahania zareaguje . Zupełnie inna sprawa jeśli chodzi o wrogów , stara się ich omijać szerokim łukiem jednak z chęcią popatrzy jak pogrążają się w problemach , przynosi jej to wielką przyjemność przez co uważana jest za bardzo dziwną i zmienną . Trudno opisać ją jednym słowem.
Wygląd: Yumeko to średniego wzrostu (ok.170 cm) dziewczyna o raczej kobiecej sylwetce , długich , czarnych włosach które w promieniach słońca mogą wydawać się brązowe i dużych ,przejrzystych turkusowych oczach,przybierają one kolor fiołkowy gdy dziewczyna używa swoich mocy.Dziewczyna lubuje się w koronkach i sukienkach a zwłaszcza w koronkowych sukienkach co jest chyba oczywiste . Rzadko kiedy nosi spodnie , jedynie w zimie przyodziewa czarne ,grube spodnie i długą , zimową kurtkę.Często wzbogaca swoją garderobę w drobiazgi typu spinki , brożki czy kokardki i nie pogardzi gdy ktoś zwróci na to uwagę.
Moc:
*Teleportacja-dziewczyna potrafi się teleportować do dowolnego miejsca na świecie , nim dalej się teleportuje tym dłużej trwa przerwa pomiędzy kolejną teleportacją .
*Zmiennokształtność- jak jej rasa wskazuje , dziewczyna potrafi zmienić się w wybrane zwierzę , wciąż rozwija swoje umiejętności , na razie potrafi zmienić się w większość psowatych i kotowatych , wciąż próbuję zmienić się w mysz i konia jednak na razie to tylko nieudolne próby.
Umiejętności: Yumi lubi śpiewać i mimo tego że nie uważa się za wybitnego piosenkarza to jej siostry zawsze lubiły jak dziewczyna śpiewa im kołysanki . Bardzo dobrze rysuje , potrafi dokładnie sporządzić mapę lub nabazgrać portret godny prawdziwego artysty , nie lubi się tym chwalić , wszystkie swoje prace chowa gdzieś w zakamarkach swojego domu . Całkiem dobrze pływa jednak nie nazwała by tego hobby. Od czasu do czasu może coś nieudolnie zagrać na skrzypcach , znacznie lepiej idzie jej gra na fortepianie .Długi czas uczyła się ''obsługi'' miecza i całkiem dobrze jej to idzie , rzadko używa go podczas walki ale gdy jest potrzebny , Yumi potrafi zabłysnąć swoją umiejętnością.
Historia: Żyła w niezwykle bogatej rodzince ,jej rodzice podcierali się forsą , mieli jej do porzygu i tylko ona była dla nich ważna . Przez dłuższy czas przebywała w ''rezydencji'' wykupionej przez jej starych , wraz z trójką swoich sióstr , Yumi była tą najmłodszą , co nie oznacza że dostawała za to jakąś premię ,musiała harować tak samo ciężko jak jej siostrzyczki . W owym więzieniu (to słowo lepiej opisuje to piekło) ''zajmowały'' się nimi pokojówki . Rodzice nie mieli pojęcia co się dzieje u ich córeczek ,opalali się gdzieś na odległej wyspie i popijając Blue Lagoon myśleli o tym jacy oni bogaci. Tak na prawdę te wredne dziewuchy kazały im ciężko pracować jak bawół a wszelkie oznaki buntu traktowały jak coś okropnego i niedopuszczalnego , lubiły się one w karach cielesnych . Nikt nawet nie wiedział że bogata parka ma dzieci , były one dla nich jedynie udręką. Pewnego dnia z niewiadomych powodów rezydencja spłonęła wraz z wiedźmami i drogimi siostrzyczkami biednej Yumeko . Tylko dziewczyna zdołała uchronić się przed zabójczymi płomieniami i uciekła tak daleko jak tylko potrafiła . Wędrowała po sierocińcach gdy w końcu postanowiła przerwać to błędne koło i wyruszyła we własną podróż , opuściła stary, zniszczony sierociniec ,mimo tego że bawiła się tam całkiem dobrze to miała dosyć ciągłego przemieszczania , dzieci zabawiała chwaląc się swoimi niezwykłymi zdolnościami i zmieniała się w kota czy psa jednak nie mogła w tym cały czas trwać. W lesie w którym spędziła dwa ostatnie lata poznała ogromną bestię o sześciu ogonach której nadała wdzięczne imię ''Ziran'' .( wtedy to był zwykły wilk jednak po znalezieniu się w ''grze'' Ziran zdecydowanie zmienił swój wygląd) Służy jej jako wierny towarzysz podczas wypraw i środek transportu .Pewnego dnia idąc nad rzeczkę przy której w ciepłe dni odpoczywa a zimą jeździ na łyżwach , zauważyła małe światełko pomiędzy koronami niskich drzew , Ziran ukłonił się a Yumeko stanęła na jego grzbiecie i z trudem sięgnęła po owy przedmiot . Okazało się że to małe , bogato zdobione , podniszczone lusterko . Yumi do owego miejsca i siadła tuż przy rzeczce oglądając nurt wody . Lusterko wpadło do wody i popłynęło z nurtem , dziewczyna nie pamięta wiele , wie tylko że nagle woda stała się bardzo głęboka i obudziła się w tym świecie wraz ze swoim towarzyszem.
Ciekawostki:
*Bardzo lubi słodycze , nie lubi jednak lukrecji .
*Nie lubi granatów (oczywiście mówię tu o owocach)
*Zmieniła swoje imię i nazwisko po ucieczce z rezydencji , nikomu nie zdradza swojej prawdziwej nazwy.
Głos:
Lvl: 0 (0/2000)
Kontakt: Howrse: wikiwikirazy2
Inne zdjęcia: podczas używania mocy ( ta ''bestia'' z prawej to jej towarzysz Ziran), jako lis,
jako wilk
6 lutego 2017
Od Jeremiel'a do Luny
Poczuł, że leży na czymś niewątpliwie twardym, a na twarzy i dłoniach czuje chłód, przenikający przez cienkie ubranie. Śpiew ptaków to jedyne dźwięki, które do niego docierały. Otworzył srebrno-błękitne ślepia. Zamiast tego co powinno się tam znajdować zobaczył niebo zakryte gałązkami drzew, sam leżał na poboczu asfaltowej drogi. Podniósł się szybko, rozglądając na boki. Nie powinno go tu być. Zaklęcie - enochiański symbol napisany na ścianie krwią - miał odesłać go do Nieba. A zamiast tego znalazł się TU, gdzieś nadal na Ziemi. Bez słowa wyszedł na szosę i ruszył w stronę najprawdopodobniej miasta. Jedyną rzeczą niepokojącą go był brak jego skrzydeł, mocy i czegokolwiek co znał. Czymże jest Anioł pozbawiony swoich najcenniejszych atrybutów? Jest nikim. Stał się bezużyteczny. Żadna ucieczka z nieba nie zabiera tych możliwości. A jedno odesłanie, potrafiło to wszystko zblokować. Czuł jak w tym miejscu na całym tym obszarze, a nawet powietrzem ktoś miał kontrolę.
Poczuł w kieszeni niepokojącą wibrację. Dotknął tego miejsca i wyciągnął telefon. Wiedział, znał to urządzenie. Jego przyjaciele zmusili go wręcz do nauki obsługi tego przedmiotu. Nie chcieli by straszył ich za każdym razem gdy niespodziewanie się pojawiał. Miał jedną nieprzeczytaną wiadomość. Zajrzał do skrzynki odbiorczej i ją odczytał. Więcej niż raz.
„Witaj w grze o życie”
Aniołowi nie nie wydawało się to ani trochę śmieszne. Znając zasady obrał sobie za cel poznanie osoby, która to wymyśliła. Jednak na razie postanowił zagrać. Pożyć kilka dni... Może lat na zasadach przez niego stworzonych. Co to dla tak starego anioła jak on, poczekać kilka lat więcej by się wydostać? Musi przecież odzyskać to co zostało mu odebrane. Od teraz będzie marionetką na samotnej nici. Schował telefon do kieszeni idąc dalej. Miarowy krok brązowowłosego po kilku kilometrach zaczął zagłuszać ryk silnika. Odwrócił się szybko i widząc, że kierowca auta nie ma zamiaru zwolnić, uskoczył na bok. Był nieostrożny. Robiąc przewrót, żużel nie tylko obtarł, ale wbił się jego rękę.
- To... Boli. - stwierdził zaskoczony.
Nie był przyzwyczajony do takiej małej odporności. Do bólu. Poczuł się jak człowiek. Jak jedna z tych mrówek, które zabijał, bądź chronił wedle rozkazu. A może nim się stał? Dotknął zranienia, by po chwili wyciągnąć kamyczki i wytrzeć krew. No cóż... Musi być bardziej ostrożny i musi nauczyć się ludzkich zwyczajów niezbędnych do przetrwania tej gry.
Postanowił zacząć od biblioteki. Bo gdzie dowiedzieć się o ludziach jak nie w ich skarbnicy wiedzy? Nie był przekonany do użycia technologii takiej jak komputer i internet, wolał wertować stronice starych tomiszczy.
Nie zwracając uwagi na lekkie pieczenie, ruszył w dalszą drogę.
-----| Po jakimś czasie |-----
Podszedł zdecydowanym krokiem do dużych drzwi starej biblioteki. Wydawała się opuszczona, jednak co do tego pewności nie miał. Otworzył szeroko w wszedł do środka. Biblioteka była naprawdę duża. Dwupiętrowa, z ogromnym zbiorem książek. Podszedł to pierwszej półki jaka mogłaby wydawać się sensowna. Co prawda to była „Fantastyka”, jednak może coś przykuło by jego uwagę. Ludzie wierzą w to co chcą uwierzyć. A ci który oddają się nauce i dowodom, nie mają wiary. Dlatego szukał w tym dziale. Stał w świetle padającym zza otwartych drzwi, co innego niż osobnik chowający się gdzieś w tym miejscu i obserwujący go. Nie zwracając na niego uwagi, nadal błądził palcami po grzbietach. Nagle podeszła do niego dziewczyna, ta sama która prawdopodobnie chowała się wśród regałów.
- Ta książka jest odpowiednia. - powiedziała na powitanie.
Podała mu ją do rąk. Miała brązową okładkę i złote litery.
- Opowiada o aniele, który zakochał się w ludziach i zszedł na Ziemię żeby nauczyć się od nich miłości, smutku, radości oraz życia jako śmiertelnik. Bardzo wciągająca oraz pomocna książka... Wiele możesz się przy niej nauczyć i zabawić.
W czas jej opowieści zdążył się jej przyjrzeć. Była mniejsza od niego. Niższa o co najmniej głowę i drobna. Długie, rozpuszczone białe włosy i bardzo jasna cera. Ubrana była w czarną dopasowaną sukienkę. Gdy spojrzał jej jednak w oczy, wydawały się... Błędne. Nie widzące. Czyżby ta dziewczyna była niewidoma? Nie pytał.
Posłała mu uśmiech. Nie odwzajemnił go.
- Dziękuję... - zaczął.
- Luna, jednak proszę mów do mnie Lu. - przedstawiła się.
Postanowił uszanować jej decyzję i również wyjawił swoje imię.
- Remiel... Dziękuję Lu.
- Nie ma sprawy. - odparła.
Nagle przyleciał się czarny jak smoła kruk. Wylądował na ramieniu jasnowłosej, która zaczęła z nim rozmawiać.
- Witaj Blood...Gdzieś ty się podziewał? Rozumiem. No dobrze... Chodźmy coś zjeść.
Chłopak nie rozumiał ani nawet nie starał się zrozumieć krakania ptaszyska. Dziewczyna zaśmiała się cichutko i wyszyła w stronę drzwi. Odprowadził ją wzrokiem.
- Do widzenia lub do zobaczenia Remiel – pożegnała się.
- Do zobaczenia. - odparł.
Gdy wyszła został sam. Spostrzegł, że musi być powiązana ze swoim czarnym towarzyszem. Obejrzał książkę z każdej strony i przeczytał pierwszych kilka stron, Znał ta historię i tego anioła. To była stara legenda i była prawdziwa. Powstała jeszcze gdy hebrajski był często spotykany. Teraz stał się wymarłym językiem. Przeszedł do końca tej historii jednak nie było tam nic co opowiadałoby szczegółowiej o potrzebnym temacie. Castiela też nie mógł zapytać. Niestety. Poszedł więc dalej, szukając odpowiednich książek. Gdy w końcu mi się udało, rozsiadł się wygodnie i zaczął czytać to co go interesowało. Po jakimś czasie drzwi znów skrzypnęły , a on uniósł głowę znad lektury.
- Witaj z powrotem. - przywitał się.
Przez próg przeszedł nie kto inny jak nowo poznana przyziemna. Podeszła do jednego ze stołów, akurat tego przy którym siedział.
- Witaj Remi... Co czytasz? - zapytała zaciekawiona.
Spojrzał na tytuł zamieszczony na blado czerwonej okładce.
- Psychologia jak mniemam. Chyba będę musiał pożyczyć kilka tych książek. - stwierdził zerkając na stosik podręczników.
To „nauka której podmiotem zainteresowania jest człowiek”, nic lepszego nie mógł znaleźć. Zdawała mu się na chwilę obecną najlepszym wyborem. Chciał poznać mechanizm działania człowieka. Byli dla niego nielogiczni i nieprzewidywalni. Nie mieli w miarę utartego schematu. Luna wydawała się zaskoczona.
- Remi... Po co ci ta wiedza...? Jeśli mogę wiedzieć.
Postawiła pojemnik z ciastem, jak później zauważył oraz grube tomiszcze obite jakimś materiałem i zakute. Dosłownie. Poprawił się na krześle.
- Próbuję zrozumieć ludzi. - wyjaśnił. - Ich emocje, uczucia, reakcje. Zwyczaje.
Dziewczyna odpowiedziała cichym śmiechem. Najwidoczniej ją lekko rozbawił.
- Nie nauczysz się emocji i uczuć z książek... - powiedziała spokojnym głosem – Zwyczaje owszem, ale uczuć i emocji nie.
Westchnął i odłożył na stosik tą trzymaną w dłoniach.
- Nie miałem innego punktu zaczepienia.
Spojrzał jej w oczy jak często czynił.
- Nie przebywałem dużo na Ziemi. Nie czuję. Staram się przynajmniej... spróbować zrozumieć.
Spojrzał przelotem na ciasto, starając się powstrzymać ucisk w żołądku. Jego też nie rozumiał. Tych wszystkich znaków, które dostawał od ciała. Były doprawdy uciążliwe.
- Uczuć i emocji nie da się zrozumieć... - odparła otwierając sprawnie pojemniczek. - Po prostu są. - dodała i wyciągnęła talerzyki na które położyła kawałek jabłecznika.
Jeden podała brązowowłosemu, a drugi krukowi. Uśmiechnęła się.
- Smacznego.
I zaczęła jeść. On nie był przekonany do tego pomysłu, w końcu nigdy nie miał takiej potrzeby. Poczuł jednak głód i to wcale nie mały. Przełamał się i wziął widelec.
- Bardzo dziękuję i... wzajemnie? - powiedział uprzejmie. - Może masz rację.
Nie rozumiał po co ludzie życzą sobie „smacznego”. W końcu jeśli coś jest dobre to po prostu takie jest. Po co jeszcze sobie tego życzyć? Przecież to nic nie zmieni. Nie myśląc już o tym więcej, skosztował deseru. Musiało to wyglądać tak jakby był bardzo, ale to bardzo głodny i jednocześnie zaskoczony. Po chwili talerzyk był już czysty. Lu wysłała towarzysza po napój, a ten od razu wysłuchał jej prośby. Odprowadził go wzrokiem nim nie zniknął za regałami.
- Chyba byłeś naprawdę głodny, że wcinasz z taką rozkoszą.
Wrócił wzrokiem do talerza. Zainteresowała go. W końcu wedle sms'a tylko nieliczni nie chcą go tutaj zabić, a ona mu pomaga. Nie miała przecież pewności, że zaraz nie wstanie i nie skręci jej karku, czy nie przebije ostrzem. Dodatkowo była niewidoma. To odwaga czy głupota?
- To pierwsza rzecz, którą jem od... Wieków. - przyznał.
Co prawda nie planował niczego takiego. Zamierzał zawrzeć współpracę z nią. Sojusz. Dzięki temu ona będzie chroniona, a on będzie miał schronienie. Uniósł głowę przyglądając się jej z ciekawością. Nie widział przeciwwskazań co to tego. Była nastawiona pokojowo i nie widział by miała złe intencje. Co ją łączy z tym krukiem. O wy ptak jest znakiem mądrości i śmierci. Jak i również symbolem zła. Tego z piekielnych czeluści. Remiel aż na zbyt dobrze o tym wiedział. Blood był trochę większy niż zwykły kruk... ale nie powinien osądzać, skoro stracił umiejętność „rozpoznania”. Tylko ten zapach siarki gdy przelatywał obok... Czuł przez to lekki niepokój.
- Ojeju... Naprawdę dawno temu. - spojrzała na niego z uśmiechem. - To już wiadomo dlaczego byłeś taki głodny.
Blood postawił butelkę na stole. Remiel miał w zwyczaju być boleśnie szczerym i bezpośrednim. Zawsze mówił prawdę, a kłamstwa używał tylko w sytuacjach kryzysowych. Dlatego lepiej się go nie pytać, jeśli nie wiesz czy jesteś w stanie znieść odpowiedź. Nie wiedział dlaczego ludzie większość uczynków ukrywają za kłamstwem. Przecież każdy zasługuje by znać prawdę. Z resztą ona i tak wypłynie na wierzch. A on nigdy nie miał nic do ukrycia.
- Owszem. My... Nie jemy, ani nie śpimy, to ludzkie cechy które nabyłem wraz z przybyciem do tego miejsca. Są dość... Uciążliwe. - przyznał.
Istoty te wiele potrafią, ale i wiele rzeczy jest im nie potrzebnych, szczególnie gdy schodzą na ziemię. Nie mają ciała, a gdy je znajdą... Większość funkcji życiowych jest „wyłączonych” a dusza nosiciela (o ile tam się znajduje) jest uśpiona. Lokator chroni ciało i sprawia, że jest nie tylko wytrzymałe, zdrowe lecz też usypia funkcje niezbędne dla ludzi.
- My? - zapytała odkręcając butelkę.
Odetchną lekko.
- Anioły. - wyjaśnił.
- Anioły? - nalewał oranżadę do kubków. - Czyli, że jesteś Aniołem?
Próbowała się upewnić białowłosa. Jego kącik ust drgnął niezauważalnie. Bramy Nieba...
- Tak. Jestem Aniołem Pana. Bożym wojownikiem. Jego żołnierzem. Pełnią funkcję Archanioła i dowódcy jednego z garnizonów. - W jego poważnym głosie było coś... z tej dawnej dumy i pewności siebie. - A raczej pełniłem. - dodał niechętnie.
Pamiętał te czasy i patrzył na wszystko z góry. Na dole tłoczyły się miliony, a między nimi pełzały demony i istoty z Czyśćca, ale on był wywyższony. Był jednym z najlepszych, najbardziej wierzących. Pomagał w strategii. Kiedyś to on rzucał kości. Był jednym z tych, których się obawiano. Widział strach w oczach wrogów. Był jednym z tych, którzy widzieli Boga. Rozmawiał z nim nieraz. Ten Anioł z niezachwianą pewnością siebie i słusznością rozkazów... Jego garnizon i równie lojalne w nim Sługi Boże. Wszystkie wieki w niewinności. Później wszystko się skomplikowało. Wszystko stało się tak szybko, nawet dla niego pęd był zaskakujący. Całe zaufanie zostało powalone. Jest Aniołem o nawiedzonym sercu. Wiedział, że od tego momentu będzie coraz trudniej, że musi być mądrzejszy by przetrwać to wszystko. Doprowadzić to do pionu. Kiedy w końcu się dostosuje, pokaże kim potrafi być. Teraz czuje się zagubiony. Wręcz spisany na straty.
- Niesamowite... Poznaliśmy i zaprzyjaźniliśmy się z Aniołem, Blood! - ucieszyła się, podając mu kubek z napojem. - Dlaczego powiedziałeś, że „pełniłeś”... Już nie pełnisz?
Jak zwykle nadzwyczaj opanowany, nie dało się nic odczytać z jego twarzy czy postawy. Roztrzepane włosy nadawały mu wrażenie dzikiego, ale łagodne oczy patrzące na wszystko z chłodnym zainteresowaniem. Każdy twierdził, że jest sprzecznością. Ta powaga, dzikość i groźba, a jednocześnie łagodność.
- Nie zdegradowali mnie, jeśli to masz na myśli. Chodzi mi bardziej o brak kontaktu. Nie słyszę głosów moich braci, a moje umiejętności zostały zapieczętowane przez grę. Stałem się śmiertelny. Przynajmniej na razie.
Pokazał jej obtartą dłoń i złapał kubek, upijając łyk. To właśnie ta „śmiertelność” była największym problemem. Jeden zły krok, a umrze i gdzie pójdzie? Wróci do nieba? Zniknie? Czy też pójdzie do Czyśćca by odpokutować? Jak na razie nie chciał tego sprawdzać. Nawiedzały go myśli by schować się w umyśle Jensen'a i oddać mu kontrolę. To wcale nie byłby taki głupi pomysł, on przecież był przyziemnym. Tak jak ona.
- Rozumiem... - napiła się i spojrzała na niego. - Tęsknisz za nimi... Odczuwam to... Chociaż ty masz do kogo...
Jej głos stał się smutny. Westchnęła i odstawiła pusty kubek na blat dębowego stołu. Zamyślił się na krótką chwilę z kubkiem przy ustach, ale po jej słowach spojrzenie znów skupione było na bladej twarzy rozmówczyni. Czy tęsknił za nimi wszystkimi? Trochę. Brakowało mu upierdliwych i niekiedy złośliwych potyczek słownych. Mimo, że nikt z nich nie czuł wielkiego przywiązania... Można było nazwać to uczucie przyzwyczajeniem z dozą braterskiej miłości.
- Każdy za czymś tęskni i każdemu jest czegoś brak. - powiedział łagodnie. - Tobie też prawda? Poszukujesz drogi.
Odstawił puste naczynie i odsunął od siebie.
- Czy ja poszukuję drogi...? - zamyśliła się. - Chyba oboje jej szukamy żeby odzyskać utracone wspomnienia.
Pogłaskała czarne pióra czarnego kruka.
- Bo widzisz Remiel... po dotarciu tutaj straciliśmy wspomnienia i nic nie pamiętamy. - wyjaśniła.
Z uwagą słuchał jej słów. Otworzył usta pragnąc coś powiedzieć, ale najpierw pochylił się w jej stronę.
- Rozumiem. Postaram się pomóc jak tylko będę mógł. „To co zgubione można odnaleźć”. Dołożę starań by wasze wspomnienia do was wróciły.
Wiedział, że jak na razie to tylko jeden z jego celów, które chce zrealizować. Był w stanie jednaki ten dodać do listy jako cel ważny i niezbędny.
- „ Tylko ludzie pozbawieni celu są nieszczęśliwi”. Ty masz cel Lu. Tak jak ja. Będziemy do niego dążyć. Na pewno ktoś na ciebie czeka. Nigdy nie jest się samemu.
Dziewczyna zareagowała nieprzewidzianie, jak dla niego.
- Jesteś naprawdę miły Remiel... Dziękuję.
I przytuliła go. Zaskoczony, niewiedzący jak się zachować anioł z wahaniem, delikatnie poklepał ją po łopatce, pozwalając się przytulić.
- Mówię to co uważam za słuszne.
Czuł lekką niezręczność. Właśnie o tym mówił. Nieprzewidywalni. Zachowywanie niczym u Cherubinów.
- Może tak... Jednak twoje słowa podniosły mnie na duchu, a nie każdy by tak zrobił, ponieważ nie każdy na tym świecie jest dobry. - puściła go.
Odsunął się. Tak, nie każdy. By to miejsce jest jak różnorodny plac zabaw. Mędrcy i głupcy, silni i słabi, serdeczni i zabójcy... Mieszanka wszystkiego jest w tym miejscu.
- Taka moja rola. Jestem Aniołem marzeń, wizji i zmian. Moim obowiązkiem wręcz jest napełniając odwagą i wiarą. A od świata nie powinno oczekiwać się dobroci. Nikt nie rodzi się dobry, albo zły. Rodzi się z pewnymi skłonnościami, ale liczy się sposób w jaki żyje i to jakich ludzi przyjdzie im poznać. - oznajmił. - Każdemu powinno się pozwolić być choć trochę złym, bo nie zechce być dla nikogo dobrym.
Złapał za stos podręczników i podchodził kolejno do regałów by wróciły na wyznaczone miejsca. Słońce już zachodziło, robiło się późno.
- Bardzo mądre słowa Remiel... Bardzo mądre... - odparła spokojnie.
Później rozmawiała z krukiem, nie za bardzo rozumiał tą konwersację, więc nadal odkładał ostatni już egzemplarz. Gdy usłyszał słowa „już czas”. Odwrócił się marszcząc brwi.
- Na co czas?
< Luna? Tak wiem, ale strasznie długie wyszło.>
Poczuł w kieszeni niepokojącą wibrację. Dotknął tego miejsca i wyciągnął telefon. Wiedział, znał to urządzenie. Jego przyjaciele zmusili go wręcz do nauki obsługi tego przedmiotu. Nie chcieli by straszył ich za każdym razem gdy niespodziewanie się pojawiał. Miał jedną nieprzeczytaną wiadomość. Zajrzał do skrzynki odbiorczej i ją odczytał. Więcej niż raz.
„Witaj w grze o życie”
Aniołowi nie nie wydawało się to ani trochę śmieszne. Znając zasady obrał sobie za cel poznanie osoby, która to wymyśliła. Jednak na razie postanowił zagrać. Pożyć kilka dni... Może lat na zasadach przez niego stworzonych. Co to dla tak starego anioła jak on, poczekać kilka lat więcej by się wydostać? Musi przecież odzyskać to co zostało mu odebrane. Od teraz będzie marionetką na samotnej nici. Schował telefon do kieszeni idąc dalej. Miarowy krok brązowowłosego po kilku kilometrach zaczął zagłuszać ryk silnika. Odwrócił się szybko i widząc, że kierowca auta nie ma zamiaru zwolnić, uskoczył na bok. Był nieostrożny. Robiąc przewrót, żużel nie tylko obtarł, ale wbił się jego rękę.
- To... Boli. - stwierdził zaskoczony.
Nie był przyzwyczajony do takiej małej odporności. Do bólu. Poczuł się jak człowiek. Jak jedna z tych mrówek, które zabijał, bądź chronił wedle rozkazu. A może nim się stał? Dotknął zranienia, by po chwili wyciągnąć kamyczki i wytrzeć krew. No cóż... Musi być bardziej ostrożny i musi nauczyć się ludzkich zwyczajów niezbędnych do przetrwania tej gry.
Postanowił zacząć od biblioteki. Bo gdzie dowiedzieć się o ludziach jak nie w ich skarbnicy wiedzy? Nie był przekonany do użycia technologii takiej jak komputer i internet, wolał wertować stronice starych tomiszczy.
Nie zwracając uwagi na lekkie pieczenie, ruszył w dalszą drogę.
-----| Po jakimś czasie |-----
Podszedł zdecydowanym krokiem do dużych drzwi starej biblioteki. Wydawała się opuszczona, jednak co do tego pewności nie miał. Otworzył szeroko w wszedł do środka. Biblioteka była naprawdę duża. Dwupiętrowa, z ogromnym zbiorem książek. Podszedł to pierwszej półki jaka mogłaby wydawać się sensowna. Co prawda to była „Fantastyka”, jednak może coś przykuło by jego uwagę. Ludzie wierzą w to co chcą uwierzyć. A ci który oddają się nauce i dowodom, nie mają wiary. Dlatego szukał w tym dziale. Stał w świetle padającym zza otwartych drzwi, co innego niż osobnik chowający się gdzieś w tym miejscu i obserwujący go. Nie zwracając na niego uwagi, nadal błądził palcami po grzbietach. Nagle podeszła do niego dziewczyna, ta sama która prawdopodobnie chowała się wśród regałów.
- Ta książka jest odpowiednia. - powiedziała na powitanie.
Podała mu ją do rąk. Miała brązową okładkę i złote litery.
- Opowiada o aniele, który zakochał się w ludziach i zszedł na Ziemię żeby nauczyć się od nich miłości, smutku, radości oraz życia jako śmiertelnik. Bardzo wciągająca oraz pomocna książka... Wiele możesz się przy niej nauczyć i zabawić.
W czas jej opowieści zdążył się jej przyjrzeć. Była mniejsza od niego. Niższa o co najmniej głowę i drobna. Długie, rozpuszczone białe włosy i bardzo jasna cera. Ubrana była w czarną dopasowaną sukienkę. Gdy spojrzał jej jednak w oczy, wydawały się... Błędne. Nie widzące. Czyżby ta dziewczyna była niewidoma? Nie pytał.
Posłała mu uśmiech. Nie odwzajemnił go.
- Dziękuję... - zaczął.
- Luna, jednak proszę mów do mnie Lu. - przedstawiła się.
Postanowił uszanować jej decyzję i również wyjawił swoje imię.
- Remiel... Dziękuję Lu.
- Nie ma sprawy. - odparła.
Nagle przyleciał się czarny jak smoła kruk. Wylądował na ramieniu jasnowłosej, która zaczęła z nim rozmawiać.
- Witaj Blood...Gdzieś ty się podziewał? Rozumiem. No dobrze... Chodźmy coś zjeść.
Chłopak nie rozumiał ani nawet nie starał się zrozumieć krakania ptaszyska. Dziewczyna zaśmiała się cichutko i wyszyła w stronę drzwi. Odprowadził ją wzrokiem.
- Do widzenia lub do zobaczenia Remiel – pożegnała się.
- Do zobaczenia. - odparł.
Gdy wyszła został sam. Spostrzegł, że musi być powiązana ze swoim czarnym towarzyszem. Obejrzał książkę z każdej strony i przeczytał pierwszych kilka stron, Znał ta historię i tego anioła. To była stara legenda i była prawdziwa. Powstała jeszcze gdy hebrajski był często spotykany. Teraz stał się wymarłym językiem. Przeszedł do końca tej historii jednak nie było tam nic co opowiadałoby szczegółowiej o potrzebnym temacie. Castiela też nie mógł zapytać. Niestety. Poszedł więc dalej, szukając odpowiednich książek. Gdy w końcu mi się udało, rozsiadł się wygodnie i zaczął czytać to co go interesowało. Po jakimś czasie drzwi znów skrzypnęły , a on uniósł głowę znad lektury.
- Witaj z powrotem. - przywitał się.
Przez próg przeszedł nie kto inny jak nowo poznana przyziemna. Podeszła do jednego ze stołów, akurat tego przy którym siedział.
- Witaj Remi... Co czytasz? - zapytała zaciekawiona.
Spojrzał na tytuł zamieszczony na blado czerwonej okładce.
- Psychologia jak mniemam. Chyba będę musiał pożyczyć kilka tych książek. - stwierdził zerkając na stosik podręczników.
To „nauka której podmiotem zainteresowania jest człowiek”, nic lepszego nie mógł znaleźć. Zdawała mu się na chwilę obecną najlepszym wyborem. Chciał poznać mechanizm działania człowieka. Byli dla niego nielogiczni i nieprzewidywalni. Nie mieli w miarę utartego schematu. Luna wydawała się zaskoczona.
- Remi... Po co ci ta wiedza...? Jeśli mogę wiedzieć.
Postawiła pojemnik z ciastem, jak później zauważył oraz grube tomiszcze obite jakimś materiałem i zakute. Dosłownie. Poprawił się na krześle.
- Próbuję zrozumieć ludzi. - wyjaśnił. - Ich emocje, uczucia, reakcje. Zwyczaje.
Dziewczyna odpowiedziała cichym śmiechem. Najwidoczniej ją lekko rozbawił.
- Nie nauczysz się emocji i uczuć z książek... - powiedziała spokojnym głosem – Zwyczaje owszem, ale uczuć i emocji nie.
Westchnął i odłożył na stosik tą trzymaną w dłoniach.
- Nie miałem innego punktu zaczepienia.
Spojrzał jej w oczy jak często czynił.
- Nie przebywałem dużo na Ziemi. Nie czuję. Staram się przynajmniej... spróbować zrozumieć.
Spojrzał przelotem na ciasto, starając się powstrzymać ucisk w żołądku. Jego też nie rozumiał. Tych wszystkich znaków, które dostawał od ciała. Były doprawdy uciążliwe.
- Uczuć i emocji nie da się zrozumieć... - odparła otwierając sprawnie pojemniczek. - Po prostu są. - dodała i wyciągnęła talerzyki na które położyła kawałek jabłecznika.
Jeden podała brązowowłosemu, a drugi krukowi. Uśmiechnęła się.
- Smacznego.
I zaczęła jeść. On nie był przekonany do tego pomysłu, w końcu nigdy nie miał takiej potrzeby. Poczuł jednak głód i to wcale nie mały. Przełamał się i wziął widelec.
- Bardzo dziękuję i... wzajemnie? - powiedział uprzejmie. - Może masz rację.
Nie rozumiał po co ludzie życzą sobie „smacznego”. W końcu jeśli coś jest dobre to po prostu takie jest. Po co jeszcze sobie tego życzyć? Przecież to nic nie zmieni. Nie myśląc już o tym więcej, skosztował deseru. Musiało to wyglądać tak jakby był bardzo, ale to bardzo głodny i jednocześnie zaskoczony. Po chwili talerzyk był już czysty. Lu wysłała towarzysza po napój, a ten od razu wysłuchał jej prośby. Odprowadził go wzrokiem nim nie zniknął za regałami.
- Chyba byłeś naprawdę głodny, że wcinasz z taką rozkoszą.
Wrócił wzrokiem do talerza. Zainteresowała go. W końcu wedle sms'a tylko nieliczni nie chcą go tutaj zabić, a ona mu pomaga. Nie miała przecież pewności, że zaraz nie wstanie i nie skręci jej karku, czy nie przebije ostrzem. Dodatkowo była niewidoma. To odwaga czy głupota?
- To pierwsza rzecz, którą jem od... Wieków. - przyznał.
Co prawda nie planował niczego takiego. Zamierzał zawrzeć współpracę z nią. Sojusz. Dzięki temu ona będzie chroniona, a on będzie miał schronienie. Uniósł głowę przyglądając się jej z ciekawością. Nie widział przeciwwskazań co to tego. Była nastawiona pokojowo i nie widział by miała złe intencje. Co ją łączy z tym krukiem. O wy ptak jest znakiem mądrości i śmierci. Jak i również symbolem zła. Tego z piekielnych czeluści. Remiel aż na zbyt dobrze o tym wiedział. Blood był trochę większy niż zwykły kruk... ale nie powinien osądzać, skoro stracił umiejętność „rozpoznania”. Tylko ten zapach siarki gdy przelatywał obok... Czuł przez to lekki niepokój.
- Ojeju... Naprawdę dawno temu. - spojrzała na niego z uśmiechem. - To już wiadomo dlaczego byłeś taki głodny.
Blood postawił butelkę na stole. Remiel miał w zwyczaju być boleśnie szczerym i bezpośrednim. Zawsze mówił prawdę, a kłamstwa używał tylko w sytuacjach kryzysowych. Dlatego lepiej się go nie pytać, jeśli nie wiesz czy jesteś w stanie znieść odpowiedź. Nie wiedział dlaczego ludzie większość uczynków ukrywają za kłamstwem. Przecież każdy zasługuje by znać prawdę. Z resztą ona i tak wypłynie na wierzch. A on nigdy nie miał nic do ukrycia.
- Owszem. My... Nie jemy, ani nie śpimy, to ludzkie cechy które nabyłem wraz z przybyciem do tego miejsca. Są dość... Uciążliwe. - przyznał.
Istoty te wiele potrafią, ale i wiele rzeczy jest im nie potrzebnych, szczególnie gdy schodzą na ziemię. Nie mają ciała, a gdy je znajdą... Większość funkcji życiowych jest „wyłączonych” a dusza nosiciela (o ile tam się znajduje) jest uśpiona. Lokator chroni ciało i sprawia, że jest nie tylko wytrzymałe, zdrowe lecz też usypia funkcje niezbędne dla ludzi.
- My? - zapytała odkręcając butelkę.
Odetchną lekko.
- Anioły. - wyjaśnił.
- Anioły? - nalewał oranżadę do kubków. - Czyli, że jesteś Aniołem?
Próbowała się upewnić białowłosa. Jego kącik ust drgnął niezauważalnie. Bramy Nieba...
- Tak. Jestem Aniołem Pana. Bożym wojownikiem. Jego żołnierzem. Pełnią funkcję Archanioła i dowódcy jednego z garnizonów. - W jego poważnym głosie było coś... z tej dawnej dumy i pewności siebie. - A raczej pełniłem. - dodał niechętnie.
Pamiętał te czasy i patrzył na wszystko z góry. Na dole tłoczyły się miliony, a między nimi pełzały demony i istoty z Czyśćca, ale on był wywyższony. Był jednym z najlepszych, najbardziej wierzących. Pomagał w strategii. Kiedyś to on rzucał kości. Był jednym z tych, których się obawiano. Widział strach w oczach wrogów. Był jednym z tych, którzy widzieli Boga. Rozmawiał z nim nieraz. Ten Anioł z niezachwianą pewnością siebie i słusznością rozkazów... Jego garnizon i równie lojalne w nim Sługi Boże. Wszystkie wieki w niewinności. Później wszystko się skomplikowało. Wszystko stało się tak szybko, nawet dla niego pęd był zaskakujący. Całe zaufanie zostało powalone. Jest Aniołem o nawiedzonym sercu. Wiedział, że od tego momentu będzie coraz trudniej, że musi być mądrzejszy by przetrwać to wszystko. Doprowadzić to do pionu. Kiedy w końcu się dostosuje, pokaże kim potrafi być. Teraz czuje się zagubiony. Wręcz spisany na straty.
- Niesamowite... Poznaliśmy i zaprzyjaźniliśmy się z Aniołem, Blood! - ucieszyła się, podając mu kubek z napojem. - Dlaczego powiedziałeś, że „pełniłeś”... Już nie pełnisz?
Jak zwykle nadzwyczaj opanowany, nie dało się nic odczytać z jego twarzy czy postawy. Roztrzepane włosy nadawały mu wrażenie dzikiego, ale łagodne oczy patrzące na wszystko z chłodnym zainteresowaniem. Każdy twierdził, że jest sprzecznością. Ta powaga, dzikość i groźba, a jednocześnie łagodność.
- Nie zdegradowali mnie, jeśli to masz na myśli. Chodzi mi bardziej o brak kontaktu. Nie słyszę głosów moich braci, a moje umiejętności zostały zapieczętowane przez grę. Stałem się śmiertelny. Przynajmniej na razie.
Pokazał jej obtartą dłoń i złapał kubek, upijając łyk. To właśnie ta „śmiertelność” była największym problemem. Jeden zły krok, a umrze i gdzie pójdzie? Wróci do nieba? Zniknie? Czy też pójdzie do Czyśćca by odpokutować? Jak na razie nie chciał tego sprawdzać. Nawiedzały go myśli by schować się w umyśle Jensen'a i oddać mu kontrolę. To wcale nie byłby taki głupi pomysł, on przecież był przyziemnym. Tak jak ona.
- Rozumiem... - napiła się i spojrzała na niego. - Tęsknisz za nimi... Odczuwam to... Chociaż ty masz do kogo...
Jej głos stał się smutny. Westchnęła i odstawiła pusty kubek na blat dębowego stołu. Zamyślił się na krótką chwilę z kubkiem przy ustach, ale po jej słowach spojrzenie znów skupione było na bladej twarzy rozmówczyni. Czy tęsknił za nimi wszystkimi? Trochę. Brakowało mu upierdliwych i niekiedy złośliwych potyczek słownych. Mimo, że nikt z nich nie czuł wielkiego przywiązania... Można było nazwać to uczucie przyzwyczajeniem z dozą braterskiej miłości.
- Każdy za czymś tęskni i każdemu jest czegoś brak. - powiedział łagodnie. - Tobie też prawda? Poszukujesz drogi.
Odstawił puste naczynie i odsunął od siebie.
- Czy ja poszukuję drogi...? - zamyśliła się. - Chyba oboje jej szukamy żeby odzyskać utracone wspomnienia.
Pogłaskała czarne pióra czarnego kruka.
- Bo widzisz Remiel... po dotarciu tutaj straciliśmy wspomnienia i nic nie pamiętamy. - wyjaśniła.
Z uwagą słuchał jej słów. Otworzył usta pragnąc coś powiedzieć, ale najpierw pochylił się w jej stronę.
- Rozumiem. Postaram się pomóc jak tylko będę mógł. „To co zgubione można odnaleźć”. Dołożę starań by wasze wspomnienia do was wróciły.
Wiedział, że jak na razie to tylko jeden z jego celów, które chce zrealizować. Był w stanie jednaki ten dodać do listy jako cel ważny i niezbędny.
- „ Tylko ludzie pozbawieni celu są nieszczęśliwi”. Ty masz cel Lu. Tak jak ja. Będziemy do niego dążyć. Na pewno ktoś na ciebie czeka. Nigdy nie jest się samemu.
Dziewczyna zareagowała nieprzewidzianie, jak dla niego.
- Jesteś naprawdę miły Remiel... Dziękuję.
I przytuliła go. Zaskoczony, niewiedzący jak się zachować anioł z wahaniem, delikatnie poklepał ją po łopatce, pozwalając się przytulić.
- Mówię to co uważam za słuszne.
Czuł lekką niezręczność. Właśnie o tym mówił. Nieprzewidywalni. Zachowywanie niczym u Cherubinów.
- Może tak... Jednak twoje słowa podniosły mnie na duchu, a nie każdy by tak zrobił, ponieważ nie każdy na tym świecie jest dobry. - puściła go.
Odsunął się. Tak, nie każdy. By to miejsce jest jak różnorodny plac zabaw. Mędrcy i głupcy, silni i słabi, serdeczni i zabójcy... Mieszanka wszystkiego jest w tym miejscu.
- Taka moja rola. Jestem Aniołem marzeń, wizji i zmian. Moim obowiązkiem wręcz jest napełniając odwagą i wiarą. A od świata nie powinno oczekiwać się dobroci. Nikt nie rodzi się dobry, albo zły. Rodzi się z pewnymi skłonnościami, ale liczy się sposób w jaki żyje i to jakich ludzi przyjdzie im poznać. - oznajmił. - Każdemu powinno się pozwolić być choć trochę złym, bo nie zechce być dla nikogo dobrym.
Złapał za stos podręczników i podchodził kolejno do regałów by wróciły na wyznaczone miejsca. Słońce już zachodziło, robiło się późno.
- Bardzo mądre słowa Remiel... Bardzo mądre... - odparła spokojnie.
Później rozmawiała z krukiem, nie za bardzo rozumiał tą konwersację, więc nadal odkładał ostatni już egzemplarz. Gdy usłyszał słowa „już czas”. Odwrócił się marszcząc brwi.
- Na co czas?
< Luna? Tak wiem, ale strasznie długie wyszło.>
Od Sillieny C.D. Gorge'a
Miło z jego strony, że miał tą chwilę słabości, aby mi pomagać, ale to jest ku*wa moje przeklęte drzewo. Sądziłam, że się od razu puści. Spojrzałam na niego obojętnym wzrokiem. Zaczęłam się zastanawiać, czy go stąd zwalić, ale skoro w takiej chwili miał chwilę słabości, aby pomóc nieznanej su*e, być może będzie miał go potem. A mi się taki idiota przyda na dalsze wędrówki, póki nie zyskam czegoś, czegokolwiek, czym mogłabym się bronić. Po na razie jestem bezbronna – to takie głupie i słabe słowo, że to cofam.
- Stawiałam tak nogę, twoja wina - wzruszyłam obojętnie ramionami powstrzymując się przed uderzeniem go butem w czoło, aby zleciał na dół i został poturbowane przez to coś, co nazywa się, albo przynajmniej powinno, zwierzętami. Może gdyby się nim nażarły, na mnie by nie miały ochoty?
Wzruszyłam tylko ramionami widząc jego zdenerwowanie na twarzy, po czym to zignorowałam i odsunęłam nogę. Nie, jednak nie mam zamiaru na jakiekolwiek znajomości. To jest pewne. Dobra, zrzucam go, pomyślałam sobie, jednak w tym momencie mój telefon za wibrował. Tylko to go uratowało od mojego kopniaka w twarz, dzięki któremu miał mi zniknąć z oczu. Wyjęłam telefon i spojrzałam na ekran, gdy nagle i on dostał jakąś wiadomość. Miałam zamiar przeczytać swoją wiadomość, a następnie jego zrzucić, gdy jego treść o mało co nie zrzuciła mnie samej ze zdenerwowania. Natychmiast wyrzuciłam z siebie większość przekleństw jakie znałam, a następnie spojrzałam na niego zdenerwowana, gdy on na mnie patrzył jak na idiotkę.
- Co się ku*wa gapisz? - fuknęłam, po czym spojrzałam na ziemię. Zwierzęta w końcu zniknęły, dzięki czemu mogłam zeskoczyć z drzewa, z mojego drzewa, które musiałam dzielić z tym czymś. Ponownie przeczytałam wiadomość, mając nadzieję, ze to tylko wyobraźnia płata mi figle, ale to nie było to.
- Widzę, że ty też dostałam taką wiadomość - zauważył schodząc z drzewa, na którym siedzieliśmy raptownie trzy lub pięć minut. Spojrzałam na niego mając go ochotę udusić i mając nadzieję, że to wyzwanie zostanie anulowane, ale to nie było możliwe. Wszystko było tak wyraźnie napisane, że żałowałam, iż nie jesteś ślepa. "Aby odzyskać swoje kagune, współpracuj z chłopakiem, z którym właśnie siedzisz na drzewie. Zabij go, a gra się dla ciebie skończy". Gdybym miała jakąkolwiek możliwość dorwania się do tego idioty, który to wszystko wymyślił, zabiłabym go boleśnie i długo, aby cierpiał najdłużej i najbardziej okrutnie jak się tylko da. Niestety nie mogę wykluczyć tego, iż ten ktoś nawet nie istnieje, a to wszystko jest, bo jest.
Kopnęłam drzewo zaciskając pięści. Miałam ochotę zniszczyć telefon, potem go udusić i robić wszystko po swojemu, ale nie miałam zamiaru przegrać. Co to, to nie. Szkoda tylko, ze wiedział, czego ja tak bardzo nienawidzę - ludzi.
- Widzę, że ci to pasuje - powiedział nieco zdenerwowany, albo zirytowany moim zachowaniem. Dlaczego nie mogłam dostać zadania zabicia go? Ugh... ten ktoś dobrze wiedział, ze to bym zrobiła z radością.
- Zamknij się - fuknęłam zaciskając zęby, aż poczułam jak przestaje czuć szczękę. - Gdzie dokładnie idziesz? - założyłam ręce na krzyż. Dopiero co to się wszystko zaczęło, a ja już miałam go dosyć. Denerwował mnie sama obecnością, a to, że mi pomógł, jeszcze bardzie mnie zdenerwowało, ponieważ muszę się odwdzięczyć. Czy niektórych nawyków nie można usunąć ze swojego mózgu?
- Na północ - powiedział z przekąsem. - Po swoje miecze - Świetnie, jestem na ciebie zdana, gorszego zadania nie mogłam dostać, przeszło mi przez myśl, po czym się nieco rozluźniłam przesłuchując się otoczeniu, czy te dziwne stworzenia na pewno zniknęły.
- Idziemy - zarządziłam idąc w stronę północy. Dodałam bym jeszcze, że nie mam zamiaru z nim siedzieć dłużej niż trzy dni, ale stwierdziłam, że to nie potrzebne. Sam wyczuje moją niechęć, a ja będę tylko bardziej zdenerwowana, jeśli okażę się, że droga jest dłuższa niż się wydaje. - A gdzie dokładnie? - mruknęłam gdy go wyprzedziłam, a ten dołączył do mnie dopiero po paru sekundach. Wzruszył ramionami, co mnie zirytowało, ale się nie odezwałam.
- Jak się w ogóle nazywasz? - wydawało mi się, że te słowa były wymuszone, ale to nie ważne. Przedstawiłam się jako Rize, jak zawsze, a on jako George. Nie obchodziło mnie to, równie dobrze mogłam do niego mówi "ej, ty" i tyle by mi wystarczyło.
Czas zacząć tą mękę...
<George? Brak weny>
- Stawiałam tak nogę, twoja wina - wzruszyłam obojętnie ramionami powstrzymując się przed uderzeniem go butem w czoło, aby zleciał na dół i został poturbowane przez to coś, co nazywa się, albo przynajmniej powinno, zwierzętami. Może gdyby się nim nażarły, na mnie by nie miały ochoty?
Wzruszyłam tylko ramionami widząc jego zdenerwowanie na twarzy, po czym to zignorowałam i odsunęłam nogę. Nie, jednak nie mam zamiaru na jakiekolwiek znajomości. To jest pewne. Dobra, zrzucam go, pomyślałam sobie, jednak w tym momencie mój telefon za wibrował. Tylko to go uratowało od mojego kopniaka w twarz, dzięki któremu miał mi zniknąć z oczu. Wyjęłam telefon i spojrzałam na ekran, gdy nagle i on dostał jakąś wiadomość. Miałam zamiar przeczytać swoją wiadomość, a następnie jego zrzucić, gdy jego treść o mało co nie zrzuciła mnie samej ze zdenerwowania. Natychmiast wyrzuciłam z siebie większość przekleństw jakie znałam, a następnie spojrzałam na niego zdenerwowana, gdy on na mnie patrzył jak na idiotkę.
- Co się ku*wa gapisz? - fuknęłam, po czym spojrzałam na ziemię. Zwierzęta w końcu zniknęły, dzięki czemu mogłam zeskoczyć z drzewa, z mojego drzewa, które musiałam dzielić z tym czymś. Ponownie przeczytałam wiadomość, mając nadzieję, ze to tylko wyobraźnia płata mi figle, ale to nie było to.
- Widzę, że ty też dostałam taką wiadomość - zauważył schodząc z drzewa, na którym siedzieliśmy raptownie trzy lub pięć minut. Spojrzałam na niego mając go ochotę udusić i mając nadzieję, że to wyzwanie zostanie anulowane, ale to nie było możliwe. Wszystko było tak wyraźnie napisane, że żałowałam, iż nie jesteś ślepa. "Aby odzyskać swoje kagune, współpracuj z chłopakiem, z którym właśnie siedzisz na drzewie. Zabij go, a gra się dla ciebie skończy". Gdybym miała jakąkolwiek możliwość dorwania się do tego idioty, który to wszystko wymyślił, zabiłabym go boleśnie i długo, aby cierpiał najdłużej i najbardziej okrutnie jak się tylko da. Niestety nie mogę wykluczyć tego, iż ten ktoś nawet nie istnieje, a to wszystko jest, bo jest.
Kopnęłam drzewo zaciskając pięści. Miałam ochotę zniszczyć telefon, potem go udusić i robić wszystko po swojemu, ale nie miałam zamiaru przegrać. Co to, to nie. Szkoda tylko, ze wiedział, czego ja tak bardzo nienawidzę - ludzi.
- Widzę, że ci to pasuje - powiedział nieco zdenerwowany, albo zirytowany moim zachowaniem. Dlaczego nie mogłam dostać zadania zabicia go? Ugh... ten ktoś dobrze wiedział, ze to bym zrobiła z radością.
- Zamknij się - fuknęłam zaciskając zęby, aż poczułam jak przestaje czuć szczękę. - Gdzie dokładnie idziesz? - założyłam ręce na krzyż. Dopiero co to się wszystko zaczęło, a ja już miałam go dosyć. Denerwował mnie sama obecnością, a to, że mi pomógł, jeszcze bardzie mnie zdenerwowało, ponieważ muszę się odwdzięczyć. Czy niektórych nawyków nie można usunąć ze swojego mózgu?
- Na północ - powiedział z przekąsem. - Po swoje miecze - Świetnie, jestem na ciebie zdana, gorszego zadania nie mogłam dostać, przeszło mi przez myśl, po czym się nieco rozluźniłam przesłuchując się otoczeniu, czy te dziwne stworzenia na pewno zniknęły.
- Idziemy - zarządziłam idąc w stronę północy. Dodałam bym jeszcze, że nie mam zamiaru z nim siedzieć dłużej niż trzy dni, ale stwierdziłam, że to nie potrzebne. Sam wyczuje moją niechęć, a ja będę tylko bardziej zdenerwowana, jeśli okażę się, że droga jest dłuższa niż się wydaje. - A gdzie dokładnie? - mruknęłam gdy go wyprzedziłam, a ten dołączył do mnie dopiero po paru sekundach. Wzruszył ramionami, co mnie zirytowało, ale się nie odezwałam.
- Jak się w ogóle nazywasz? - wydawało mi się, że te słowa były wymuszone, ale to nie ważne. Przedstawiłam się jako Rize, jak zawsze, a on jako George. Nie obchodziło mnie to, równie dobrze mogłam do niego mówi "ej, ty" i tyle by mi wystarczyło.
Czas zacząć tą mękę...
<George? Brak weny>
5 lutego 2017
Od Naithary C.D. Gorge'a
Słuchałam go uważnie absorbując każde jego słowo. Skrzyżowałam ręce na piersi zastanawiając się jaki zrobić krok. Czyli są tutaj inne stwory będące jeszcze większym zagrożeniem. Oprócz tego, którego teraz poznałam wymienił mi jeszcze 2 inne, będące silniejsze o wiele silniejsze od Quilinów. Opowiedział mi po krótce o tych stworach, żebym miała jakikolwiek wgląd do tego wszystkiego. Cóż, gdyby mi o nich nie powiedział, a załóżmy, że będziemy poruszać się w dwójkę, napotkalibyśmy te silniejsze stwory, to nie miałabym zielonego pojęcia jak są groźne, w czym są dobre... i prawdopodobnie znowu bym naprzykrzyła się tym temu kolesiowi. No i procent na przetrwanie zwiększa się kiedy jest się w grupie, ale jak będę się go trzymać to pewnie on prędzej mnie załatwi niż typ co mnie w to wpakował. Trwała między nami cisza i starałam się wszystko przeanalizować. Znajdź jakiś pomysł. Na pewno go masz, nie ma opcji, że nie. Niestety, ilekroć się starałam to i tak nie przynosiło żadnego efektu. Przestępując z nogi na nogę rozglądałam się dookoła szukając inspiracji.
-No więc pewnie nowością nie będzie dla ciebie stwierdzenie, że powinniśmy poruszać się w grupie. I obawiam się, że twoje przypuszczenia mogą być słuszne. Biorąc pod uwagę fakt, że siedzisz już tutaj kilka tygodni, dziwi mnie, że jeszcze nie spotkałeś nikogo mojego pokroju. W sensie osoby, która została tutaj zamknięta. To może nawet sugerować, że tylko garść osób nadnaturalnych została tutaj ściągnięta z niewiadomych nam, nikomu przyczyn. Śmiem się nawet pokusić o stwierdzenie, że tylko osoby nadnaturalne, żaden zwykły człowiek. I jaki miałby ten ktoś cel, skoro przechodząc do takiego czynu, czyli stworzenia alternatywnego świata, zamkniętego prawdopodobnie na wszystkie możliwe sposoby, musiał być uzdolniony magicznie. Żaden zwykły człowiek nie jest do tego zdolny, żadna technika, którą znamy. A gdyby to był zwykły człowiek, już dawno złamalibyśmy kajdany naszych umiejętności i siłą zrobili dla siebie drogę powrotną - powiedziałam to co jak na razie zdołałam zauważyć. - Ponadto nie możesz jasno stwierdzić czy to zrobił mężczyzna, kobieta a nawet jakieś głupie dziecko. W jakiejkolwiek formie może się określać, jako on, ona i tak może się podszywać. Nie ufaj żadnej wiadomości głosowej, o ile taką w ogóle dostaniemy. Istnieją programy do modulacji głosu, przez co raz może być to głos starca, za drugim razem beztroskie dziecko a za trzecim razem młoda, ponętna kobieta. Znam się na tego typu technologii, uczyli mnie o tym. Wnioskując po treści wiadomości, jaką dostałam, choćbym nie wiadomo jak bardzo chciała, osoba kontrolująca wszystko, naprawdę wszystko kontroluje i jesteśmy jego zabawkami, których może się w każdej chwili pozbyć. Ale to pewnie jakiś pieprzony sadysta, który chce popatrzeć na nasze cierpienie i tak szybko umrzeć nam nie da. I mogę nawet śmiało powiedzieć, że oprócz stworów jakie spotkałeś są jeszcze inne, pewnie jeszcze silniejsze, które pstryknięciem palca by cię załatwiły. I nie rozumiem czemu miałabym zostać jego ulubienicą, choć fakt, to dobry pomysł na przetrwanie, albo, kierując się moją teorią, dobry pomysł na jeszcze większe cierpienie - zauważyłam słusznie.
Nigdy nie znamy prawdziwych motywów antagonisty.
-A, i żeby w ogóle się stąd wydostać i znaleźć na to sposób, trzeba zdecydowanie jak na razie być posłusznym. Cenię swoje młode życie tak samo jak ty - dodałam uśmiechając się z powodu swojej bezradności.
Spojrzałam się z lekkim uśmiechem na mężczyznę. Zastanawiał się nad moją długą wypowiedzą. Nie wiedziałam, czy może była on dla niego zbędna, czy wręcz go jakoś nakierowała. Nie mam bladego pojęcia. Odnoszę wrażenie, że dla niego idealnie by było gdybym nie zachowywała się tak beztrosko. Swojej natury nie zmienię. Fakt, zachowuję się teraz lekko jak histeryczka ale nic dziwnego skoro nie wiadomo co mnie spotka. Bo na przykład idę sobie drogą a nagle z zakrętu taki suprise! Almon ci wyskakuje, zauważa cię i nie, nie zaprosi cię na herbatkę, raczej wpakuje cię do grobu. Ugh...
-W sumie dopóki nie ma potworów tutaj to możemy chwilę posiedzieć i ustalić plan działania. A ja muszę coś sprawdzić - mruknęłam ostatnie zdanie pod nosem.
Wyjęłam telefon komórkowy i oparłam się plecami o drzewo. Szybko wyświetliłam numer i spróbowałam zadzwonić. Z tego co wiem, można namierzyć adres skąd się wykonało daną rozmowę. Z SMS'ami też tak można ale to chyba trochę gorzej wyglądało. Komórkę przyłożyłam do ucha i wsłuchałam się po kolei w każdy sygnał. Na końcu pojawiły się krótkie i szybkie oznajmiające o nieodebranym połączeniu przez drugą stronę. Zajęłam się więc sprawdzaniem. adresu skąd została wysłana wiadomość. Niestety, kompletnie nie znam się na hackowaniu czy innych takich rzeczach więc szybko się poddałam. A trzeba było uważać kiedy to było omawiane na zajęciach.
-Dobra, potrzebujemy specjalisty od hackowania. Mógłby nam znaleźć tego kolesia co nas ściągnął ale istnieje ryzyko, że tego miejsca nie wykryje - mruknęłam jakby sama do siebie lekko zirytowana.
Jedyne co potrafię, to walczyć wręcz, śpiewać i tańczyć. I do czego ja się tu nadam? Teoretycznie do niczego. No i zdaniem... kurczę, jak mogłabym na niego w skrócie mówić. Jedyne co mi przychodzi to 'Gorge' albo coś w tym stylu. Takie bardziej ludzki i przyziemne imię. Chociaż nie wiem.... może zaczekam na jego zdanie i postaram się go nie zirytować. Co jak co ale wystarczy, że moimi wrogami są jakieś istoty, które chcą mnie zabić oraz prawdopodobnie typ co mnie tutaj zamknął. A myślałam, że w życiu już nic mnie nie zaskoczy. A nie przeżyję tego, abym poznała demona i jakikolwiek kontakt z nim zawarła. To były szczyt wszystkiego i mam nadzieję, że do tego nie dojdzie. Bo totalnie zwariuje tutaj. I kto mnie niby z tego bagna wyciągnie? Dobra, uspokój się, musisz myśleć nad czymś innym.
(Gorge? )
-No więc pewnie nowością nie będzie dla ciebie stwierdzenie, że powinniśmy poruszać się w grupie. I obawiam się, że twoje przypuszczenia mogą być słuszne. Biorąc pod uwagę fakt, że siedzisz już tutaj kilka tygodni, dziwi mnie, że jeszcze nie spotkałeś nikogo mojego pokroju. W sensie osoby, która została tutaj zamknięta. To może nawet sugerować, że tylko garść osób nadnaturalnych została tutaj ściągnięta z niewiadomych nam, nikomu przyczyn. Śmiem się nawet pokusić o stwierdzenie, że tylko osoby nadnaturalne, żaden zwykły człowiek. I jaki miałby ten ktoś cel, skoro przechodząc do takiego czynu, czyli stworzenia alternatywnego świata, zamkniętego prawdopodobnie na wszystkie możliwe sposoby, musiał być uzdolniony magicznie. Żaden zwykły człowiek nie jest do tego zdolny, żadna technika, którą znamy. A gdyby to był zwykły człowiek, już dawno złamalibyśmy kajdany naszych umiejętności i siłą zrobili dla siebie drogę powrotną - powiedziałam to co jak na razie zdołałam zauważyć. - Ponadto nie możesz jasno stwierdzić czy to zrobił mężczyzna, kobieta a nawet jakieś głupie dziecko. W jakiejkolwiek formie może się określać, jako on, ona i tak może się podszywać. Nie ufaj żadnej wiadomości głosowej, o ile taką w ogóle dostaniemy. Istnieją programy do modulacji głosu, przez co raz może być to głos starca, za drugim razem beztroskie dziecko a za trzecim razem młoda, ponętna kobieta. Znam się na tego typu technologii, uczyli mnie o tym. Wnioskując po treści wiadomości, jaką dostałam, choćbym nie wiadomo jak bardzo chciała, osoba kontrolująca wszystko, naprawdę wszystko kontroluje i jesteśmy jego zabawkami, których może się w każdej chwili pozbyć. Ale to pewnie jakiś pieprzony sadysta, który chce popatrzeć na nasze cierpienie i tak szybko umrzeć nam nie da. I mogę nawet śmiało powiedzieć, że oprócz stworów jakie spotkałeś są jeszcze inne, pewnie jeszcze silniejsze, które pstryknięciem palca by cię załatwiły. I nie rozumiem czemu miałabym zostać jego ulubienicą, choć fakt, to dobry pomysł na przetrwanie, albo, kierując się moją teorią, dobry pomysł na jeszcze większe cierpienie - zauważyłam słusznie.
Nigdy nie znamy prawdziwych motywów antagonisty.
-A, i żeby w ogóle się stąd wydostać i znaleźć na to sposób, trzeba zdecydowanie jak na razie być posłusznym. Cenię swoje młode życie tak samo jak ty - dodałam uśmiechając się z powodu swojej bezradności.
Spojrzałam się z lekkim uśmiechem na mężczyznę. Zastanawiał się nad moją długą wypowiedzą. Nie wiedziałam, czy może była on dla niego zbędna, czy wręcz go jakoś nakierowała. Nie mam bladego pojęcia. Odnoszę wrażenie, że dla niego idealnie by było gdybym nie zachowywała się tak beztrosko. Swojej natury nie zmienię. Fakt, zachowuję się teraz lekko jak histeryczka ale nic dziwnego skoro nie wiadomo co mnie spotka. Bo na przykład idę sobie drogą a nagle z zakrętu taki suprise! Almon ci wyskakuje, zauważa cię i nie, nie zaprosi cię na herbatkę, raczej wpakuje cię do grobu. Ugh...
-W sumie dopóki nie ma potworów tutaj to możemy chwilę posiedzieć i ustalić plan działania. A ja muszę coś sprawdzić - mruknęłam ostatnie zdanie pod nosem.
Wyjęłam telefon komórkowy i oparłam się plecami o drzewo. Szybko wyświetliłam numer i spróbowałam zadzwonić. Z tego co wiem, można namierzyć adres skąd się wykonało daną rozmowę. Z SMS'ami też tak można ale to chyba trochę gorzej wyglądało. Komórkę przyłożyłam do ucha i wsłuchałam się po kolei w każdy sygnał. Na końcu pojawiły się krótkie i szybkie oznajmiające o nieodebranym połączeniu przez drugą stronę. Zajęłam się więc sprawdzaniem. adresu skąd została wysłana wiadomość. Niestety, kompletnie nie znam się na hackowaniu czy innych takich rzeczach więc szybko się poddałam. A trzeba było uważać kiedy to było omawiane na zajęciach.
-Dobra, potrzebujemy specjalisty od hackowania. Mógłby nam znaleźć tego kolesia co nas ściągnął ale istnieje ryzyko, że tego miejsca nie wykryje - mruknęłam jakby sama do siebie lekko zirytowana.
Jedyne co potrafię, to walczyć wręcz, śpiewać i tańczyć. I do czego ja się tu nadam? Teoretycznie do niczego. No i zdaniem... kurczę, jak mogłabym na niego w skrócie mówić. Jedyne co mi przychodzi to 'Gorge' albo coś w tym stylu. Takie bardziej ludzki i przyziemne imię. Chociaż nie wiem.... może zaczekam na jego zdanie i postaram się go nie zirytować. Co jak co ale wystarczy, że moimi wrogami są jakieś istoty, które chcą mnie zabić oraz prawdopodobnie typ co mnie tutaj zamknął. A myślałam, że w życiu już nic mnie nie zaskoczy. A nie przeżyję tego, abym poznała demona i jakikolwiek kontakt z nim zawarła. To były szczyt wszystkiego i mam nadzieję, że do tego nie dojdzie. Bo totalnie zwariuje tutaj. I kto mnie niby z tego bagna wyciągnie? Dobra, uspokój się, musisz myśleć nad czymś innym.
(Gorge? )
2 lutego 2017
Od Gorge'a C.D. Naithary
- No współpracuj chociaż! Chcesz tutaj siedzieć i czekać, aż jakiś stwór cię zabije? - Stęknęła rozkładając ręce. Co za głupie pytanie? Nie powiem ile razy już żegnałem się ze swoim życiem.
- Nie. - Mruknąłem, krótko i na temat, kobieta najwyraźniej była podirytowana, gdyż się odwróciła do mnie plecami. Nie potrafiłem się z nią dogadać. Nagle zaczęła czegoś szukać. I tak to już kolejny krok, nie boi się, że wsadzę jej miecz w plecy. Co do mieczy... W mojej ręce był tylko jeden. Rozejrzałem się po każdym z ciał dziwnych stworzeń. Nigdzie go nie było. Obróciłem się o dziewięćdziesiąt stopni i zacząłem przesuwać ciężkie ciało, gdzie znalazłem długie ostrze. Było całe we krwi. Skrzywiłem się i wytarłem krew o swoje ubranie. W sumie, przydałoby się miejsce, gdzie mógłbym się obmyć z krwi. Odwróciłem się by stwierdzić, że kobieta nadal ma jakieś zajęcie. Może ma rację, powinienem się jakoś tym zainteresować. Powinienem, trochę pomóc. Jednak z takiej wysokości nic nie zobaczę. Zaczepiłem miecze na plecach i zacząłem się wspinać na sam wierzchołek drzewa. Niektóre gałęzie były zbyt słabe by mnie unieść, przez co musiałem skakać co dwa szczeble. Kiedy jednak udało mi się dotrzeć na samą górę, mogłem dostrzec więcej niż się spodziewałem. Patrzę jedną ze stron świata i widzę rozmyte słupy dymu, mam wrażenie, że wiatr niesie przeraźliwy smród rozprutych flaków i świeżej krwi, zmieszany z ciężką wonią pogorzelisk. Wydaje mi się, że słyszę krzyki, ale to wszystko fantazja. Zmieniam miejsce zaczepienia wzroku. Marzę o znalezieniu miejsca na nocleg i o odpoczynku. Brnę wzrokiem po kilometrach lasu, wzdłuż gór i docieram do potoku. Moje oczy lekko błysnęły i chciałem się lepiej przyjrzeć, jednak usłyszałem jakiś krzyk. Chwilowo pomyślałem, że coś się stało dziewczynie i prędko zacząłem schodzić. Zapomniałem jednak o mniejszych gałęziach i poczułem jak jedna z nich pode mną pęka i runąłem w dół.
- No gdzie go posiało? - Zapytała kobieta drapiąc się z tyłu głowy, gdy nagle upadłem z impetem na ziemię zaraz za nią.
- Cholera.. - Syknąłem łapiąc się za kość ogonową i tocząc się w tą i z powrotem po ziemi.
- Coś ty zrobił? - Zdziwiła się kobieta, patrząc na nadal lecące liście z drzewa, które po drodze strąciłem.
- Na południe jest spalona ziemia.. - Wydusiłem strasznie cicho, przez zaciśnięte zęby.
- Co? - Zapytała, nie słysząc co mruczę.
- Czego się wydarłaś w dodatku? - Mruknąłem niezadowolony wstając i rozciągając się.
- Szukałam cię... - Westchnęła - Jakbyś raczył mnie poinformować.. jakbyś współpracował, nic takiego by się nie zdarzyło - Wzruszyła ramionami. Zmarszczyłem brwi i popatrzyłem na nią gniewnie. Na co kobieta lekko odsunęła się do tyłu.
- Jestem tutaj już kilka tygodni, przez ten czas znalazłem tylko kilka miast, oraz pustynię, na której odzyskałem moje miecze - Wskazałem na plecy - Wiele znajdujących się tutaj roślin jest trujących i znajdziesz tutaj nie tylko magiczne stwory, ale także zwyczajne zwierzęta. Z tych groźniejszych i nam wcześniej nieznanych stworzeń poznałem Sneer, Quilin i Almona. Sneer, to zwierzę podobne do jelenia, jednak jest pokryte lodem, jest mniejsze od tych stworzeń - Wskazałem palcem na pokonane przez nas potwory - ale w przeciwieństwie do nich potrafią używać magii, napotkałem je tylko raz, dlatego myślę, że są rzadkie, ale możliwe, że mam tylko szczęście. Almon.. - Przełknąłem ślinę - To wielkie monstrum mierzące ponad trzy metry. jest pokryty samą skórą i zabiłby cię jednym uderzeniem. Dodatkowo potrafi się posługiwać magią, z tego co się orientuję to ziemi. To właśnie on bronił moich mieczy, facet, który nas tu wsadził je tam umieścił, nie wiem jak... najprawdopodobniej potrafi je kontrolować, ale nic nie jest pewne. Kimkolwiek on jest, wie co robi. Ale nie chce nas zabić, jesteśmy zabawkami, z których chce wycisnąć więcej, niż w sobie mają. Żyję jedynie dzięki wielkiemu szczęściu, albo jego zachciance. Myślę, że jak zostaniesz jego ulubienicą, masz większe szanse na przeżycie - Spiorunowałem ją wzrokiem - Ale jak powiedziałem, to tylko moje przypuszczenia... - Powiedziałem oschle mówiąc wszystko co wiem.
<Naith?>
- Nie. - Mruknąłem, krótko i na temat, kobieta najwyraźniej była podirytowana, gdyż się odwróciła do mnie plecami. Nie potrafiłem się z nią dogadać. Nagle zaczęła czegoś szukać. I tak to już kolejny krok, nie boi się, że wsadzę jej miecz w plecy. Co do mieczy... W mojej ręce był tylko jeden. Rozejrzałem się po każdym z ciał dziwnych stworzeń. Nigdzie go nie było. Obróciłem się o dziewięćdziesiąt stopni i zacząłem przesuwać ciężkie ciało, gdzie znalazłem długie ostrze. Było całe we krwi. Skrzywiłem się i wytarłem krew o swoje ubranie. W sumie, przydałoby się miejsce, gdzie mógłbym się obmyć z krwi. Odwróciłem się by stwierdzić, że kobieta nadal ma jakieś zajęcie. Może ma rację, powinienem się jakoś tym zainteresować. Powinienem, trochę pomóc. Jednak z takiej wysokości nic nie zobaczę. Zaczepiłem miecze na plecach i zacząłem się wspinać na sam wierzchołek drzewa. Niektóre gałęzie były zbyt słabe by mnie unieść, przez co musiałem skakać co dwa szczeble. Kiedy jednak udało mi się dotrzeć na samą górę, mogłem dostrzec więcej niż się spodziewałem. Patrzę jedną ze stron świata i widzę rozmyte słupy dymu, mam wrażenie, że wiatr niesie przeraźliwy smród rozprutych flaków i świeżej krwi, zmieszany z ciężką wonią pogorzelisk. Wydaje mi się, że słyszę krzyki, ale to wszystko fantazja. Zmieniam miejsce zaczepienia wzroku. Marzę o znalezieniu miejsca na nocleg i o odpoczynku. Brnę wzrokiem po kilometrach lasu, wzdłuż gór i docieram do potoku. Moje oczy lekko błysnęły i chciałem się lepiej przyjrzeć, jednak usłyszałem jakiś krzyk. Chwilowo pomyślałem, że coś się stało dziewczynie i prędko zacząłem schodzić. Zapomniałem jednak o mniejszych gałęziach i poczułem jak jedna z nich pode mną pęka i runąłem w dół.
- No gdzie go posiało? - Zapytała kobieta drapiąc się z tyłu głowy, gdy nagle upadłem z impetem na ziemię zaraz za nią.
- Cholera.. - Syknąłem łapiąc się za kość ogonową i tocząc się w tą i z powrotem po ziemi.
- Coś ty zrobił? - Zdziwiła się kobieta, patrząc na nadal lecące liście z drzewa, które po drodze strąciłem.
- Na południe jest spalona ziemia.. - Wydusiłem strasznie cicho, przez zaciśnięte zęby.
- Co? - Zapytała, nie słysząc co mruczę.
- Czego się wydarłaś w dodatku? - Mruknąłem niezadowolony wstając i rozciągając się.
- Szukałam cię... - Westchnęła - Jakbyś raczył mnie poinformować.. jakbyś współpracował, nic takiego by się nie zdarzyło - Wzruszyła ramionami. Zmarszczyłem brwi i popatrzyłem na nią gniewnie. Na co kobieta lekko odsunęła się do tyłu.
- Jestem tutaj już kilka tygodni, przez ten czas znalazłem tylko kilka miast, oraz pustynię, na której odzyskałem moje miecze - Wskazałem na plecy - Wiele znajdujących się tutaj roślin jest trujących i znajdziesz tutaj nie tylko magiczne stwory, ale także zwyczajne zwierzęta. Z tych groźniejszych i nam wcześniej nieznanych stworzeń poznałem Sneer, Quilin i Almona. Sneer, to zwierzę podobne do jelenia, jednak jest pokryte lodem, jest mniejsze od tych stworzeń - Wskazałem palcem na pokonane przez nas potwory - ale w przeciwieństwie do nich potrafią używać magii, napotkałem je tylko raz, dlatego myślę, że są rzadkie, ale możliwe, że mam tylko szczęście. Almon.. - Przełknąłem ślinę - To wielkie monstrum mierzące ponad trzy metry. jest pokryty samą skórą i zabiłby cię jednym uderzeniem. Dodatkowo potrafi się posługiwać magią, z tego co się orientuję to ziemi. To właśnie on bronił moich mieczy, facet, który nas tu wsadził je tam umieścił, nie wiem jak... najprawdopodobniej potrafi je kontrolować, ale nic nie jest pewne. Kimkolwiek on jest, wie co robi. Ale nie chce nas zabić, jesteśmy zabawkami, z których chce wycisnąć więcej, niż w sobie mają. Żyję jedynie dzięki wielkiemu szczęściu, albo jego zachciance. Myślę, że jak zostaniesz jego ulubienicą, masz większe szanse na przeżycie - Spiorunowałem ją wzrokiem - Ale jak powiedziałem, to tylko moje przypuszczenia... - Powiedziałem oschle mówiąc wszystko co wiem.
<Naith?>
Od Gorge'a C.D. Sillieny
To już kolejny dzień, gdy zwiedzam ten dziwny świat. Ból mięśni ujawniał się na całym ciele. Spanie na ziemi, było zbyt niebezpieczne, przez co zmuszony byłem znaleźć jakąś opuszczoną jaskinie, bez stwora w środku, lub wysokie drzewo, z mocnymi gałęziami. Dodatkowo dzień, może w jednej chwili stać się nocą, a podróżowanie w mroku nie jest dobrym pomysłem. Nie mam nawet czym się bronić. Spojrzałem krzywo na gołe dłonie. Miałem wrażenie, że bez mieczy zaczynam tracić w nich czucie. Nie byłem przyzwyczajony do tak długiego czasu, bez broni. Już ponad dwieście lat nie odkładałem na dłuższy czas mieczy. Chociaż jeszcze nigdy nie były tak zdrowe. Pamiętam liczne długie miesiące bolesnych poparzeń, które nie należały do najprzyjemniejszych. Co do tego świata, do tej pory też nie natknąłem się na żadne miasto, czyżby nikt normalny tutaj nie zamieszkuje. Nagle coś zabrzęczało w okolicy mojego brzucha. Wyjąłem komórkę patrząc się chwilę w czarny ekran. Nie wiem czemu, zawsze czuję lekki niepokój wiedząc, że przyszła do mnie wiadomość od tego, który mnie tu wsadził. Przesunąłem palcem po szybce i zacząłem odczytywać zawartość. "Wybacz, że czekasz tak długo, jednak schowanie twoich dwóch ukochanych mieczy trochę mi zajęło. Nie łatwo znaleźć jakąś dobrą kryjówkę. Pewnie Ci ich brak. Tak więc, znajdziesz je na północ od twojego aktualnego położenia. Jednak uważaj na ich strażnika." Strażnika? Zacisnąłem zęby. Nawet jeśli napuści na mnie samego boga umarłych odzyskam to co moje. Z zaciśniętą pięścią ruszyłem we wskazaną mi stronę. Szedłem tak wiele godzin, mając wrażenie, że chodzę w kółko postanowiłem trochę odsapnąć. Gorąc bijący w moją głowę nie upraszczał sprawy. Wspiąłem się paroma sprawnymi ruchami na jedno z większych drzew i usiadłem opierając się o pień. Przeleżałem tak wiele godzin, na zmianę śpiąc, patrząc przed siebie i nasiąkając milczeniem. Nawet nie chciało mi się myśleć ile razy w ciągu ostatnich paru dni żegnałem się z życiem, przekonany, że tym razem nadszedł mój koniec. Byłem wyczerpany. Późnym popołudniem jednak zacząłem dochodzić do siebie, co poznałem po tym, że poczułem głód. Życie wracało i miało swoje prawa. Miejsce, w którym mógłbym znaleźć moją broń, ciągle zaprzątało mi głowę. Kiedy znalazłem się na ziemi, zacząłem myśleć, jak mógłbym złapać coś jadalnego. Czułem się jakbym, wrócił na powrót świat, którego miałem już dosyć. Jestem miłośnikiem walki, ale co takiego to już istne szaleństwo. Zerkając w górę dostrzegłem przez liczne gałęzie oślepiające słońce i ogromne, błękitne niebo. Moją uwagę przykuł cichy szum.
- Strumyk.. - Wyszeptałem dopiero teraz czując suchość w piekącym gardle. Nie zważałem już na nic, rzuciłem się biegiem w kierunku wody. Przebijając się przez liczne krzaki dotarłem do małego strumyku, nad którym stały dwa dziwne stworzenia. Schowałem się od razu za drzewem. Zwierzęta, na pewno mnie usłyszały, a jednak się nie spłoszyły. Nie jestem pewny, czy chciałbym im przeszkadzać. Otarłem suchym językiem spierzchnięte usta. Za bardzo jestem spragniony, by się wycofać. Dodatkowo w moim stanie, te lodowate stwory przyciągały moją uwagę. Co bym dał by przyłożyć do swojego ciała jeden z tych kolców wystających im z pleców. Nagle poczułem wibracje, prędko złapałem telefon i zacząłem czytać. Zwierzęta nazywa się Sneer. Są najwyraźniej agresywne, ich opis nie zachęcił mnie do walki z nimi. Zwyczajnie muszę poczekać, aż odejdą. Skrzywiłem się i usiadłem pod drzewem. Byle nie kazały mi długo czekać. Siedziałem tak długo, aż niebo nade mną zaczęło bladnąć i szarzeć. Słychać było, jak wszystko zaczyna iść w kierunku długiego snu. Akurat w tym momencie usłyszałem uderzenia kopyt. Tajemnicze stworzenia zaczęły się oddalać. Dokładnie zapamiętując, w którą stronę się udały rzuciłem się do strumyka, prędko napełniając dłonie czystą wodą. Zamoczyłem w niej wargi i spędziłem na tej czynności dobre kilka minut. Kiedy poczułem, że pragnienie całkowicie zniknęło westchnąłem z ulgą. Otarłem usta i wyprostowałem się. Wróciło we mnie życie. Rozglądając się stwierdziłem, gdzie jest północ. Chciałem się tam kierować, jednak coś ciekawiło mnie, gdzie ruszyły te stworzenia. Nie wiedziałem co to było, jednak bez wahania zaufałem sobie i poszedłem tam gdzie wcześniej zniknęły Sneery. Idąc tak parę dłuższych minut, dostrzegłem długie rogi. Pochylając się lekko do przodu zacząłem się skradać. Podszedłem na tyle blisko, jak tylko potrafiłem. Jedno ze stworzeń szło w stronę... człowieka? Zdziwiłem się widząc, jak ktoś śpi pod drzewem. Chyba nikt nie jest taki głupi. Skrzywiłem się, próbując dostrzec jakiś ruch. Musi być już martwy. Nagle zwierzę nadepnęło na gałąź, a głowa kobiety uniosła się do góry i dostrzegła zagrożenie, gdyż jej klatka zaczęła gwałtownie unosić się i opadać. Stworzenie się lekko wystraszyło i ustawiło w odpowiedniej odległości. Nie ruszaj się. Powtarzałem sobie w głowie, jakby w nadziei, że kobieta jakoś to usłyszy. Jednak w pewnym momencie uniosła się i próbowała wejść na drzewo. Sneer widząc to położył głowę i z ogromnym pędem ruszył na dziewczynę, w celu nabicia jej na poroże. Widząc, jak kobieta niezdarnie próbuje się wdrapać na drzewo pojawiłem się przed stworzeniem, łapiąc go z całej siły za poroże, w celu zatrzymania go. Prędko się zszokowałem czując ogromną siłę, tak małego stworzenia. Te wielkie niebieskie bestie, przy nich to pestka. Zacisnąłem zęby i się zaparłem.
- Szybciej! - Warknąłem widząc kątem oka kobietę, która się we mnie wpatrywała. Nie zastanawiając się prędko wspięła się na drzewo. Zacząłem czuć przeszywające mnie zimno, nagle powietrze wokół mnie stało się ciężkie. Moje mięśnie zaskoczone zmianą klimatu zaczęły słabnąć. Czując to dostrzegłem jak drugi Sneer ruszył w moim kierunku z celem zranienia mnie porożami. Poczułem jak panikuję, zapierałem się z całej siły, ale widok szarżującego na mnie stworzenia ściskał gardło. Gdy był dość blisko puściłem pierwsze zwierzę i opadłem na ziemię. Sneer wbił się porożami w drugiego. Poczułem jak krew zwierzęcia kapie na moje plecy. Prędko się wyślizgnąłem spod dwóch zwierzaków i wbiegłem na drzewo nawet nie zwracając uwagi na to, czy coś mnie goni. Kiedy moja ręka wylądowała na jednej z gałęzi, poczułem na nim jakiś nacisk. Dostrzegłem jak but kobiety, której pomogłem spoczął na mojej dłoni.
- Co ty robisz? - Krzyknąłem wściekle.
<Sillieny? Wybacz, że tak długo, ale troszeczkę nie zauważyłem, że blog został otwarty xd>
- Strumyk.. - Wyszeptałem dopiero teraz czując suchość w piekącym gardle. Nie zważałem już na nic, rzuciłem się biegiem w kierunku wody. Przebijając się przez liczne krzaki dotarłem do małego strumyku, nad którym stały dwa dziwne stworzenia. Schowałem się od razu za drzewem. Zwierzęta, na pewno mnie usłyszały, a jednak się nie spłoszyły. Nie jestem pewny, czy chciałbym im przeszkadzać. Otarłem suchym językiem spierzchnięte usta. Za bardzo jestem spragniony, by się wycofać. Dodatkowo w moim stanie, te lodowate stwory przyciągały moją uwagę. Co bym dał by przyłożyć do swojego ciała jeden z tych kolców wystających im z pleców. Nagle poczułem wibracje, prędko złapałem telefon i zacząłem czytać. Zwierzęta nazywa się Sneer. Są najwyraźniej agresywne, ich opis nie zachęcił mnie do walki z nimi. Zwyczajnie muszę poczekać, aż odejdą. Skrzywiłem się i usiadłem pod drzewem. Byle nie kazały mi długo czekać. Siedziałem tak długo, aż niebo nade mną zaczęło bladnąć i szarzeć. Słychać było, jak wszystko zaczyna iść w kierunku długiego snu. Akurat w tym momencie usłyszałem uderzenia kopyt. Tajemnicze stworzenia zaczęły się oddalać. Dokładnie zapamiętując, w którą stronę się udały rzuciłem się do strumyka, prędko napełniając dłonie czystą wodą. Zamoczyłem w niej wargi i spędziłem na tej czynności dobre kilka minut. Kiedy poczułem, że pragnienie całkowicie zniknęło westchnąłem z ulgą. Otarłem usta i wyprostowałem się. Wróciło we mnie życie. Rozglądając się stwierdziłem, gdzie jest północ. Chciałem się tam kierować, jednak coś ciekawiło mnie, gdzie ruszyły te stworzenia. Nie wiedziałem co to było, jednak bez wahania zaufałem sobie i poszedłem tam gdzie wcześniej zniknęły Sneery. Idąc tak parę dłuższych minut, dostrzegłem długie rogi. Pochylając się lekko do przodu zacząłem się skradać. Podszedłem na tyle blisko, jak tylko potrafiłem. Jedno ze stworzeń szło w stronę... człowieka? Zdziwiłem się widząc, jak ktoś śpi pod drzewem. Chyba nikt nie jest taki głupi. Skrzywiłem się, próbując dostrzec jakiś ruch. Musi być już martwy. Nagle zwierzę nadepnęło na gałąź, a głowa kobiety uniosła się do góry i dostrzegła zagrożenie, gdyż jej klatka zaczęła gwałtownie unosić się i opadać. Stworzenie się lekko wystraszyło i ustawiło w odpowiedniej odległości. Nie ruszaj się. Powtarzałem sobie w głowie, jakby w nadziei, że kobieta jakoś to usłyszy. Jednak w pewnym momencie uniosła się i próbowała wejść na drzewo. Sneer widząc to położył głowę i z ogromnym pędem ruszył na dziewczynę, w celu nabicia jej na poroże. Widząc, jak kobieta niezdarnie próbuje się wdrapać na drzewo pojawiłem się przed stworzeniem, łapiąc go z całej siły za poroże, w celu zatrzymania go. Prędko się zszokowałem czując ogromną siłę, tak małego stworzenia. Te wielkie niebieskie bestie, przy nich to pestka. Zacisnąłem zęby i się zaparłem.
- Szybciej! - Warknąłem widząc kątem oka kobietę, która się we mnie wpatrywała. Nie zastanawiając się prędko wspięła się na drzewo. Zacząłem czuć przeszywające mnie zimno, nagle powietrze wokół mnie stało się ciężkie. Moje mięśnie zaskoczone zmianą klimatu zaczęły słabnąć. Czując to dostrzegłem jak drugi Sneer ruszył w moim kierunku z celem zranienia mnie porożami. Poczułem jak panikuję, zapierałem się z całej siły, ale widok szarżującego na mnie stworzenia ściskał gardło. Gdy był dość blisko puściłem pierwsze zwierzę i opadłem na ziemię. Sneer wbił się porożami w drugiego. Poczułem jak krew zwierzęcia kapie na moje plecy. Prędko się wyślizgnąłem spod dwóch zwierzaków i wbiegłem na drzewo nawet nie zwracając uwagi na to, czy coś mnie goni. Kiedy moja ręka wylądowała na jednej z gałęzi, poczułem na nim jakiś nacisk. Dostrzegłem jak but kobiety, której pomogłem spoczął na mojej dłoni.
- Co ty robisz? - Krzyknąłem wściekle.
<Sillieny? Wybacz, że tak długo, ale troszeczkę nie zauważyłem, że blog został otwarty xd>
1 lutego 2017
Od Naithary C.D. Gorge'a
Byłam zdumiona moją głupotą oraz tym, jak można tak krzywdzić dziecko imieniem. No bo jak ja cholera mam wiedzieć że nie jest demonem tylko ich łowcą? Błagam no, to musi być jakichś żart. Ale coś jednak przykuło w nim moją uwagę. Skoro jest łowcą demonów, i w sumie wgląda na kogoś uzdolnionego prawdopodobnie magicznie, to czy także ma zablokowane umiejętności. To by mnie jakoś pocieszyło, gdybym nie była w tym gównie sama. To jest absurd, żeby pozbawiać nas mocy. Do tej pory żyliśmy w zgodzie, było fajnie wesoło. Każdy mógł się realizować bez względu na to kim jest. Co to za nagła dyskryminacja i rasizm, mhm? Totalna żenada. Po za tym, trzeba zacząć się kontrolować. Siebie i swoje wewnętrzne uczucia. Nie mogę przecież więcej dopuścić do sytuacji w której zranię kogoś tylko i wyłącznie dlatego bo coś przypomina mi znienawidzone prze ze mnie kreatury. To z mojej strony wyglądało tak, jakbym popadła w fobie. A może popadłam albo o tym nie wiem? No cóż... psychologiem nie jestem żeby stwierdzać takie rzeczy. Po tym wszystkim chyba będę musiała się na parę wizyt umówić. Trudno się mówi, ale Naitharo kochana, najpierw trzeba przeżyć.
Zerwałam kawałek materiału mojej bluzki i zadbałam o to, żeby się nie wiem... nie wykrwawił ani nic.. nie mam bladego pojęcia czy od takiej rany można się w ogóle wykrwawić. Nie znam się, nigdy nie musiałam walczyć o przetrwanie. Ponadto wydawało mi się, że nie czuł się zbyt dobrze faktem, że od teraz mam odsłonięty brzuch. Co jak co ale mogłam się nim poszczycić po tylu latach treningów. Inne dziewczyny z pewnością mi zazdroszczą. Ah, co za skromność.
-Jasne, nie ma sprawy - odparłam uśmiechając się lekko.
Wzrokiem ogarnęłam całe pole walki i leżące trupy stworów. Nie byłam przyzwyczajona do takich widoków więc udawałam, że jest okay i dam radę. Kiedyś się pewnie przyzwyczaję. Albo totalnie oszaleję. Muszę się przyzwyczaić, ponieważ śmiem twierdzić, że to stanie się moją rutyną. Zabijać tylko po to, by samemu nie zostać zabitym. Życie za życie. To niedługo będzie moim nowym mottem. Oj coś tak czuję. Podeszłam do Quilina zabitego prze ze mnie. Odpychałam w sobie narastając myśl że to truchło, bez życia, martwe. Brzydziłam się ale musiałam się przełamać. Przyklęknęłam i zaczęłam przyglądać się ciału. Mogłam ze spokojem sprawdzić czy ma jakieś słabe punkty. Chociaż w sumie przyglądałam się mojej pierwszej ofierze to po co to znowu zrobiłam? Nie mam bladego pojęcia. Żeby się upewnić? Chyba dlatego. Tylko takie znajduję logiczne wytłumaczenie. Wstałam jęcząc cicho z powodu tej kości ogonowej. Pomęczy mnie przez jakiś czas ale trudno. Przeżyło się nie takie rzeczy. Wyciągnęłam telefon czytając te SMS'y od początku.
-Więc od początku - stanęłam przodem do mężczyzny z poważną miną. Cóż, jest ona adekwatna do zaistniałej sytuacji. - Również dostałeś SMS'y od nieznanego ci numeru? I z tego co wiem gdzieś powinniśmy mieć swoje identyfikatory.
-No i co z tego? - rzuciłam mu spojrzenie pełne politowania.
-No współpracuj chociaż! Chcesz tutaj siedzieć i czekać aż jakiś stwór cię zabije? - stęknęłam rozkładając ręce.
-Nie - odparł to tak jakby to było oczywiste.
Przewróciłam oczami. Jakoś się od niego odwróciłam i zaczęłam siebie obmacywać w poszukiwaniu identyfikatora. Kiedy go znalazłam zerknęłam tylko żeby sprawdzić co na nim się znajduje. Jak się mogłam spodziewać były tam moje dane typu data urodzenia, grupa krwi, imię i nazwisko. Była również rubryczka z rasą. Miałam ją wpisaną poprawnie, a pod spodem poziom '0'. Przymrużyłam oczy i pospiesznie schowałam identyfikator żeby czasem nie dorwał go ktoś inny. Choć w sumie wątpię. Koleś ma na mnie chyba całkowicie wyjebane. No cóż... chyba będę musiała sama sobie poradzić. Zerknęłam tylko by sprawdzić czy nadal tam jest.
(Gorge? )
Zerwałam kawałek materiału mojej bluzki i zadbałam o to, żeby się nie wiem... nie wykrwawił ani nic.. nie mam bladego pojęcia czy od takiej rany można się w ogóle wykrwawić. Nie znam się, nigdy nie musiałam walczyć o przetrwanie. Ponadto wydawało mi się, że nie czuł się zbyt dobrze faktem, że od teraz mam odsłonięty brzuch. Co jak co ale mogłam się nim poszczycić po tylu latach treningów. Inne dziewczyny z pewnością mi zazdroszczą. Ah, co za skromność.
-Jasne, nie ma sprawy - odparłam uśmiechając się lekko.
Wzrokiem ogarnęłam całe pole walki i leżące trupy stworów. Nie byłam przyzwyczajona do takich widoków więc udawałam, że jest okay i dam radę. Kiedyś się pewnie przyzwyczaję. Albo totalnie oszaleję. Muszę się przyzwyczaić, ponieważ śmiem twierdzić, że to stanie się moją rutyną. Zabijać tylko po to, by samemu nie zostać zabitym. Życie za życie. To niedługo będzie moim nowym mottem. Oj coś tak czuję. Podeszłam do Quilina zabitego prze ze mnie. Odpychałam w sobie narastając myśl że to truchło, bez życia, martwe. Brzydziłam się ale musiałam się przełamać. Przyklęknęłam i zaczęłam przyglądać się ciału. Mogłam ze spokojem sprawdzić czy ma jakieś słabe punkty. Chociaż w sumie przyglądałam się mojej pierwszej ofierze to po co to znowu zrobiłam? Nie mam bladego pojęcia. Żeby się upewnić? Chyba dlatego. Tylko takie znajduję logiczne wytłumaczenie. Wstałam jęcząc cicho z powodu tej kości ogonowej. Pomęczy mnie przez jakiś czas ale trudno. Przeżyło się nie takie rzeczy. Wyciągnęłam telefon czytając te SMS'y od początku.
-Więc od początku - stanęłam przodem do mężczyzny z poważną miną. Cóż, jest ona adekwatna do zaistniałej sytuacji. - Również dostałeś SMS'y od nieznanego ci numeru? I z tego co wiem gdzieś powinniśmy mieć swoje identyfikatory.
-No i co z tego? - rzuciłam mu spojrzenie pełne politowania.
-No współpracuj chociaż! Chcesz tutaj siedzieć i czekać aż jakiś stwór cię zabije? - stęknęłam rozkładając ręce.
-Nie - odparł to tak jakby to było oczywiste.
Przewróciłam oczami. Jakoś się od niego odwróciłam i zaczęłam siebie obmacywać w poszukiwaniu identyfikatora. Kiedy go znalazłam zerknęłam tylko żeby sprawdzić co na nim się znajduje. Jak się mogłam spodziewać były tam moje dane typu data urodzenia, grupa krwi, imię i nazwisko. Była również rubryczka z rasą. Miałam ją wpisaną poprawnie, a pod spodem poziom '0'. Przymrużyłam oczy i pospiesznie schowałam identyfikator żeby czasem nie dorwał go ktoś inny. Choć w sumie wątpię. Koleś ma na mnie chyba całkowicie wyjebane. No cóż... chyba będę musiała sama sobie poradzić. Zerknęłam tylko by sprawdzić czy nadal tam jest.
(Gorge? )
Subskrybuj:
Posty (Atom)